środa, 9 listopada 2016

Rozdział 28 cz.2

Perspektywa Janka:
- Obudź się - mruknąłem, potrząsając coraz mocniej ciałem dziewczyny.
- Przestań - pisnęła przez sen, wierzgając się na różne strony.
Ściągnąłem brwi, podnosząc się do pozycji siedzącej. Ma koszmar, a ja w żaden sposób nie mogę jej z niego wybudzić.
- Nie dotykaj mnie, to boli - jęknęła, odrzucając głowę w bok.
- Ania - powiedziałem nieco głośniej, ponownie potrząsając jej ramieniem.
Nawet na chwilę nie przestała mruczeć czegoś pod nosem. Jej twarz była wykrzywiona w grymasie, a ciało trzęsło się jakby ze strachu.
- Nie chce tam iść, nie zamykaj mnie tam - wyjęczała błagalnym tonem, ściskając w dłoni kołdrę.
- Co ci się do cholery śni? - skrzywiłem się, przecierając ręką zmęczoną twarz.
Ktoś ją chce gdzieś zamknąć, źle ją traktuje i mimo świadomości, że to tylko sen nie chcę, by musiała przez niego przechodzić. Poklepałem ją po policzkach, kiedy zaczęła histerycznie płakać i rozpychać się rękami, tak jakby chciała się przed czymś obronić. Odpychała mnie za każdym razem, kiedy podejmowałem próbę załapania jej ciała w ręce.
- Janek, proszę nie, nie rób tego znowu - odrzuciła głowę na bok, a ja zupełnie zamarłem.
Mówiła mi, że jej się często śnie, ale nie sądziłem, że przechodzi przez to aż tak mocno. To ja jestem powodem, przez który tak bardzo zanosi się płaczem i próbuje bronić. To popieprzone, bo nie traktuję jej w taki sposób w jaki jej się śnię.
Przerażenie jakie ujrzałem w jej zdezorientowanej twarzy, kiedy wreszcie się obudziła, złamało mi serce. Zaskomlała pod nosem, szybko uciekając z łóżka pod samą ścianę. Osunęła się po niej i zjechała na podłogę, osłaniając głowę rękoma. Siedziałem jak wryty nie potrafiąc zrobić żadnego ruchu. Słyszałem jak płacze, a jej ramiona rytmicznie podskakują i nie mogłem tego dłużej wytrzymać. Podniosłem się z łóżka, kierując szybko w jej stronę.
- Nie podchodź! - krzyknęła, próbując jeszcze bardziej wcisnąć swoje plecy w ścianę, co było zupełnie niemożliwe.
Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co. Momentalnie poczułem się winny, tak jakby to wszystko co jej się śniło wydarzyło się naprawdę.
- Nie bój się mnie kochanie - wychrypiałem i kucnąłem obok niej, ale ona szybko przesunęła się w bok, kręcąc z przerażenia głową.
- Przepraszam za wszystko, nie rób mi krzywdy - wyszeptała, dławiąc się przez swoje łzy.
Za co mnie do cholery przeprasza? Zaczynam mieć obawy, że jeszcze nie wybudziła się ze swojego koszmaru.
- Nie zrobię ci krzywdy, to był tylko zły sen - powiedziałem łagodnym głosem, przesuwając się ostrożnie w jej stronę.
Położyłem ręce na jej drżące ze strachu ramiona, przesuwając po nich palcami. Podniosła głowę do góry i posłała mi niepewne spojrzenie.
- Już wszystko dobrze, nie bój się - przyciągnąłem ją do siebie bliżej, obejmując szczelnie rękami.
Szatynka wtuliła głowę w moją koszulkę, płacząc cicho pod nosem. Kiedy jej emocje opadły, owinęła rękami moją szyję.
- Przytul mnie mocno - wyszeptała, przyciskając głowę do mojego ramienia.
Podniosłem się z podłogi razem z jej ciałem i ułożyłem ją z powrotem na łóżku. Nawet na chwilę nie odsunąłem się od niej, by dać jej całkowite poczucie bezpieczeństwa. Tylko czy tak naprawdę mogę je jej zapewnić? Skoro śnię jej się jako morderca, gwałciciel i jeszcze nie wiadomo kto, to czy będzie mi w stanie zaufać?
- Już w porządku? - odgarnąłem włosy z jej policzka, gładząc go delikatnie.
Pokiwała twierdząco głową, spoglądając na moją twarz.
- On miał tak samo na imię i wyglądał jak twój brat bliźniak, ale ty byś nigdy nie zrobił takich rzeczy, nawet gdybyś był do tego zmuszony - pokręciła przecząco głową, wsuwając swoją nogę miedzy moją, by być jeszcze bliżej mnie.
- Masz rację, nigdy bym cię w taki sposób nie potraktował - zacisnąłem szczękę, zataczając kciukiem kółka na jej rozpalonym policzku.
Nie zapytałem co jej się tak naprawdę śniło. Nie wiem czy chcę to wiedzieć. To dla mnie zbyt trudne, żeby pytać o szczegóły, a ona na pewno nie chciałby o tym rozmawiać.
- Kocham cię - wyszeptałem, przyciskając usta do jej czoła.

Perspektywa Ani:
To co się wydarzyło było absurdalne. Śnił mi się jeden z najgorszych snów jakie dotąd miałam i w żaden sposób nie mogłam sobie w nim poradzić. Chwilę po przebudzeniu czułam się jakby to wszystko było realne, jakby Janek, który wisiał nade mną naprawdę chciał mi zrobić krzywdę, stąd moja histeryczna reakcja.
- Ja ciebie też - odparłam, układając dłoń na jego klatce piersiowej.
Uniosłam wzrok na jego twarz, wyczuwając że to wszystko go niesamowicie zaszokowało. Patrzył nieprzytomnie w stronę okna, tak jakby się nad czymś zastanawiał. Trzymał mnie kurczowo przy sobie, co jakiś czas dociskając do swojej klatki piersiowej. Nie chcę żeby czuł się winny temu, że śnią mi się takie głupoty. Może to ma związek z naszą przeszłością, ale od zawsze miewałam koszmary. Najpierw przechodziłam przynajmniej raz w tygodniu od nowa wypadek z mamą, a później zaczęły się inne coraz bardziej realne sny. Teraz i tak śpię spokojniej, odkąd jest przy mnie każdej nocy.
- Boisz się mnie? - zapytał, spoglądając na mnie z góry.
Pokręciłam przecząco głową zgodnie z prawdą. Nie boję się go jako mojego narzeczonego, bo czuje się przy nim najbezpieczniej w świecie, lecz boję się tej postaci ze snu. Czuję lęk, że jeśli teraz zamknę oczy to wydarzy się to od nowa. Wiele razy zupełnie zarywałam noce, a raz nie spałam nawet cztery dni pod rząd, bo bałam się, że znowu będę miała ten pieprzony koszmar.
- Przepraszam.
- Dziękuję, że przy mnie jesteś - przytknęłam usta do jego brody, zostawiając na niej delikatny pocałunek.
- Od teraz już zawszę będę, bo jesteś dla mnie najważniejsza, wiesz? - ujął moje policzki w ręce.
Uśmiechnęłam się delikatnie, odczuwając ogromną ulgę. Jest kolosalna różnica w przechodzeniu tych samych snów samotnie, a z nim.
- Chcesz się napić wody?
- Tak - dopiero teraz poczułam jak bardzo zaschło mi w gardle.
Szatyn podniósł się powoli z łóżka i chwilę później podał mi butelkę niegazowanej wody. Patrzył przez chwilę jak z wielkim pragnieniem upijam ją wielkimi łykami, po czym pochylił się do swoich spodni i wyciągnął z nich paczkę papierosów.
- Za chwilę do ciebie wrócę. Muszę się przewietrzyć.
Zakręciłam butelkę i odstawiłam ją na szafkę. Poprawiłam swoją poduszkę, układając się na boku. Obserwowałam jak Janek wychodzi na balkon zamykając za sobą drzwi. Podszedł do barierki w międzyczasie odpalając papierosa. Oparł się o nią, spoglądając w dół. Jego włosy powiewały od delikatnego wiatru niesionego przez morze. Jest mi przykro z faktem, że tak bardzo go to dotknęło. Próbował mnie pocieszyć, ale widziałam na jego twarzy wymalowane poczucie, że to on i cała jego popieprzona przeszłość wywołała tą moją paranoję. Nie chce by się za to obwiniał.
Wsunęłam rękę pod policzek i skurczyłam nogi, by zrobiło mi się trochę cieplej. Szatyn zaciągnął się ostatni raz papierosem, zgasił niedopałek i wyrzucił go do kosza. Kiedy przechodził koło łóżka poczułam delikatny zapach nikotyny, ale nie przeszkadzał mi, bo wiem, że to był jeden ze sposobów w jaki mógł przez chwilę odreagować. Może niezdrowy, ale za to skuteczny.
Przykrył się kołdrą i owinął mnie ramieniem w talii, a następnie przysunął się do mnie i ułożył głowę na moim brzuchu. Wsunęłam rękę w jego włosy, a drugą ułożyłam na jego plecach. Westchnęłam cicho, spoglądając w sufit.

***

- Nie wygląda jakby jego rodzice byli gdzieś w pobliżu - wtrącił Janek, wskazując skinieniem głowy na małego chłopca, stojącego na środku terminalu pasażerskiego.
Rozejrzałam się na boki z nadzieją, że znajdę wzrokiem osoby, które na niego patrzą, ale od pięciu minut każdy go omijał i nie zwracał na niego uwagi.
- Poczekaj tutaj chwilę.
Janek zostawił przy mnie walizki i szybko podszedł do zagubionego chłopczyka. Kucnął przy nim, a ten spojrzał na niego wystraszony. Domyślam się, że o ile nie pochodzi z ameryki nie dogada się z Jankiem w języku angielskim, zresztą wygląda jakby dopiero co zaczął cokolwiek mówić. Szatyn złapał go za malutkie ramionka, próbując rozweselić, ale tamten stał i patrzył w ziemię. Janek wyprostował się i biorąc go na ręce skierował się w moją stronę.
Chyba po raz pierwszy widzę go z dzieckiem na rękach, pomijając trzymanie dzieci na kolanach jako święty mikołaj.
- Muszę iść do ochrony powiadomić, że mały się zgubił - mruknął, poprawiając jego bluzeczkę.
Patrzyłam na niego nic nie mówiąc. Wyglądał na naprawdę przejętego faktem, że ten maluch jest tutaj sam jak palec. Przeszło koło niego dziesiątki osób na lotnisku i widząc go nie zareagowali, a zrobił to facet, który jakby nie patrzeć dwa razy siedział w więzieniu.
- Słyszysz?
- Dobrze wyglądasz z dzieckiem na rękach - skomentowałam, wyrywając się z rozmyśleń.
- Jeszcze lepiej będę wyglądał z naszym - mrugnął do mnie okiem, odchodząc powoli w stronę okienek informacyjnych.
Uśmiechnęłam się delikatnie na myśl o tym jak kiedyś może wyglądać nasz dom. Prawdziwa, kochająca się rodzina, w której nie będzie miejsca na bezsensowne przepychanki. Wspólne śniadania, obiady i kolacje, zero tajemnic i zupełna otwartość na wszystkie tematy. Chciałabym dać swoim dzieciom to czego mi zawsze brakowało w rodzinnym domu.
- Widzę, że rozmarzyłaś się myśląc o mnie jako o tatusiu - zaśmiał się cicho, wracając do mnie po chwili już bez dziecka.
- Po raz pierwszy pomyślałam o tobie w taki sposób.
- Myślałaś, że nie będę chciał mieć dzieci? - uniósł brwi do góry.
- Tak samo nie myślałam, że będziesz chciał mnie za żonę.
- Kto miałby nią być jak nie najlepsza i najpiękniejsza kobieta na świecie? - zaśmiał się, obejmując mnie w pasie.
Spojrzałam w jego oczy, uśmiechając się delikatnie. Jestem ogromną szczęściarą, że trafiłam na kogoś takiego jak on. Wiem, że razem możemy stworzyć coś niesamowitego i jeśli odrobinę bardziej się postaramy wszystko pójdzie po naszej myśli. Los sprawił nam wiele razy trudności, które pomimo wszystko przetrwaliśmy za każdym razem do siebie wracając. To nie może skończyć się inaczej niż happy endem.

***

- Idealnie dobraliście sobie siedzenia - zaśmiał się Bartek, siadając na fotelu rząd przed nami.
Westchnęłam głęboko, modląc się w duszy, by cały lot minął bezpiecznie i bez głupich awantur. Widziałam jak Janek i Oliwier na siebie spojrzeli wchodząc do samolotu i pewnie gdyby nie inni pasażerowie skoczyliby sobie do gardeł. Czuję się jakbym trzymała ładunek wybuchowy w swoich rękach i teraz muszę uważać na każdy ruch czy słowo, bo inaczej dojdzie do katastrofy.
- Jak chcesz możesz usiąść na moim miejscu - wywróciłam oczami.
- Wolę siedzieć koło tego starszego pana niż między tymi twoimi adoratorami. Jeszcze znajdą we mnie jakieś podobieństwo do ciebie i mnie przez przypadek poślinią, a ja raczej jestem heteroseksualny.
Oliwier spojrzał na niego rozżalonym wzrokiem, co wywołało śmiech u Janka.
- Czasem byłoby lepiej gdybyś zamknął tą swoją buzię i przemilczał sprawę - mruknęłam, spoglądając na mały ekranik wbudowany w fotel przede mną, na którym wyświetlały się jakieś reklamy.
Ukradkiem dźgnęłam łokciem szatyna w bok, by w końcu opanował swój dziwny napad śmiechu. Zarówno on jak i Bartek, mimo że są dorośli często zachowują się jak dzieci. To w jakiej sytuacji znajduję się z Oliwierem nie jest ani trochę zabawne. Moje uczucia co do niego nie zmieniły się, nadal uważam go za swojego najlepszego przyjaciela, mimo świadomości, że on oczekiwał ode mnie czegoś więcej. Czegoś, czego nie mogę mu dać. Nie chcę go stracić, ale czy to ma prawo w takim przypadku istnieć? Już teraz nigdy nie będziemy w stanie rozmawiać tak samo jak przedtem, to czy ma to sens?
- Złap oddech - fuknął Oliwier nawet na niego nie spoglądając.
- Nie zwracaj na nich uwagi - uśmiechnęłam się do niego smutno, odruchowo łapiąc go w ramach pocieszenia za dłoń.
- Nie dotykaj go kochanie.
Spojrzałam na szatyna unosząc brwi do góry. Tym razem to Oliwier zaśmiał się pod nosem co wystarczyło, by całkowicie rozpętać burzę.
- Dokładnie, nie dotykaj mnie, bo jeszcze poczujesz do mnie coś więcej i zerwiesz z nim zaręczyny - powiedział z niesmakiem i wyjrzał rozbawiony przez okno samolotu.
- Miałaby mnie rzucić dla ciebie? - zapytał z naciskiem na ostatnie słowo.
Przytknęłam ręce do uszu, warcząc cicho pod nosem. Gorzej niż dzieci.
- Zobaczymy ile tym razem czasu minie zanim skoczysz w bok.
Janek wyprostował plecy wychylając się powoli przede mnie, by mieć lepszy wgląd na bruneta. W momencie, kiedy usłyszał ten zarzut widziałam jak niewidzialny nóż otworzył się w jego kieszeni.
- Sugerujesz, że prędzej czy później ją zdradzę? - warknął.
- Przestańcie się do cholery kłócić!
- Jest wiele wariantów. Jesteś przecież strasznie rozrywkowym mężczyzną, potrzebujesz w życiu adrenaliny - zignorował zupełnie moje słowa dalej ciągnąc temat.
Chyba nie trudno się domyśleć, że chodziło mu tutaj o więzienie i narkotyki. Dobrze wiedział, że nie powinien poruszać tego tematu, bo to jak dolewanie oliwy do ognia, ale wykorzystał to.
- Słuchaj niespełniony miłośnie chłopczyku - Janek złapał go za materiał koszulki i przyciągnął go do siebie bliżej. - Mam głęboko w dupie to co sądzisz o mnie, a tym bardziej o mojej przeszłości. Nie masz zielonego pojęcia co tak naprawdę do niej czuję i nie mam zamiaru ci tego udowadniać, bo jesteś dla mnie nikim. Najwyższa pora, żebyś pogodził się ze swoim losem i znalazł sobie kogoś kogo będziesz wart. W tym przypadku ci nie wyszło.
- Puść go - szepnęłam, próbując odepchnąć ich od siebie, bo ich głowy spotykały się dokładnie przed moją.
Przymknęłam z zażenowania oczy, kiedy dostrzegłam zmierzającą w naszą stronę stewardessę. Jeszcze nie wylecieliśmy, a już będą problemy.
- Przepraszam państwa za chwilę startujemy, dlatego proszę o odpowiednie zachowanie i zapięcie pasów, bo w przeciwnym razie będą państwo zmuszeni do opuszczenia pokładu. To nie jest miejsce na sprzeczki.
- Oczywiście, rozumiemy - uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, ostatecznie odsuwając od siebie chłopaków. Podrapałam się nerwowo w głowę, kiedy zorientowałam się, że spojrzenia wszystkich pasażerów są skierowane na nasze fotele. Czy my zawsze musimy być w centrum uwagi?
Zapięłam swój pas mając nadzieję, że skończyli już raz na zawsze swoją bezsensowną i do niczego nie prowadzącą wymianę słów, bo jeszcze trochę i opuszczę samolot z własnej woli.

***

Mocne szarpnięcia wybudziły mnie ze snu. Podniosłam głowę z ramienia Janka, który tak samo jak ja wydawał się dopiero obudzić. Spojrzałam zamglonym wzrokiem w stronę okna i poczułam ogromne przerażenie paraliżujące całe moje ciało. W samolocie było ciemno z powodu ciemnych, granatowych, a nawet czarnych chmur, przez które leciał samolot. Podskakiwałam na swoim siedzeniu, szukając po omacku ręki Janka. Turbulencje w jakie nagle wpadł samolot były największymi z jakimi spotkałam się w całym swoim życiu. Podniesione, przerażone głosy pasażerów mieszały się z uspokajającym tonem stewardessy, która próbowała załagodzić atmosferę.
- Spokojnie - Janek objął mnie ramieniem i przycisnął moją głowę do swojej klatki piersiowej, bym dłużej nie patrzyła na przerażający widok za oknem.
- Spadniemy - jęknęłam, zaciskając rękę na jego ciepłej bluzie.
Momentalnie przed moimi oczami pojawiły się wszystkie filmy o katastrofach lotniczych i ich ofiarach. Za każdym razem występuje ten sam schemat: samolot wlatuje w zła strefę i wpada w silne turbulencje, ludzie zaczynają panikować, a stewardessy zapewniają o bezpieczeństwie jednak chwilę później samolot zaczyna lecieć coraz niżej. To tylko kwestia czasu, aż któryś z silników przestanie działać i płonąć. Jest jeszcze opcja z atakiem terrorystycznym. Obie brzmią groźnie i prowadzą do nieuniknionej śmierci, a ja nie chce umierać. Nie teraz, kiedy mogę zacząć normalne, szczęśliwe życie.
- To tylko turbulencje, nie histeryzuj - Janek zaśmiał się cicho, tak jakby wyczytał moje przypuszczenia z myśli.
Poczułam jak jego ciało się napina, kiedy wszystkie światła w samolocie zgasły, a głos z głośników został urwany. Byłam pewna, że nie tylko w moim brzuchu wszystko przewróciło się do góry nogami, kiedy maszyna pochyliła się do przodu, sprawiając że rzeczy podręczne zaczęły zsuwać się na przód pokładu. Szatyn zacisnął mocno ręce wokół mojego ciała bym nie opadła głową na fotel przede mną. Pas trzymał mnie szczelnie na miejscu, ale przez siłę z jaką moje ciało na niego napierało, zaczął się wżynać w moją skórę. Jęknęłam rozpaczliwie, posyłając szybkie przerażone spojrzenie szatynowi zanim zupełnie zacisnęłam oczy, próbując pogodzić się z losem, który nas czeka.


_______________________________________________________
Czas na zbiorowe wstrzymanie oddechów!

27 komentarzy:

  1. O nie 😭😢 to się musi dobrze skończyć !💜

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff czyli jeszcze nie koniec ❤❤❤ podoba mi się taki rozwój wydarzeń 😂 przynajmniej najlepsze ff w moim życiu się nie kończy 💓💓 Czekam z niecierpliwością na next ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Czemu teraz skończyłaś? 😭 a rozdział jak zawsze świetny 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy Ty chcesz ich wszystkich pod koniec usmiercic?? Halo nie tak to ma być :(( Rozdzial supcio szczególnie końcówka ale trochę sie boję tego co Ty możesz jeszcze stworzyć 💘

    OdpowiedzUsuń
  5. Polsacie no!!! Rozdział mega i czekam z dużym zniecierpliwieniem na kolejny. 💓❤

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAWAŁ ....
    czekam na kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  7. Oni muszą żyć, innej opcji nie ma xDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Dałabym się poćwiartować, gdyby powstał film oparty na YSML <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy prezent na święta💕💕gorzej tylko jak +18 😂

      Usuń
  9. O nie,z nimi musi być wszystko w porządku MUSI :( rozdział jak zawsze super

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie możesz im tego zrobić :(
    Rozryczałam się. Nienawidzę jak tak się kończą rozdziały.
    Musi być happy end

    OdpowiedzUsuń
  11. Oni mają żyć! Nie rób nic złego proszę 😦 :-(

    OdpowiedzUsuń
  12. Ania tylko mi nie mów ze na koniec wszystkich pozabijasz 😂😑
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja tu zaraz umre, musialas skończyć w takim momencie😭😭

    OdpowiedzUsuń
  14. Anka dawaj happy end !!!!! :(

    OdpowiedzUsuń
  15. O nie 😔 musi być dobrze... dlaczego w takim momencie kończyć rozdział ?!?! kocham cię i to ff bardzo 💕💕 oni muszą przeżyć! WIERZE w ciebie 8) <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  16. CO. NO NIE! Ej a było tak ładnie, kurczaki..Ah, ale rozdział świetny i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ale faza czytać to o 1 w nocy xDD Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  18. To się ma zakończyć ślubem a nie pogrzebem ....

    OdpowiedzUsuń
  19. Jeśli ich zabijesz to uwierz ze cię znajdę i zabije patelnia :ccc

    OdpowiedzUsuń
  20. ONIE. Nie będzie zgonu c'nie?
    Bo ja tu na ślub czekam...

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale wszytko skończy sie dobrze prawda??
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak w głębi mam nadzieję ze nie umrę teraz, ale jestem ciekawa jak Ty to widzisz. Rozdział jak zawsze mega :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Oni nie mogą umrzeć :( proszę cię pisz szybko next bo jestem ciekawa co dalej 💘

    OdpowiedzUsuń
  24. Czemu w takim momencie!?❤😭

    OdpowiedzUsuń