- Ten jest piękny - zawiesiłam wzrok na kolejnym tatuażu na jego ramieniu, ciesząc się w duszy jak dziecko, że w końcu mogę to zrobić.
- Lew - spojrzał na swoje ramię, by sprawdzić, o którym tatuażu mówię. - Chyba tutaj nie muszę tłumaczyć jakie ma dla mnie znaczenie.
- Idealnie obrazuje twoją osobowość - stwierdziłam.
Odważny, surowy, nieuznający sprzeciwu, silny i pewny siebie. Tym tatuażem zdecydowanie trafił w dziesiątkę.
Oglądając każdy z osobna, siedząc obok niego po turecku czułam się jak dziecko, któremu tata opowiada jakąś fascynującą bajkę. Mimo że kiedyś byłam przeciwna tatuażom, to teraz zrozumiałam sens ich robienia. To doskonały sposób na przedstawienie siebie, którego nikt nam nie odbierze. Zawsze podziwiałam wytatuowane osoby, bo to świadczyło to tym, że mieli niesamowitą odwagę, by dokonać takiej stałej zmiany na swoim ciele.
Położyłam palca na jego ramieniu, sunąc nim po konturach kolejnego tatuażu. To wszystko było jak pamiętnik, odkrywanie go na nowo. Przesunęłam się, żeby spojrzeć co znajduje się po wewnętrznej stronie ręki. Wielka czaszka sprawiła, że ściągnęłam brwi w cienką linię. Zacisnęłam usta, skanując wzrokiem wielkie oczy, w których znajdowały się serca z inicjałami A.S. Janek przyglądał mi się uważnie, będąc ciekawym czy zwrócę na to uwagę.
- Nawet nie próbuj pytać o kogo chodzi - wtrącił, kiedy otworzyłam usta, by coś powiedzieć.
Spojrzałam na niego, na co on jedynie wzruszył ramionami.
- Kiedy umrę, będę tak wyglądać.
- Przestań - mruknęłam, próbując przyjąć do informacji, że w tym wszystkim jest też cząstka mnie.
- Wątpisz? - uniósł jedną brew do góry.
- Szczerze?
- Jeszcze zmienisz zdanie - uśmiechnął się do mnie tajemniczo.
- Po tobie można się wszystkiego spodziewać - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Znowu spojrzałam na tatuaż, uśmiechając się delikatnie pod nosem.
- Dokładnie to we mnie lubisz, że ciągle cię zaskakuje.
- Jesteś pewien? Chyba wiesz więcej ode mnie - zaśmiałam się, układając plecy na materacu za mną.
- Tak samo jak lubisz moją tajemniczość. Wciągają cię próby rozgryzienia mnie, które nigdy się nie kończą.
Słuchałam go, zakładając ręce za głowę. W tym co mówił miał sto procent racji. Znowu czytał mi w myślach.
- A teraz myślisz, że czytam ci w myślach.
Podniosłam gwałtownie plecy do góry, przerzucając na niego wzrok.
- Twój wyraz twarzy cię zdradził - zaśmiał się, widząc moje przerażenie.
- Jesteś popieprzony - westchnęłam, wypuszczając powietrze z ust.
Między nami nastała chwila ciszy. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, wzajemnie rozczytując swoje uczucia ze spojrzeń.
- Nie umiem opisać jak za tobą tęskniłam - zaczęłam cicho.
- Nie bez powodu tutaj jestem - rozłożył ramiona, abym się do niego przytuliła.
- Ale nie potrafię zapomnieć o tym, co zrobiłeś.
Janek opuścił ręce, poważniejąc na twarzy.
- Nie zmuszam cię do tego. Sam jestem na siebie zły, że pchnąłem sprawy w tą, a nie inną stronę - zacisnął szczękę, przenosząc wzrok na jakiś punkt przed nim.
- Po prostu te wszystkie lata dużo mnie nauczyły.
Przekręciłam się, by oprzeć tak samo jak on plecy o ścianę.
- Nawet nie wiesz jak jest mi kurewsko źle z faktem, że straciłem całe twoje zaufanie i zdaję sobie z tego sprawę, że już zawsze będziesz mnie traktowała z pewnym dystansem, i to mnie niesamowicie boli, bo nie taki miałem cel - przejechał językiem po górnych zębach, napinając mięśnie swojego ciała.
- Cel?
- Wkręcając cię w ten cały zmyślony kontrakt i zabierając z rodzinnego domu, chciałem ci zapewnić bezpieczeństwo, którego tam nie miałaś, a potem sam zacząłem sprawiać ci przykrości, narażać na popieprzone sytuacje. Powinienem na samym początku odpuścić, odciąć się od ciebie, bo dobrze wiedziałem jaki jestem, jak wygląda moje życie. To nie było coś na co zasługiwałaś przez te wszystkie lata - pokręcił przecząco głową.
- Janek...
- Myślałem o tym, o każdym możliwym błędzie, który popełniłem w stosunku do ciebie i rozkładałem go na najmniejsze czynniki, a to sprawiało, że wariowałem. Wariowałem, bo wiedziałem, że nie mogę do ciebie zadzwonić, usłyszeć, porozmawiać. Ale wtedy jak cię zobaczyłem za tą szybą, uświadomiłem sobie, że jeśli będę to ciągnąć dalej, to cię wykończę.
- Więc po co tutaj przyjechałeś? - ściągnęłam brwi w jedną linię.
- Bo nie potrafię bez ciebie żyć - wzruszył ramionami - Kiedy przekroczyłem bramę więzienia i powiedziano mi, że jestem wolny, zmieniłem swoje plany o sto osiemdziesiąt stopni. To już siedzi we mnie tak głęboko, że żadną siła nie da temu rady.
Podniosłam jego ramię, przysuwając się do niego bliżej. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową, nie myśląc dłużej o tym czego kiedyś nie dopuszczałam do myśli, a zajmując się tym, co czuję w tym momencie.
Szatyn, objął mnie szczelnie ramieniem, opierając brodę na mojej głowie. Przymknęłam oczy, powstrzymując piekące łzy, które zaczęły pojawiać się pod moimi powiekami. Inny człowiek już dawno rzuciłby to wszystko, zaczął życie na nowo, wyjechał do innego kraju i zupełnie odciął się od przeszłości, a ja nadal w tym trwam. Wcześniej w fikcji, a teraz prawdziwie i nie zapowiada się na to, abym chciała przerwać.
- Zależy mi na tobie. Zawsze zależało - mruknął, głaskając mnie ręką po plecach.
- Potrzebuje czasu...
- Wiem i dam ci go tyle ile będziesz tylko chciała - spojrzał na mnie z góry, kiedy podniosłam na niego wzrok.
Podniosłam się na kolana, by swobodnie zarzucić ręce na jego szyję i wtulić w nią głowę.
Jeśli to sen, to nie pogodzę się z rzeczywistością, kiedy się obudzę.
***
- Tutaj jesteście! Przepraszamy, ale była mega awaria w zakładzie naszego ojca i musieliśmy natychmiast tam pojechać - Ada zastała nas leżących na jednej z kanap.
Spojrzałam na nią spod zaspanych powiek, nawet nie mając siły, by coś odpowiedzieć. Zaraz za nią pojawił się Aleks, patrząc na nas z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Nawet nie zauważyliśmy waszego zniknięcia - Janek spojrzał na nich udając zdziwionego.
Szturchnęłam go ręką, próbując się nie zaśmiać.
- Czy moglibyśmy wrócić do brzegu? Tutaj jest cudownie, ale jestem naprawdę zmęczona - spojrzałam na Aleksa, ziewając cicho.
Jest środek nocy, na dworze temperatura też spadła, dzięki czemu na jachcie także zrobiło się kilka stopni mniej, a ja nadal jestem tylko w swojej krótkiej sukience.
- Tak, już powiedziałem jakiś czas temu kapitanowi, by wracał - Aleks usiadł na jednym z foteli, pochylając się do przodu.
Między nami nastała krępująca cisza. Spoglądając na Aleksa, nie poczułam już tego samego pociągu, który czułam jeszcze kilka godzin temu. Teraz było mi wszystko jedno co o mnie myśli, bo wiedziałam, że mam Janka, na którym zależało mi sto razy bardziej. Szatyn nie przejmując się obecnością Ady, objął mnie ramieniem, przytulając do siebie.
- Jesteś moją siostra, przyjaciółką i kochanką w jednym - szepnął do mojego ucha, uśmiechając się ukradkiem.
Oparłam bok głowy o jego ramie, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. To jest dla mnie mocno poruszające. Każda rozmowa, dotyk i chwila w jego obecności. Zaczynam doceniać, to co straciłam i nadal mogę stracić z podwojoną siłą, dlatego nie liczy się dla mnie opinia innych. Czuje wewnętrzny strach, przed poczuciem pustki, samotności i owszem, próbuje się go pozbyć tak szybko jak tylko się pojawia, ale to nie jest takie proste. Moje negatywne myśli przeważają nad pozytywnymi, a to sprawia, że często nie mogę podjąć właściwej decyzji.
- Jakbyście jeszcze kiedyś chcieli wypłynąć gdzieś w morze, to nie ma sprawy, dzwońcie do nas, a jacht będzie wasz - Aleks spojrzał na nas, prostując plecy. Posłał mi pytające spojrzenie, na które w żaden osób nie odpowiedziałam. Bo w tej sytuacji można opowiedzieć całą naszą długą historię, albo nic. Wybrałam to drugie.
- Jesteśmy na brzegu - poinformowała nas Ada, wchodząc do salonu.
Nawet nie wiedziałam, że gdzieś zniknęła.
Podniosłam się z kanapy, rozglądając na boki.
- Zostawiłam swoją torebkę w jednym z pokoi, zaraz wrócę - rzuciłam, oddalając się korytarzem, na drugi koniec jachtu, mając nadzieję, że trafię do odpowiedniego miejsca.
Mam słabą pamięć do takich rzeczy, tym bardziej, że tutaj każde drzwi wyglądają jednakowo i mają jednakowe klamki. Weszłam na ślepo do jednego pomieszczenia, wtykając głowę do środka. Rozejrzałam się na boki i wycofałam, orientując, że to nie ten pokój. Przeszłam do kolejnych drzwi, robiąc dokładnie to samo. Przeszłam na drugą stronę korytarza, kręcąc poirytowana głową. Weszłam do jakiegoś pomieszczenia, jednak tym razem nie wycofałam się tam szybko jak wcześniej. Zostawiłam delikatnie uchylone drzwi, aby do pokoju wpadło trochę światła. Cały pokój był urządzony na czarno, zaczynając od ścian, aż po pościel co sprawiało, że stało się to dla mnie intrygujące. Podeszłam do okna, wyglądając za nie, ale prowadziło na zupełnie ciemne morze. Spojrzałam na wiszące nad łóżkiem małe karteczki, na których znajdowały się jakieś litery. Podeszłam bliżej zaciekawiona, wyciągając rękę w ich stronę.
- Nie miałaś iść po torebkę?
Podskoczyłam na głos Janka, który wszedł do pokoju, z niewiadomych powodów zamykając za sobą drzwi. Razem z ostatnimi promieniami światła, zniknął mi z oczu.
- Nie mogę sobie przypomnieć, który pokój ma jacuzzi - zaśmiałam się cicho, spoglądając przed siebie z nadzieją, że go dostrzegę.
- Mhm - mruknął, stając tuż za mną.
- Nie musiałeś za mną przychodzić.
- Nie chce cię spuszczać z oczu - wzruszył ramionami.
Zagryzłam wargę, kiedy odgarnął mi włosy na jedną stronę, opierając brodę na moim ramieniu.
- Za chwilę i tak się rozstaniemy, jak tylko wyjdziemy z jachtu.
- Niekoniecznie - położył ręce na moich biodrach, zaciskając na nich swoje palce.
- Koniecznie - obróciłam się w jego stronę.
Szatyn zawiesił wzrok na mojej twarzy, uśmiechając się zadziornie.
- Co się znowu tworzy w twojej głowie? - spojrzałam na niego rozbawiona.
Janek spojrzał na łóżko za mną, za chwilę popychając mnie na nie delikatnie. Upadłam na nie plecami, czując się zdezorientowana. Szatyn pochylił się nade mną, układając ręce po obu stronach mojej głowy.
- Oni tam na nas czekają - podjęłam próbę odepchnięcia go od siebie ręką, ale nawet nie drgnął.
- My też na nich długo czekaliśmy - wzruszył ramionami, kierując swoje wargi na moją szyję.
Skuliłam się, próbując od niego odsunąć. Pokręciłam przecząco głową, marszcząc brwi.
Wsunął rękę pod moje plecy, podnosząc trochę do góry, by mnie do siebie przytulić. Objął mnie szczelnie ręką, nie mówiąc ani słowa. Wtuliłam policzek w jego klatkę piersiową, trwając w takiej pozycji przez dłuższą chwilę.
- Chcę cię gdzieś zabrać dzisiaj wieczorem.
Odsunęłam się od niego, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Zgadzasz się? - przejechał ręką po moich włosach, wplątując w nie palce.
- A mam wybór?
- Nie - mrugnął do mnie okiem, podnosząc się z łóżka razem z moim ciałem.
- I tak byś po mnie przyszedł, prawda? - stanęłam na swoje nogi, poprawiając sukienkę.
- Stałem się tak bardzo przewidywalny? - skrzywił się, otwierając przede mną drzwi.
- Troszeczkę - uśmiechnęłam się pod nosem, wychodząc na korytarz.
- Zmienię to.
***
- Wesołe miasteczko? - zapytałam rozbawiona, stając przed wielką bramą prowadzącą do raju dla wielu dzieci.
- Nigdy nie byliśmy razem w takim miejscu. Właściwie to mało razem gdzieś wychodziliśmy, nigdy nie zabrałem cię na prawdziwą randkę - Janek wzruszył ramionami, wsuwając ręce do kieszeni swoich czarnych spodni.
- Czyli to jest randka?
- Nie, to jest zapowiedź tego, że cię na nią wkrótce zabiorę - uśmiechnął się zadziornie, spoglądając na mnie z góry.
- A co jeśli nie chce iść z tobą na randkę? - uniosłam jedną brew do góry, przenosząc wzrok na oświetloną bramę wesołego miasteczka i przeciskający się przez nią tłum ludzi.
- Zrobię tak, że będziesz chciała.
Prychnęłam, jednak nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który ciągle cisnął się na moje usta. Janek ułożył rękę na moich plecach, kierując mnie na teren miasteczka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w takim miejscu. Być może jak miałam dziesięć lat i wyprosiłam z całych sił mamę, by pozwoliła mi pójść na karuzelę, która wydawała się być dla mnie wtedy szybka i ogromna.
- Co powiesz na to? - Janek wskazał na maszynę przypominającą młot, która wyskakiwała razem z ludźmi do góry, a później w ekspresowym tempie spadała na dół, kręcąc się na wszystkie możliwe strony.
- Chyba oszalałeś - rozszerzyłam oczy, słysząc krzyki ludzi dobiegające z każdej strony.
- Dobra, to zacznijmy od czegoś mniejszego.
Skierowaliśmy się wgłąb miasteczka, przeciskając się między ludźmi.
- Idealnie - klasnęłam w dłonie, pokazując mu ruchem głowy karuzele z konikami.
Janek spojrzał na mnie spod byka, następnie łapiąc mnie za rękę i ciągnąc do kasy z biletami.
- Przecież żartowałam - zaśmiałam się, próbując go zatrzymać.
- Jeden bilet dla mojej córeczki i drugi dla mnie - mruknął do sprzedającego, który spojrzał na niego dziwnym wzrokiem.
Facet nic nie mówiąc podał mu pomarańczowy żeton, wskazując ręką kolejnego faceta do którego powinniśmy się skierować.
- Jednak się boję tych koników tato - przybrałam poważny wyraz twarzy, kiedy Janek szedł niewzruszony w stronę wyznaczonego miejsca.
Podał żeton facetowi, a ten zdjął łańcuch blokujący przejście, wpuszczając nas na karuzelę na której znajdowało się już kilkoro dzieci.
- Siadaj na tego - rzucił, wskazując palcem brązowego konia z długą grzywą.
Kiwnęłam twierdząco głową, przerzucając nogę na drugą stronę zwierzęcia. Wyciągnęłam rękę w stronę Janka dając mu znak, aby mnie za nią złapał. Kiedy karuzela ruszyła, szatyn złapał się za rurkę przymocowaną zaraz przy moim koniu.
- Jak się bawisz kochanie? - zapytał, kiedy zwierze zaczęło się poruszać do góry i do dołu, wprawiając mnie tym w napad śmiechu.
Próbował utrzymać poważny wyraz twarzy, ale kąciki jego ust drgały w rozbawieniu. Zupełnie nie zwracał uwagi na dziwne spojrzenia ludzi skierowane w naszą stronę.
- Do twarzy mi, prawda? - zapytałam.
- Wolałbym, żebyś tak skakała na innym koniu.
- Nie wytrzymasz dnia bez takich tekstów? - wywróciłam oczami, uderzając go ręką w klatkę piersiową.
- Zapytałaś, więc szczerze odpowiedziałem - mruknął, rozbawiony moim zdenerwowaniem.
- Za szczerze.
- Teraz moja kolej na wybranie atrakcji - rozejrzał się dookoła, kiedy opuściliśmy karuzelę.
Złapał mnie za rękę, krzyżując nasze palce razem. Wskazał ręką na ogromną kolejkę górską po której pędziły wagony zapełnione ludźmi.
- Jeśli stracę przytomność to będzie twoja wina - rzuciłam szybko, bo już byłam ciągnięta w stronę kasy.
- Będę mógł cie ocucić - uśmiechnął się, następnie kupując bilety.
Moje serce z każda chwilą coraz bardziej podchodziło do gardła, kiedy widziałam na co zaraz muszę wsiąść. Boje się szybkiej jazdy, a nie muszę wspominać z jaką prędkością pędzi kolejka.
- Nic ci się nie stanie - Janek objął mnie w talii, zauważając moje zdenerwowanie.
Weszliśmy po schodkach, zajmując miejsce w drugim wagoniku.
- Czy to naprawdę sprawi, że nie wypadniemy podczas jazdy? - zapytałam przerażona, spoglądając na pasy, które były zapinane na wysokości bioder.
- Możliwe, że trafisz na zepsute zapięcie, które pod wpływem prędkości się odepnie, a ty wypadniesz, kiedy będziemy jechać do góry nogami - odpowiedział z taką powagą, że byłam gotowa wyskoczyć z wagonu, mimo że rozszedł się dźwięk oznaczający rozpoczęcie jazdy.
Kolejka zaczęła się cofać, a ja czułam coraz większe przerażenie, z którego Janek czerpał niesamowitą satysfakcję.
- To ostatni raz, kiedy wsiadam na takie coś - mruknęłam do niego, kończąc końcówkę piskiem, bo zaczęliśmy pędzić do przodu z ogromną prędkością.
Na zakręcie moja głową opadła na jego ramię, więc wykorzystałam moment, aby złapać się mocno jego ręki. Zacisnęłam mocno oczy, nie chcąc patrzeć na to co się dzieje przede mną. Jeśli i tak miałam za chwilę umrzeć, wolałam tego nie widzieć. Śmiech Janka docierał do moich uszu, kiedy ja piszczałam jak przerażone dziecko.
- Przecież nie było tak źle - nadal się śmiał, kiedy wyszliśmy z kolejki.
- Tak bardzo cię bawi moje nieszczęście? - fuknęłam, odgarniając poplątane włosy ze swojej twarzy.
Moje nogi nadal drżały, a ja nie potrafiłam tego w żaden sposób opanować. Szatyn objął mnie od tyłu, przyciągając do siebie blisko.
- Zależy mi tylko i wyłącznie na twoim szczęściu - wyszeptał do mojego ucha, następnie składając delikatny pocałunek na mojej żuchwie.
Nabrałam więcej powietrza do ust, próbując opanować swoje nerwy.
- Wiem co mogę zrobić w ramach rekompensaty - uśmiechnął się, wskazując ruchem głowy na budkę niedaleko nas.
Przeliśmy bliżej niej i dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Po jednej stronie były porozstawiane kubki, porozwieszane tarcze i pistolety, a po drugiej ogromne pluszaki, które zawsze kuszą i rozczarowują śmiałków, którzy chcą zaimponować swoim dziewczyną.
- Co trzeba zrobić, żeby wygrać największego? - Janek zapytał kolesia stojącego za ladą.
- Trzeba przejść cztery rundy. Strzelasz pistoletem do ruchomego celu. Możesz tylko raz chybić, ale musisz wtedy powtórzyć rundę od nowa.
Zaśmiałam się pod nosem, opierając bokiem o blat. Janek i pistolet? Przecież to najlepsi przyjaciele, którzy idealnie ze sobą współgrają od wielu lat.
- No to zaczynamy - uśmiechnął się pod nosem, biorąc do ręki czarny pistolet. Podciągnął rękawy swojej bluzy, czekając aż pierwszy cel pojawi się na horyzoncie.
Koleś za ladą nacisnął jakiś guzik, przez co czerwony, całkiem sporej wielkości punkt, zaczął powoli przesuwać się od prawej do lewej strony. Janek wycelował pistoletem w jego stronę, podążając za jego ruchami. Bezproblemowo strzelił w sam środek, sprawiając, że opadł przestrzelony na stolik. Kilku zaciekawionych ludzi zatrzymało się za nami, by obserwować dalszy przebieg gry. Widocznie niewiele osób porywa się na zdobycie największej maskotki w całej budce. Facet nacisnął kolejny guzik, sprawiając, że na czarnym tle pojawił się o wiele mniejszy punkt niż poprzednio, falując i przemieszczając się już o wiele szybciej. Spojrzałam na skupionego Janka, który ponownie załadował broń, nie spuszczając wzroku z czerwonej kropki. Przez chwilę nawet dla mnie stało się to fascynujące. To w jaki sposób odcina się od gwaru za nami i całkowicie skupia na jednym celu. Zaczął podążać rękoma za kropką, wystrzelając niespodziewanie w jej środek. Za naszymi plecami rozeszły się oklaski przypadkowych ludzi, zbierających się w coraz większej ilości.
Janek spojrzał na mnie puszczając do mnie oczko.
- Powodzenia - roześmiałam się, kiedy w trzeciej rundzie kropka migała i co chwilę pojawiała się na kilka sekund w innym miejscu.
Ludzie za mną zaczęli o czymś rozmawiać w innych językach, ale domyślam się, że były to komentarze dotyczące trudności tej rundy. Janek po dłużej chwili szykowania wystrzelił, ale w tej samej chwili kropka zniknęła i pojawiła się obok. Ludzie zabuczeli, na co szatyn zacisnął szczękę i zmrużył oczy.
- Jeszcze jedna szansa - facet znowu włączył przycisk.
- Może tym razem ci się uda - powiedziałam, śmiejąc się pod nosem.
- Wątpisz we mnie? - Janek spojrzał na mnie z boku, układając pistolet na ladzie.
- Nic takiego nie powiedziałam. Po prostu wiem, że takie gry, w takich miejscach są picem na wodę i jedynie co można wygrać to misia wielkości mojej dłoni - wzruszyłam ramionami.
Chłopak, pociągnął za materiał swojej bluzy, zdejmując ją z siebie. Położył ją obok na blacie, podwijając jeszcze bardziej rękawy swojej czarnej koszulki.
- Więc jeśli wygram, nocujesz u mnie w hotelu, w moich ubraniach, na moim łóżku, nie mówiąc słowa na temat naszej przeszłości. Okej?
Ludzie wokół nas oczekiwali na dalszy ciąg gry, nie rozumiejąc naszej rozmowy. Patrzyli na Janka wyczekująco, ale on najpierw chciał usłyszeć moją odpowiedź.
- Sama mówiłaś, że tego nie da się wygrać - uniósł brwi do góry, przechylając głowę na bok.
- Jeśli wygrasz tego największego pluszaka wiszącego tam - wskazałam ręką na ogromnego białego misia - I dasz go temu dzieciakowi to umowa stoi. Spędzę u ciebie noc. - wskazałam skinieniem głowy na małego chłopca, który stał razem ze swoją mamą przy budce, i pokazywał rączką na pluszaka, bardzo go chcąc.
Janek uśmiechnął się pod nosem, znowu łapiąc za pistolet. Kropka wciąż znikła i pojawiała się w różnych miejscach na tarczy, a on nie miał już zapasowej możliwości powtórzenia rundy. Widziałam jak jego mięśnie napięły się, kiedy wystrzelił w sam środek punktu, sprawiając, że od razu zniknął zostawiając po sobie czarną dziurę. Ludzie za nami zaczęli klaskać, a ja nie spuszczałam z niego wzroku. Zagryzłam wargę, spoglądając na tarczę, kiedy rozpoczęła się rozstrzygająca runda. Pojawiły się tam cztery czerwone kropki, mieszające się ze sobą w tak szybkim tempie, że nie wiem czy potrafiłabym tak szybko podążać za nią ręką.
- Musisz zestrzelić tą najmniejszą.
Janek kiwnął głowa, prostując plecy. Naładował broń, układając palec wskazujący na spust.
- Podbijam stawkę. Jeśli wygram, przebaczysz mi.
- Nie kazałam ci w to grać, więc nie musisz wygrywać - pokręciłam przecząco głową, krzyżując ręce na piersi.
- Wtedy ten chłopiec nie dostanie swojej upragnionej zabawki.
Oboje spojrzeliśmy na chłopca i matkę, która zrezygnowana chciała odwrócić uwagę swojego synka od pluszaka, którego nie miała szansy wygrać i zapewne możliwości kupić w sklepie, bo kosztują kupę kasy.
- Możesz zrobić to bezinteresownie - przeniosłam na niego swój wzrok.
- Dobrze, nie musisz mi przebaczać, ale pozwolisz mi cię pocałować - powiedział poważnym tonem, spoglądając mi prosto w oczy.
Prychnęłam, odchodząc od lady. Kiedy schodziłam ze schodków byłam odprowadzona przez tłum zaciekawionych oczu.
- Jeśli wygram tego pluszaka, oddam go temu dziecku - Janek zaczął mówić po angielsku tak by przynajmniej większość osób mogła go zrozumieć, wskazując ręką na płaczącego już chłopca - Ale zrobię to jeśli ona pozwoli mi na pocałunek - tym razem wskazał ręką na mnie.
Matka dziecka, spojrzała zdziwiona na szatyna, następnie szukając mnie wzrokiem. Mały chłopiec wierzgał nogami i krzyczał wniebogłosy, wyciągając rączki w stronę wiszącego wyżej misia. Ktoś złapał mnie za ramię, próbując zatrzymać, bym nie poszła dalej. Przeniosłam zrezygnowany wzrok na Janka, zagryzając wewnętrzną stronę policzka.
- Krótki pocałunek, podczas którego nie użyjesz swoich rąk, by chociażby mnie nimi objąć - postawiłam swój warunek, a ludzie spoglądali to na mnie to na Janka, będąc pewnie ciekawi co do niego powiedziałam.
Chłopak zmrużył oczy, bo widocznie nie było to po jego myśli, ale skinął głową.
- Umowa stoi - zacisnął szczękę, odwracając się w stronę lady.
Już nawet nie wychodziłam z tłumu ludzi, zostając na swoim miejscu. W tym momencie wiedziałam, że wygra. Nie zrobiłby nadziei matce, która nadal siłowała się ze swoim maluchem, patrząc wyczekująco w tarczę.
Jeden strzał, prosto w odpowiedni punkt sprawił, że ludzie zaczęli tak głośno klaskać, że chłopiec przestał płakać, robiąc to samo co oni. Wyraźnie zdziwiony facet za ladą, stanął na krzesło, by pewnie po raz pierwszy w swojej karierze zdjąć i wręczyć największego miśka zwycięzcy. Kobieta postawiła dziecko na ziemi, mówiąc coś do jego ucha, na co ten uradowany pobiegł w stronę Janka, wyciągając ręce do góry. Szatyn podał mu dwa razy większego od niego misia, na co ten zapiszczał głośno szczęśliwy, biegnąc z nim w stronę mamy. Kobieta podziękowała Jankowi, który kiwnął do niej głową, następnie spoglądając na mnie. Uśmiechnął się tajemniczo, schodząc po schodkach w moją stronę.
- Cwane przedstawienie - rzuciłam, unosząc do góry brwi.
- Warte takiej nagrody - założył na siebie swoją bluzę, stając jeszcze bliżej mnie. - I nie chodzi mi o tego pluszaka, tylko o to co dostanę u siebie w pokoju - puścił do mnie oczko, uśmiechając się pod nosem.
_________________________________________________________________
Janek cwaniak, wie jak zdobyć coś na co ma ochotę. Tylko czy wyjdzie mu na dobre takie pośpieszanie sytuacji? Jak myślicie?
Świetny 😍💖
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem takie pospieszenie tego wszystkiego nie wyjdzie na dobre bo Ania mimo wszystko nadal trzyma Janka w dystansie ale zobaczymy co będzie :) rozdział świetny (jak zawsze) pisz szybko następny ❤
OdpowiedzUsuńJanek cwanie to wymyślił ale ciekawe czy Ania wybaczy mu tak szybko. Rodział mega ! 💕
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny ? 😂💕
OdpowiedzUsuńWow! Super pomysł z tym wesołym miasteczkiem. Kocham 💕💕💕
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze mega😍👌🏻💕
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia co będzie dalej, więc niecierpliwie czekam na następny 😃
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Genialne ����
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
OdpowiedzUsuńMega rozdział 😍 Czekam na next 💘💓💝💘💘
OdpowiedzUsuńRozdział genialny 😍 Czekam na następny ;3 życzę weny 💗
OdpowiedzUsuńSuper, genialne 😄☺ czekam na nexta 😘
OdpowiedzUsuńMega ❤❤
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wyjdzie im to na dobre p, chociaż znając Janka może wszystko spiepszyc. :D
OdpowiedzUsuńRozdział super <3
Jak dobrze że Ania dała szansę Jankowi. Czekam na kolejny i juz się niecierpliwie 💕
OdpowiedzUsuńI znowu wszystko uknuł.
OdpowiedzUsuńP.S. Ania przecież też ma tatuaż z imieniem Janka
Jak można skończyć w takim momencie, ty Polsacie?! Dawaj szybko kolejny <3
OdpowiedzUsuńAa rób jak najszybciej proszee
OdpowiedzUsuńKocham too
Cudownee
OdpowiedzUsuńSuuuuuupeeer, masz talent <3 Z niecierpliwością czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuńŚwietny 😍😍 czekam na nexta 💞💞💞
OdpowiedzUsuńMyślę że to pośpiech wyjdzie na dobre bo Ania w końcu "złamie się" i wrócą do siebie 😃💘 Cudowny rozdział 😍 Czekam na next 💘💖💞
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział <3
OdpowiedzUsuńRozdział super 😍 czekam z niecierpliwością na next I weny życzę 💘
OdpowiedzUsuńPiszcie więcej komów, będą szybciej rozdziały plzz
OdpowiedzUsuńCudo 💗
OdpowiedzUsuńNiech mu wybaczy <3
OdpowiedzUsuń