- Myślisz, że uciekniesz przede mną wracając do domu?
- Skąd ty się tutaj wziąłeś? - mruknęłam, odwracając się razem z walizkami w stronę Janka.
Zapomniałam, że to wszechwiedzący człowiek, potrafiący znaleźć mnie na drugim końcu świata.
Zapomniałam, że to wszechwiedzący człowiek, potrafiący znaleźć mnie na drugim końcu świata.
Patrzył na mnie w taki sposób, jakby poczuł się urażony moim zamiarem wylotu, bez uprzedzenia go. Przewróciłam oczami, kontynuując swoją drogę w stronę odprawy, bo czas naprawdę mnie naglił.
- Mogłaś darować sobie tą ściemę o śmierci cioci Oliwiera. Dziwie się, że Bartek w ogóle w to uwierzył - szatyn złapał za rączkę mojej walizki, zatrzymując mnie.
- To nie kłamstwo.
- Kogo próbujesz oszukać? Mnie, siebie, czy swojego brata, który nie zapominaj jest najlepszym hakerem jakiego kiedykolwiek poznałaś i w każdej chwili może się dostać do bazy danych w poszukiwaniu aktu zgonu cioci, o której mówisz?
- Nie zrobi tego, bo mi ufa. Nie ma potrzeby, by cokolwiek hakować.
- Jeśli powiem mu, że go okłamałaś, zrobi to z czystej ciekawości.
- O niczym mu nie powiesz. Daj mi cholerny spokój, śpieszę się - rzuciłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się na pokładzie samolotu i odlecieć daleko stąd.
- Jesteś tego pewna? Skoro ty grasz w taki sposób, ja też mogę - wzruszył ramionami, puszczając moją walizkę.
Posłałam w jego stronę lodowate spojrzenie. Nienawidziłam jego psychologicznych zdolności. Wystarczyło jedno słowo, a on rozgryzł całą zagadkę. Zrozumiał, że robię to po to żeby od niego uciec. Bartek nie opierał się przed moim powrotem, kiedy powiedziałam mu, że jedna z cioci Oliwiera zmarła. To było zrozumiałe, że chcę wesprzeć swojego najlepszego przyjaciela w takim trudnym momencie.
- W nic nie gram, to ty sobie coś ubzdurałeś - pokręciłam głową, przyciągając walizki bliżej siebie.
- Nie pomyślałaś, że Bartkowi może być przykro? Zrobił ci prezent, a ty po kilku dniach kupujesz bilet powrotny - spojrzał na mnie z góry.
Chuj. Dobrze wie, że łatwo we mnie wywołać poczucie winy i teraz to wykorzystuje. Odwróciłam się w stronę tablicy odlotów, sprawdzając czas jaki pozostał mi do podjęcia decyzji, która nagle zaczęła się zmieniać.
- Ja cię nie zatrzymuje, to twoja sprawa co teraz zrobisz, ale wiedz, że jeśli teraz odlecisz, ja kupię bilet na kolejny lot - na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. Był śmiertelnie poważny.
- Ile jeszcze razy będę musiała powtarzać, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Po co to robisz?
- Do momentu aż odpuścisz i dasz mi ostatnią szanse - złapał za moje walizki, wyciągając je z moich rąk.
Ludzie dookoła nas biegali w różne strony, gorączkowo pośpieszając swoje rodziny w stronę odprawy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, ile osób znajduje się na tutejszym lotnisku.
- Oczekujesz ode mnie przebaczenia? Myślisz, że ot tak rzucę ci się w ramiona?
- Już wystarczająco uświadomiłaś mi, że spierdoliłem po raz setny. Zrozumiałem to - westchnął.
Przyłożyłam rękę do czoła, kręcąc głową, kiedy poważny głos kobiety poinformował o odlocie samolotu, w którym powinnam już dawno siedzieć.
- Daj mi je - mruknęłam cicho, wskazując głową na walizki.
- Zaniosę je do samochodu - ruszył razem z nimi w stronę wyjścia z lotniska.
- Samochodu?
- Wypożyczyłem.
Przepuścił mnie w drzwiach, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułam się głupio, bo zostałam zdemaskowana. Okłamałam Bartka, więc albo zmyślę kolejną historyjkę, albo powiem mu całą prawdę o mnie i Janku co zaowocuje wybuchem jego złości. Już sama nie wiem co jest gorsze.
- Wrócę do hotelu taksówką.
- Znowu zaczynasz? Przecież cię nie ugryzę - uniósł ręce do góry w geście irytacji.
Ugryźć nie ugryzie, ale przecież nie powiem mu, że nie mogę znieść jego obecności. Zacisnęłam mocno usta, by nie powiedzieć niczego więcej i wsiadłam do czarnego kabrioletu bez dachu. Nawet nie przyszło mi do głowy, że można tutaj wypożyczyć taki samochód.
Mimo że nie było słońca, wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne następnie zapinając pas. Janek włożył moje walizki do bagażnika, za chwilę siadając za kierownicą. Zanim zapiął swój pas, ściągnął przez głowę bluzę, rzucając ją niedbale na tył. Po raz kolejny zwróciłam uwagę na jego wytatuowane ramię, jednak nie chciałam żeby przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Odwróciłam głowę w prawą stronę, czując się dziwnie z faktem, że nie ma tam szyby.
Kiedy ruszył ulicą, w moje ciało uderzył mocny wiatr, rozwiewając moje włosy na wszystkie strony. Pogoda ewidentnie utożsamiała się z moim humorem, przynosząc nad Ibizę ciemne chmury zwiastujące ulewny deszcz.
- Odzyskałeś prawo jazdy?
- Nie.
Spojrzałam na niego z boku, oczekując szerszej odpowiedzi.
- To, że nie mam tego nędznego dokumentu przy sobie nie oznacza, że nie potrafię prowadzić - wzruszył ramionami, spoglądając na mnie przelotnie.
- Ale jeśli zatrzyma cię tutaj policja, będziesz miał kolejne kłopoty. Przecież wiesz, że świeżo po wyjściu z więzienia, każde kolejne przewinienie traktują jako ogromne niebezpieczeństwo dla społeczeństwa. Nie znudziło ci się życie w tej klatce?
Jestem naprawdę poirytowana jego zachowaniem. Kto jak kto, ale on powinien uświadomić sobie kilka rzeczy, bo ma niesamowitą zdolność do pakowania się w gówno.
- Nie mam zamiaru tam wracać - zaśmiał się cicho, przecierając ręką swoją brodę.
- Tamtym razem też tak mówiłeś - wymamrotałam, skupiając uwagę na widoku przed nami.
Morze łączyło się z ciemnymi chmurami, co wyglądało jak ogromna fala kierująca się w naszą stronę.
Po raz pierwszy gumka do włosów znajdująca się na moim nadgarstku okazała się być przydatna. Związałam nią niedbale włosy w kucyk, bo wiatr plątał je z każdym kolejnym podmuchem.
- Załóż ją - Janek sięgnął po swoją bluzę na tylne siedzenie, układając ją na moje kolana.
- Nie, dzięki.
- To że prowadzę, nie znaczy, że nie widzę tego jak jest ci zimno. Jeśli chcesz możemy się zatrzymać, wyciągnę twoją walizkę i wyjmiesz z niej swoją bluzę, jeśli moja ci nie odpowiada - przeniósł na mnie swój wzrok.
- Za moment będziemy już pod moim hotelem.
- Najpierw pojedziemy w jedno ładne miejsce - uśmiechnął się tajemniczo, ponownie skupiając wzrok na drodze.
- Aż tak bardzo nie szanujesz mojego zdania?
- Szanuje, ale są momenty w których robiąc to, zaprzeczałbym samemu sobie.
- Będziesz mnie teraz zmuszał do robienia tego na co ty masz ochotę? - zaśmiałam się cicho, osuwając powoli na oparciu fotela.
- Jeśli to cię do mnie przekona - kąciki jego ust drgnęły w delikatnym uśmiechu.
Spojrzałam na swój hotel przy drodze, który szybko minęliśmy jadąc w nieznane dla mnie i spodziewam się, że dla niego też, miejsce. Z niechęcią wciągnęłam na siebie jego bluzę, żałując każdego ruchu, który tylko poruszał jej zapach, wciskając mi się do nosa.
- Odezwiesz się do mnie kiedyś jeszcze?
- Zaraz zacznie padać - mruknęłam, stwierdzając po coraz gorszej pogodzie.
Granatowe chmury i porywisty wiatr to raczej nie znak, że czas na wycieczkę w nieznane, a powrót do bezpiecznego hotelu.
- Spodziewałem się czegoś innego - ponownie skręcił w jakąś uliczkę, którą pokazywała mu nawigacja.
- Zawiodłam cię? - uśmiechnęłam się do niego ironicznie.
Spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Ewidentnie zaczynałam grać mu na nerwach, ale robiłam to samo co on. Wcinałam się w jego zdanie, robiąc mu kompletnie pod nogi. Niech sam zda sobie sprawę z tego, że to nie jest miłe.
- Ktoś się tutaj zrobił nieźle wyszczekany - spojrzał na mnie znacząco, na co odwróciłam wzrok w inną stronę. - Chyba język w twojej buzi dawno nie miał zafundowanej rozrywki.
Prychnęłam na jego uwagę, krzyżując ręce na piersi. Uniosłam głowę do góry, kiedy pojedyncza kropla deszczu upadła na moje czoło, spływając w stronę nosa.
- A nie mówiłam?
- A nie mówiłam? - przedrzeźniał mnie, marszcząc przy tym nos.
Naciągnął na moją głowę kaptur, zanim nacisnął przycisk, który spowodował powolne zasuwanie się dachu.
- Nie można było tak od razu, tylko siłowaliśmy się przez tyle czasu z wiatrem?
- Ale z ciebie maruda - warknął, układając prawą dłoń na moim udzie.
Automatycznie spoważniałam, spoglądając na jego rękę, wędrującą w stronę kolana.
- Nie dotykaj mnie - szepnęłam, na co odsunął swoją rękę i ułożył ją ponownie na kierownicy.
Między nami nastała kompletna cisza, przerywana jedynie coraz mocniejszymi uderzeniami kropli deszczu w dach.
Szatyn prowadził dalej samochód, zaciskając nerwowo szczękę. Warknął coś pod nosem, kiedy nawigacja zaczęła tracić zasięg i wariować, co chwilę zmieniając trasę.
- Zawróćmy do hotelu, to się dzisiaj nie uda.
Przeraziłam się, kiedy skręcił w leśną uliczkę, nie wyglądającą jak kawałek jakiejś trasy prowadzącej do jakiegokolwiek miejsca. Sam fakt, że drzewa uginały się pod porywistym wiatrem, przyprawiał mnie o ciarki na plecach. Zsunęłam okulary z nosa, bo zrobiło się na tyle ciemno, że nie były mi już do niczego potrzebne. Rozpuściłam włosy, spoglądając jednocześnie na Janka.
- Wracajmy stąd - odruchowo położyłam rękę na jego dłoni, kiedy głośny grzmot rozszedł się po niebie.
Szatyn przeniósł na mnie swój wzrok, łącząc nasze palce razem. Zacisnął moją rękę, ale nim zdążył przyłożyć ją do swoich ust, zabrałam ją i schowałam w rękaw jego bluzy. Odwróciłam głowę w zupełnie inną stronę, nie chcąc nawiązać z nim kontaktu wzrokowego.
- Uważaj - podniosłam głos, zdając sobie sprawę z tego, że nadal na mnie patrzy. - Błoto - dodałam w momencie, kiedy samochód wjechał w jedną wielką breje, zatrzymując się.
- Kurwa - nacisnął pedał gazu, ale jedyne co dało się usłyszeć to głośny ryk silnika i dźwięk mokrego błota, opadającego na tylną szybę.
Pokręciłam zrezygnowana głową, pochylając się do przodu. Teraz mogło być już tylko gorzej.
- Będę musiał wyjść go popchnąć.
- Oszalałeś? - szybko złapałam go za ramię, zatrzymując przed wyjściem z samochodu. - Nie widzisz co się dzieje za oknem? W każdej chwili może uderzyć w ciebie piorun.
- Masz pieprzoną zdolność ściągania na ziemie tego o czym mówisz, więc lepiej przestań już to robić - zaśmiał się, zwracając w moją stronę.
To prawda i to nie jest w najmniejszym stopniu zabawne. Zamiast wracać spokojnie do domu, wylądowałam z nim w jakimś dzikim lesie, zakopując się w błocie. Burza wydaje się dopiero zmierzać w naszą stronę, dając o sobie znak co kilka minut silnie uderzając, jeszcze daleko stąd.
***
- Jak chcesz możesz się przespać. Dobrze ci to zrobi - Janek przeszedł środkiem na tylne siedzenie, siadając obok mnie.
- Myślisz, że zasnę z myślą, że za chwilę mogę umrzeć?
Nie żartowałam. Tkwimy tutaj już dobre dwie godziny, a deszcz nie ustał nawet na dwie minuty. Momentami dało się poczuć, jak samochód kołysze się na śliskim błocie, przyprawiając mnie o dreszcze. Sama burza nie robiła na mnie aż takiego wrażenia do momentu gdy ogromna błyskawica uderzyła w jedno z drzew stojących obok ścieżki przed samochodem. Moje ręce automatycznie powędrowały do uszu, a głowa skuliła się i opadła na klatkę piersiową szatyna. Przeraźliwe głośny grzmot rozległ się sekundę później, przewalając drzewo przed maską samochodu z taką siłą, że samochód zatrząsł się, a kilka pojedynczych gałęzi uderzyło w przednią szybę. Wszystko wydarzyło się tak nagle i było tak bardzo niebezpieczne, że mimowolnie zaniosłam się głośnym płaczem. Janek nie odezwał się ani słowem, jedynie przyciągając mnie bliżej siebie. Objął mnie ramionami, opierając brodę na mojej głowie.
- Nie płacz - próbował mnie uspokoić, ale na marne.
Byłam tak przerażona, że mogłabym mu na miejscu wybaczyć wszystko co zawinił, jeśli tylko zabrałby mnie teraz do hotelu.
Podniosłam głowę do góry, przenosząc wzrok na drzewo leżące na drodze.
- Dosłownie metr, a upadłoby na nas - jęknęłam, spoglądając na twarz chłopaka.
Sam był zaszokowany tym co się stało, bo czułam jak mocno bije jego serce. Pierwszy raz w życiu przeżyłam tak bliski kontakt z piorunem.
- Usiądź za kierownicą i wciskaj gaz, a ja spróbuje wypchnąć samochód z tego bagna - mruknął, wskazując ruchem głowy, abym przeszła na przód.
- Nie. Nie chcę żeby coś ci się stało.
Szatyn spojrzał na mnie z boku, a ja sama zdałam sobie sprawę z wagi słów jakie wydostały się z moich ust.
- Kochanie...
- Nie mów tak do mnie - rzuciłam, odsuwając się od niego na drugą stronę samochodu.
- Siadaj za kierownicą, bo przecież nie chcesz mnie stracić - puścił do mnie oczko, szybko wysiadając z samochodu.
- Dupek - warknęłam pod nosem, jednocześnie przeciskając się na miejsce kierowcy.
Przekręciłam kluczykiem w stacyjce, odpalając samochód i spoglądając w boczne lusterko. Wystarczyła chwila, aby na jego ciele nie pozostała ani jedna sucha nitka, a włosy opadły na czoło.
Kiedy nacisnęłam pedał gazu, kolejna porcja błota opadła na tylną szybę, totalnie ją zamazując.
Samochód był zbyt głęboko zakopany, by wyjechać o własnych siłach.
- To wszystko twoja wina - jęknęłam, kiedy stanęłam obok niego, a moje buty zatopiły się w obrzydliwym błocie.
- Wracaj do środka, nie powinnaś wysiadać - Janek machnął ręką w stronę drzwi, patrząc na mnie przez zmrużone oczy.
Deszcz zacinał tak mocno, że uderzając w moje odkryte nogi, sprawiał mi ból.
- Sam go nie wypchniesz, trzeba to zrobić z dwóch stron - musiałam krzyczeć, by mógł mnie usłyszeć, bo szum drzew przyprawiał o zawroty głowy. Czułam się jakby to nie były liście, a fale obijające się o brzeg podczas sztormu.
Stanęłam po jednej stronie samochodu, układając ręce na umorusany na czarno bagażnik. Janek dołączył do mnie, wykorzystując o wiele więcej siły, bo w odróżnieniu do mnie, po jego stronie, samochód zaczął się podnosić. Zaparłam się najbardziej jak mogłam, pchając samochód do przodu. Szatyn przesunął się bardziej na środek, napinając wszystkie swoje mięśnie, które w tym momencie były widoczne bardziej niż kiedykolwiek.
- Teraz wciśnij gaz.
Szybko pobiegłam na przód samochodu, o mały włos nie upadając na kolana w błoto. Wsiadłam do środka nawet nie tracąc czasu na zamknięcie za sobą drzwi. Samochód mocno zagazował i z małą pomocą Janka ruszył do przodu. Szybko zakręciłam w bok, bo leżące z przodu drzewo powodowało kolejny problem.
Dziękowałam bogu za to, że postanowiłam zrobić prawo jazdy i miałam jakąkolwiek zdolność manewrowania samochodem, co pozwoliło mi na ominięcie kolejnej kałuży z błota, ustawiając się w możliwie bezpiecznym miejscu.
- Wsiadaj już - krzyknęłam do Janka, który nadal stał na deszczu, przecierając ręką twarz.
- Nie jest tak strasznie jak się wydawało - pokręcił głową, kierując się do samochodu.
Przeniosłam się na miejsce pasażera, kierując wzrok w zupełnie inną stronę, kiedy zauważyłam jak ściąga swoją ubłoconą bluzkę przez głowę.
- To nigdy nie przestanie na ciebie działać - uśmiechnął się zadziornie, widocznie widząc moją reakcje.
- Mam już dość, jedźmy stąd - westchnęłam, ignorując jego uwagę.
Bluza, którą nadal miałam na sobie, kleiła się do moich pleców, wywołując niemiłe uczucie. Ściągnęłam ją z siebie, krzywiąc się, bo koszulka pod nią zdążyła już przesiąknąć wodą.
***
- Dlaczego się zatrzymałeś? - poprawiłam się na fotelu, kiedy szatyn zgasił silnik.
- Bo jesteśmy na miejscu.
- Ale to nie jest mój hotel - spojrzałam na niego znacząco.
- Ale jest mój. Był bliżej, więc to tutaj się zatrzymamy - wzruszył ramionami.
- Zatrzymamy? My? - zaśmiałam się ironicznie. - To, że pozwoliłam ci, żebyś mnie zabrał na jakąś wycieczkę, która skończyła się tak, że ledwo uszliśmy z życiem, nie oznacza, że wszystko między nami wróciło do normy Janek. Nadal nie zmieniłam zdania i nie mam zamiaru wracać do tego co było kiedyś.
- I wolisz stanąć przed Bartkiem przemoczona i ubrudzona błotem, kiedy on jest przekonany, że jesteś w samolocie w drodze do domu? Jak mu to wytłumaczysz?
- Normalnie. Opowiem mu wszystko od początku do końca.
- I wtedy przyjedzie do mnie z zamiarem pobicia, ale sama wiesz dla kogo się to gorzej skończy - zaśmiał się nisko.
- Nie wyobrażaj sobie, że jesteś nie wiadomo jak silny i lepszy od niego - fuknęłam poirytowana jego słowami.
- Mam jej wystarczająco, by zanieść cię do swojego hotelowego łóżka.
- Nie jestem twoją dziwką.
- Nic takiego nie powiedziałem - uniósł ręce w geście obronnym, za chwilę wypuszczając głośno powietrze z ust. - Dobrze wiesz, że nie miałem na myśli seksu.
Nic więcej nie powiedziałam, wychodząc z samochodu na zewnątrz. Weszliśmy do hotelu, od razu zwracając na siebie uwagę ludzi z recepcji. Spuściłam głowę, zażenowana faktem, że wchodzę do tak luksusowego miejsca, umazana po kolana w błocie.
W windzie patrzyliśmy na siebie w ciszy, nawet nie zamieniając słowa.
Ułożył rękę na moje plecy, kierując mnie w odpowiednią stronę korytarza. Chwilę później przeciągnął kartą po czytniku, a drzwi od jego pokoju otworzyły się pozwalając nam wejść do środka.
Wystrój pomieszczenia nie różnił się niczym od tego w moim hotelu. Łóżko stało tak samo naprzeciwko wielkiego okna dającego widok na tym razem wzburzone morze. Mimo wszystko w każdym miejscu zapierało dech w piersiach. To był chyba największy urok tego miejsca.
- Nie wzięliśmy twoich walizek z samochodu, ale zrobimy to rano - mruknął, podając mi do ręki swoją czystą białą bluzkę i bokserki.
- Umyj się pierwszy, bo masz na sobie więcej błota - zmierzyłam go wzrokiem i dopiero w tym momencie zauważyłam, że ma je nawet na twarzy.
Stałam w miejscu do momentu aż chłopak opuścił łazienkę, pozwalając mi wejść do środka. Przez ten czas próbowałam wymyślić sensowne wytłumaczenie jakie przedstawię jutro Bartkowi.
Cała kabina prysznicowa była przesiąknięta zapachem męskiego żelu pod prysznic, którego chcąc nie chcąc sama musiałam użyć. Tak bardzo jak nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, tak bardzo muszę przebywać w jego towarzystwie cały dzień, paradować w jego ciuchach i używać jego kosmetyków.
Wyszłam z łazienki, przeczesując palcami mokre włosy. Szatyn leżał na łóżku w samych dresach, wpatrzony w okno przed sobą. Kiedy usłyszał, że drzwi się otwierają spojrzał w moją stronę, uśmiechając się delikatnie. Podeszłam do lusterka, a on przekręcił się na bok, wciskając policzek w poduszkę. Nawet na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku, co tak bardzo mnie krępowało, że nie mogłam zrobić tego co chciałam.
- Jesteś zmęczona?
Pokiwałam twierdząco głową, opierając się ramieniem o ścianę. Nie miałam odwagi usiąść obok niego na łóżku. To był za duży krok, który prędzej czy później będę musiała pokonać.
Jestem mu wdzięczna za to co dla mnie kiedykolwiek zrobił, ale nie mogę pochlebiać tego ile razy mnie okłamał, robił żarty czy mówił okropne rzeczy na mój temat. Tego nie da się przeskoczyć.
- Lubię, kiedy nosisz moje ubrania - podniósł się z łóżka, kierując w moją stronę.
Stanął za mną, a ja patrzyłam na jego odbicie w lusterku.
- Pachniesz... mną - mruknął, odgarniając moje mokre włosy na jedną stronę.
- Mówiłam ci, żebyś mnie nie dotykał - rzuciłam beznamiętnie, odchodząc i zostawiając go samego pod ścianą.
Zacisnął szczękę, odprowadzając mnie wzrokiem na łóżko. Położyłam się dosłownie na krawędzi, po drugiej stronie łóżka. Szatyn zgasił światło w pokoju, samemu układając się obok mnie.
______________________________________________
Oni, jeden pokój, jedno łóżko i wiele możliwości, które mogą się wydarzyć. Ania nadal jest nieugięta i coraz bardziej widać, że została mocno zraniona.
Cały rozdział z Anią i Jankiem. Co wy na to? :)
Ps. komentarze wpływają na szybkość pojawienia się kolejnego rozdziału, więc nie lekceważcie tego 8)
- Jeśli powiem mu, że go okłamałaś, zrobi to z czystej ciekawości.
- O niczym mu nie powiesz. Daj mi cholerny spokój, śpieszę się - rzuciłam, chcąc jak najszybciej znaleźć się na pokładzie samolotu i odlecieć daleko stąd.
- Jesteś tego pewna? Skoro ty grasz w taki sposób, ja też mogę - wzruszył ramionami, puszczając moją walizkę.
Posłałam w jego stronę lodowate spojrzenie. Nienawidziłam jego psychologicznych zdolności. Wystarczyło jedno słowo, a on rozgryzł całą zagadkę. Zrozumiał, że robię to po to żeby od niego uciec. Bartek nie opierał się przed moim powrotem, kiedy powiedziałam mu, że jedna z cioci Oliwiera zmarła. To było zrozumiałe, że chcę wesprzeć swojego najlepszego przyjaciela w takim trudnym momencie.
- W nic nie gram, to ty sobie coś ubzdurałeś - pokręciłam głową, przyciągając walizki bliżej siebie.
- Nie pomyślałaś, że Bartkowi może być przykro? Zrobił ci prezent, a ty po kilku dniach kupujesz bilet powrotny - spojrzał na mnie z góry.
Chuj. Dobrze wie, że łatwo we mnie wywołać poczucie winy i teraz to wykorzystuje. Odwróciłam się w stronę tablicy odlotów, sprawdzając czas jaki pozostał mi do podjęcia decyzji, która nagle zaczęła się zmieniać.
- Ja cię nie zatrzymuje, to twoja sprawa co teraz zrobisz, ale wiedz, że jeśli teraz odlecisz, ja kupię bilet na kolejny lot - na jego twarzy nie było nawet cienia uśmiechu. Był śmiertelnie poważny.
- Ile jeszcze razy będę musiała powtarzać, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego? Po co to robisz?
- Do momentu aż odpuścisz i dasz mi ostatnią szanse - złapał za moje walizki, wyciągając je z moich rąk.
Ludzie dookoła nas biegali w różne strony, gorączkowo pośpieszając swoje rodziny w stronę odprawy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, ile osób znajduje się na tutejszym lotnisku.
- Oczekujesz ode mnie przebaczenia? Myślisz, że ot tak rzucę ci się w ramiona?
- Już wystarczająco uświadomiłaś mi, że spierdoliłem po raz setny. Zrozumiałem to - westchnął.
Przyłożyłam rękę do czoła, kręcąc głową, kiedy poważny głos kobiety poinformował o odlocie samolotu, w którym powinnam już dawno siedzieć.
- Daj mi je - mruknęłam cicho, wskazując głową na walizki.
- Zaniosę je do samochodu - ruszył razem z nimi w stronę wyjścia z lotniska.
- Samochodu?
- Wypożyczyłem.
Przepuścił mnie w drzwiach, nie spuszczając ze mnie wzroku. Czułam się głupio, bo zostałam zdemaskowana. Okłamałam Bartka, więc albo zmyślę kolejną historyjkę, albo powiem mu całą prawdę o mnie i Janku co zaowocuje wybuchem jego złości. Już sama nie wiem co jest gorsze.
- Wrócę do hotelu taksówką.
- Znowu zaczynasz? Przecież cię nie ugryzę - uniósł ręce do góry w geście irytacji.
Ugryźć nie ugryzie, ale przecież nie powiem mu, że nie mogę znieść jego obecności. Zacisnęłam mocno usta, by nie powiedzieć niczego więcej i wsiadłam do czarnego kabrioletu bez dachu. Nawet nie przyszło mi do głowy, że można tutaj wypożyczyć taki samochód.
Mimo że nie było słońca, wsunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne następnie zapinając pas. Janek włożył moje walizki do bagażnika, za chwilę siadając za kierownicą. Zanim zapiął swój pas, ściągnął przez głowę bluzę, rzucając ją niedbale na tył. Po raz kolejny zwróciłam uwagę na jego wytatuowane ramię, jednak nie chciałam żeby przyłapał mnie na gapieniu się na niego. Odwróciłam głowę w prawą stronę, czując się dziwnie z faktem, że nie ma tam szyby.
Kiedy ruszył ulicą, w moje ciało uderzył mocny wiatr, rozwiewając moje włosy na wszystkie strony. Pogoda ewidentnie utożsamiała się z moim humorem, przynosząc nad Ibizę ciemne chmury zwiastujące ulewny deszcz.
- Odzyskałeś prawo jazdy?
- Nie.
Spojrzałam na niego z boku, oczekując szerszej odpowiedzi.
- To, że nie mam tego nędznego dokumentu przy sobie nie oznacza, że nie potrafię prowadzić - wzruszył ramionami, spoglądając na mnie przelotnie.
- Ale jeśli zatrzyma cię tutaj policja, będziesz miał kolejne kłopoty. Przecież wiesz, że świeżo po wyjściu z więzienia, każde kolejne przewinienie traktują jako ogromne niebezpieczeństwo dla społeczeństwa. Nie znudziło ci się życie w tej klatce?
Jestem naprawdę poirytowana jego zachowaniem. Kto jak kto, ale on powinien uświadomić sobie kilka rzeczy, bo ma niesamowitą zdolność do pakowania się w gówno.
- Nie mam zamiaru tam wracać - zaśmiał się cicho, przecierając ręką swoją brodę.
- Tamtym razem też tak mówiłeś - wymamrotałam, skupiając uwagę na widoku przed nami.
Morze łączyło się z ciemnymi chmurami, co wyglądało jak ogromna fala kierująca się w naszą stronę.
Po raz pierwszy gumka do włosów znajdująca się na moim nadgarstku okazała się być przydatna. Związałam nią niedbale włosy w kucyk, bo wiatr plątał je z każdym kolejnym podmuchem.
- Załóż ją - Janek sięgnął po swoją bluzę na tylne siedzenie, układając ją na moje kolana.
- Nie, dzięki.
- To że prowadzę, nie znaczy, że nie widzę tego jak jest ci zimno. Jeśli chcesz możemy się zatrzymać, wyciągnę twoją walizkę i wyjmiesz z niej swoją bluzę, jeśli moja ci nie odpowiada - przeniósł na mnie swój wzrok.
- Za moment będziemy już pod moim hotelem.
- Najpierw pojedziemy w jedno ładne miejsce - uśmiechnął się tajemniczo, ponownie skupiając wzrok na drodze.
- Aż tak bardzo nie szanujesz mojego zdania?
- Szanuje, ale są momenty w których robiąc to, zaprzeczałbym samemu sobie.
- Będziesz mnie teraz zmuszał do robienia tego na co ty masz ochotę? - zaśmiałam się cicho, osuwając powoli na oparciu fotela.
- Jeśli to cię do mnie przekona - kąciki jego ust drgnęły w delikatnym uśmiechu.
Spojrzałam na swój hotel przy drodze, który szybko minęliśmy jadąc w nieznane dla mnie i spodziewam się, że dla niego też, miejsce. Z niechęcią wciągnęłam na siebie jego bluzę, żałując każdego ruchu, który tylko poruszał jej zapach, wciskając mi się do nosa.
- Odezwiesz się do mnie kiedyś jeszcze?
- Zaraz zacznie padać - mruknęłam, stwierdzając po coraz gorszej pogodzie.
Granatowe chmury i porywisty wiatr to raczej nie znak, że czas na wycieczkę w nieznane, a powrót do bezpiecznego hotelu.
- Spodziewałem się czegoś innego - ponownie skręcił w jakąś uliczkę, którą pokazywała mu nawigacja.
- Zawiodłam cię? - uśmiechnęłam się do niego ironicznie.
Spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Ewidentnie zaczynałam grać mu na nerwach, ale robiłam to samo co on. Wcinałam się w jego zdanie, robiąc mu kompletnie pod nogi. Niech sam zda sobie sprawę z tego, że to nie jest miłe.
- Ktoś się tutaj zrobił nieźle wyszczekany - spojrzał na mnie znacząco, na co odwróciłam wzrok w inną stronę. - Chyba język w twojej buzi dawno nie miał zafundowanej rozrywki.
Prychnęłam na jego uwagę, krzyżując ręce na piersi. Uniosłam głowę do góry, kiedy pojedyncza kropla deszczu upadła na moje czoło, spływając w stronę nosa.
- A nie mówiłam?
- A nie mówiłam? - przedrzeźniał mnie, marszcząc przy tym nos.
Naciągnął na moją głowę kaptur, zanim nacisnął przycisk, który spowodował powolne zasuwanie się dachu.
- Nie można było tak od razu, tylko siłowaliśmy się przez tyle czasu z wiatrem?
- Ale z ciebie maruda - warknął, układając prawą dłoń na moim udzie.
Automatycznie spoważniałam, spoglądając na jego rękę, wędrującą w stronę kolana.
- Nie dotykaj mnie - szepnęłam, na co odsunął swoją rękę i ułożył ją ponownie na kierownicy.
Między nami nastała kompletna cisza, przerywana jedynie coraz mocniejszymi uderzeniami kropli deszczu w dach.
Szatyn prowadził dalej samochód, zaciskając nerwowo szczękę. Warknął coś pod nosem, kiedy nawigacja zaczęła tracić zasięg i wariować, co chwilę zmieniając trasę.
- Zawróćmy do hotelu, to się dzisiaj nie uda.
Przeraziłam się, kiedy skręcił w leśną uliczkę, nie wyglądającą jak kawałek jakiejś trasy prowadzącej do jakiegokolwiek miejsca. Sam fakt, że drzewa uginały się pod porywistym wiatrem, przyprawiał mnie o ciarki na plecach. Zsunęłam okulary z nosa, bo zrobiło się na tyle ciemno, że nie były mi już do niczego potrzebne. Rozpuściłam włosy, spoglądając jednocześnie na Janka.
- Wracajmy stąd - odruchowo położyłam rękę na jego dłoni, kiedy głośny grzmot rozszedł się po niebie.
Szatyn przeniósł na mnie swój wzrok, łącząc nasze palce razem. Zacisnął moją rękę, ale nim zdążył przyłożyć ją do swoich ust, zabrałam ją i schowałam w rękaw jego bluzy. Odwróciłam głowę w zupełnie inną stronę, nie chcąc nawiązać z nim kontaktu wzrokowego.
- Uważaj - podniosłam głos, zdając sobie sprawę z tego, że nadal na mnie patrzy. - Błoto - dodałam w momencie, kiedy samochód wjechał w jedną wielką breje, zatrzymując się.
- Kurwa - nacisnął pedał gazu, ale jedyne co dało się usłyszeć to głośny ryk silnika i dźwięk mokrego błota, opadającego na tylną szybę.
Pokręciłam zrezygnowana głową, pochylając się do przodu. Teraz mogło być już tylko gorzej.
- Będę musiał wyjść go popchnąć.
- Oszalałeś? - szybko złapałam go za ramię, zatrzymując przed wyjściem z samochodu. - Nie widzisz co się dzieje za oknem? W każdej chwili może uderzyć w ciebie piorun.
- Masz pieprzoną zdolność ściągania na ziemie tego o czym mówisz, więc lepiej przestań już to robić - zaśmiał się, zwracając w moją stronę.
To prawda i to nie jest w najmniejszym stopniu zabawne. Zamiast wracać spokojnie do domu, wylądowałam z nim w jakimś dzikim lesie, zakopując się w błocie. Burza wydaje się dopiero zmierzać w naszą stronę, dając o sobie znak co kilka minut silnie uderzając, jeszcze daleko stąd.
***
- Jak chcesz możesz się przespać. Dobrze ci to zrobi - Janek przeszedł środkiem na tylne siedzenie, siadając obok mnie.
- Myślisz, że zasnę z myślą, że za chwilę mogę umrzeć?
Nie żartowałam. Tkwimy tutaj już dobre dwie godziny, a deszcz nie ustał nawet na dwie minuty. Momentami dało się poczuć, jak samochód kołysze się na śliskim błocie, przyprawiając mnie o dreszcze. Sama burza nie robiła na mnie aż takiego wrażenia do momentu gdy ogromna błyskawica uderzyła w jedno z drzew stojących obok ścieżki przed samochodem. Moje ręce automatycznie powędrowały do uszu, a głowa skuliła się i opadła na klatkę piersiową szatyna. Przeraźliwe głośny grzmot rozległ się sekundę później, przewalając drzewo przed maską samochodu z taką siłą, że samochód zatrząsł się, a kilka pojedynczych gałęzi uderzyło w przednią szybę. Wszystko wydarzyło się tak nagle i było tak bardzo niebezpieczne, że mimowolnie zaniosłam się głośnym płaczem. Janek nie odezwał się ani słowem, jedynie przyciągając mnie bliżej siebie. Objął mnie ramionami, opierając brodę na mojej głowie.
- Nie płacz - próbował mnie uspokoić, ale na marne.
Byłam tak przerażona, że mogłabym mu na miejscu wybaczyć wszystko co zawinił, jeśli tylko zabrałby mnie teraz do hotelu.
Podniosłam głowę do góry, przenosząc wzrok na drzewo leżące na drodze.
- Dosłownie metr, a upadłoby na nas - jęknęłam, spoglądając na twarz chłopaka.
Sam był zaszokowany tym co się stało, bo czułam jak mocno bije jego serce. Pierwszy raz w życiu przeżyłam tak bliski kontakt z piorunem.
- Usiądź za kierownicą i wciskaj gaz, a ja spróbuje wypchnąć samochód z tego bagna - mruknął, wskazując ruchem głowy, abym przeszła na przód.
- Nie. Nie chcę żeby coś ci się stało.
Szatyn spojrzał na mnie z boku, a ja sama zdałam sobie sprawę z wagi słów jakie wydostały się z moich ust.
- Kochanie...
- Nie mów tak do mnie - rzuciłam, odsuwając się od niego na drugą stronę samochodu.
- Siadaj za kierownicą, bo przecież nie chcesz mnie stracić - puścił do mnie oczko, szybko wysiadając z samochodu.
- Dupek - warknęłam pod nosem, jednocześnie przeciskając się na miejsce kierowcy.
Przekręciłam kluczykiem w stacyjce, odpalając samochód i spoglądając w boczne lusterko. Wystarczyła chwila, aby na jego ciele nie pozostała ani jedna sucha nitka, a włosy opadły na czoło.
Kiedy nacisnęłam pedał gazu, kolejna porcja błota opadła na tylną szybę, totalnie ją zamazując.
Samochód był zbyt głęboko zakopany, by wyjechać o własnych siłach.
- To wszystko twoja wina - jęknęłam, kiedy stanęłam obok niego, a moje buty zatopiły się w obrzydliwym błocie.
- Wracaj do środka, nie powinnaś wysiadać - Janek machnął ręką w stronę drzwi, patrząc na mnie przez zmrużone oczy.
Deszcz zacinał tak mocno, że uderzając w moje odkryte nogi, sprawiał mi ból.
- Sam go nie wypchniesz, trzeba to zrobić z dwóch stron - musiałam krzyczeć, by mógł mnie usłyszeć, bo szum drzew przyprawiał o zawroty głowy. Czułam się jakby to nie były liście, a fale obijające się o brzeg podczas sztormu.
Stanęłam po jednej stronie samochodu, układając ręce na umorusany na czarno bagażnik. Janek dołączył do mnie, wykorzystując o wiele więcej siły, bo w odróżnieniu do mnie, po jego stronie, samochód zaczął się podnosić. Zaparłam się najbardziej jak mogłam, pchając samochód do przodu. Szatyn przesunął się bardziej na środek, napinając wszystkie swoje mięśnie, które w tym momencie były widoczne bardziej niż kiedykolwiek.
- Teraz wciśnij gaz.
Szybko pobiegłam na przód samochodu, o mały włos nie upadając na kolana w błoto. Wsiadłam do środka nawet nie tracąc czasu na zamknięcie za sobą drzwi. Samochód mocno zagazował i z małą pomocą Janka ruszył do przodu. Szybko zakręciłam w bok, bo leżące z przodu drzewo powodowało kolejny problem.
Dziękowałam bogu za to, że postanowiłam zrobić prawo jazdy i miałam jakąkolwiek zdolność manewrowania samochodem, co pozwoliło mi na ominięcie kolejnej kałuży z błota, ustawiając się w możliwie bezpiecznym miejscu.
- Wsiadaj już - krzyknęłam do Janka, który nadal stał na deszczu, przecierając ręką twarz.
- Nie jest tak strasznie jak się wydawało - pokręcił głową, kierując się do samochodu.
Przeniosłam się na miejsce pasażera, kierując wzrok w zupełnie inną stronę, kiedy zauważyłam jak ściąga swoją ubłoconą bluzkę przez głowę.
- To nigdy nie przestanie na ciebie działać - uśmiechnął się zadziornie, widocznie widząc moją reakcje.
- Mam już dość, jedźmy stąd - westchnęłam, ignorując jego uwagę.
Bluza, którą nadal miałam na sobie, kleiła się do moich pleców, wywołując niemiłe uczucie. Ściągnęłam ją z siebie, krzywiąc się, bo koszulka pod nią zdążyła już przesiąknąć wodą.
***
- Dlaczego się zatrzymałeś? - poprawiłam się na fotelu, kiedy szatyn zgasił silnik.
- Bo jesteśmy na miejscu.
- Ale to nie jest mój hotel - spojrzałam na niego znacząco.
- Ale jest mój. Był bliżej, więc to tutaj się zatrzymamy - wzruszył ramionami.
- Zatrzymamy? My? - zaśmiałam się ironicznie. - To, że pozwoliłam ci, żebyś mnie zabrał na jakąś wycieczkę, która skończyła się tak, że ledwo uszliśmy z życiem, nie oznacza, że wszystko między nami wróciło do normy Janek. Nadal nie zmieniłam zdania i nie mam zamiaru wracać do tego co było kiedyś.
- I wolisz stanąć przed Bartkiem przemoczona i ubrudzona błotem, kiedy on jest przekonany, że jesteś w samolocie w drodze do domu? Jak mu to wytłumaczysz?
- Normalnie. Opowiem mu wszystko od początku do końca.
- I wtedy przyjedzie do mnie z zamiarem pobicia, ale sama wiesz dla kogo się to gorzej skończy - zaśmiał się nisko.
- Nie wyobrażaj sobie, że jesteś nie wiadomo jak silny i lepszy od niego - fuknęłam poirytowana jego słowami.
- Mam jej wystarczająco, by zanieść cię do swojego hotelowego łóżka.
- Nie jestem twoją dziwką.
- Nic takiego nie powiedziałem - uniósł ręce w geście obronnym, za chwilę wypuszczając głośno powietrze z ust. - Dobrze wiesz, że nie miałem na myśli seksu.
Nic więcej nie powiedziałam, wychodząc z samochodu na zewnątrz. Weszliśmy do hotelu, od razu zwracając na siebie uwagę ludzi z recepcji. Spuściłam głowę, zażenowana faktem, że wchodzę do tak luksusowego miejsca, umazana po kolana w błocie.
W windzie patrzyliśmy na siebie w ciszy, nawet nie zamieniając słowa.
Ułożył rękę na moje plecy, kierując mnie w odpowiednią stronę korytarza. Chwilę później przeciągnął kartą po czytniku, a drzwi od jego pokoju otworzyły się pozwalając nam wejść do środka.
Wystrój pomieszczenia nie różnił się niczym od tego w moim hotelu. Łóżko stało tak samo naprzeciwko wielkiego okna dającego widok na tym razem wzburzone morze. Mimo wszystko w każdym miejscu zapierało dech w piersiach. To był chyba największy urok tego miejsca.
- Nie wzięliśmy twoich walizek z samochodu, ale zrobimy to rano - mruknął, podając mi do ręki swoją czystą białą bluzkę i bokserki.
- Umyj się pierwszy, bo masz na sobie więcej błota - zmierzyłam go wzrokiem i dopiero w tym momencie zauważyłam, że ma je nawet na twarzy.
Stałam w miejscu do momentu aż chłopak opuścił łazienkę, pozwalając mi wejść do środka. Przez ten czas próbowałam wymyślić sensowne wytłumaczenie jakie przedstawię jutro Bartkowi.
Cała kabina prysznicowa była przesiąknięta zapachem męskiego żelu pod prysznic, którego chcąc nie chcąc sama musiałam użyć. Tak bardzo jak nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, tak bardzo muszę przebywać w jego towarzystwie cały dzień, paradować w jego ciuchach i używać jego kosmetyków.
Wyszłam z łazienki, przeczesując palcami mokre włosy. Szatyn leżał na łóżku w samych dresach, wpatrzony w okno przed sobą. Kiedy usłyszał, że drzwi się otwierają spojrzał w moją stronę, uśmiechając się delikatnie. Podeszłam do lusterka, a on przekręcił się na bok, wciskając policzek w poduszkę. Nawet na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku, co tak bardzo mnie krępowało, że nie mogłam zrobić tego co chciałam.
- Jesteś zmęczona?
Pokiwałam twierdząco głową, opierając się ramieniem o ścianę. Nie miałam odwagi usiąść obok niego na łóżku. To był za duży krok, który prędzej czy później będę musiała pokonać.
Jestem mu wdzięczna za to co dla mnie kiedykolwiek zrobił, ale nie mogę pochlebiać tego ile razy mnie okłamał, robił żarty czy mówił okropne rzeczy na mój temat. Tego nie da się przeskoczyć.
- Lubię, kiedy nosisz moje ubrania - podniósł się z łóżka, kierując w moją stronę.
Stanął za mną, a ja patrzyłam na jego odbicie w lusterku.
- Pachniesz... mną - mruknął, odgarniając moje mokre włosy na jedną stronę.
- Mówiłam ci, żebyś mnie nie dotykał - rzuciłam beznamiętnie, odchodząc i zostawiając go samego pod ścianą.
Zacisnął szczękę, odprowadzając mnie wzrokiem na łóżko. Położyłam się dosłownie na krawędzi, po drugiej stronie łóżka. Szatyn zgasił światło w pokoju, samemu układając się obok mnie.
______________________________________________
Oni, jeden pokój, jedno łóżko i wiele możliwości, które mogą się wydarzyć. Ania nadal jest nieugięta i coraz bardziej widać, że została mocno zraniona.
Cały rozdział z Anią i Jankiem. Co wy na to? :)
Ps. komentarze wpływają na szybkość pojawienia się kolejnego rozdziału, więc nie lekceważcie tego 8)
Dawaj nexta ❤❤
OdpowiedzUsuńJedno łóżko,jeden pokoj ma być seks xdd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! Najlepiej!/Julia Głogowiec
OdpowiedzUsuńMega rozdział!❤ Byłoby cudownie jakby do siebie wrócili! Czekam na kolejny! 😘💕
OdpowiedzUsuńOjezu! Świetny rozdzial! <3 Czekam na następny! <4
OdpowiedzUsuńOjej cudny ^^
OdpowiedzUsuńFantastyczny!!
OdpowiedzUsuńWięcej Ani i Janka, niech ona mu już wybaczy....
Czekam na next!!!♥
Ojjj będzie się działo !!!
OdpowiedzUsuńOmg! Rozdział genialny, po prostu genialny. Mam nadzieję że Ania w końcu ulegnie Jankowi. A i świetna sytuacja z tym płaczem Ani na ramieniu Janka!!! <3 <3
OdpowiedzUsuńAnia mimo tego, że jest nieugięta to po kilku jej zachowaniach można stwierdzic, że Janek nie jest jej obojętny.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i oby było więcej takich tylko z nimi ❤❤
Najlepszy! Czekam na kolejny!!!!!!
OdpowiedzUsuńnajs, to mi się podoba
OdpowiedzUsuńtzn obojętność Anki w stosunku do Janka
Świetny rozdział ❤️❤️
OdpowiedzUsuńŚwietnie Anka!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ❤❤
OdpowiedzUsuńSuuuper!<3
OdpowiedzUsuńNastępny! 🙊💕
OdpowiedzUsuńAniusia! Suuuupppeeerowy!!!! Czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńJeju cudowny rozdział ���� niech ona mu już wybaczy ��
OdpowiedzUsuńAnka kiedy kolejny?? Kocham yams!!! Genialny rozdział <3
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział 💕😍 Ja już myślałam że coś im się stanie
OdpowiedzUsuńGenialne !!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! :))
OdpowiedzUsuńTęsknilam za rozdzialami z Ania i Jankiem !
Genialny *.*
OdpowiedzUsuńZ jednej strony to dobrze, że Ania jest nieugięta. Ale nie można też przesadzać i powoli łamać jakieś bariery ;) rozdział świetny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńEkstra! :D
OdpowiedzUsuńCudowny 💖💖 jak każdy 💖
OdpowiedzUsuńWooooo💕
OdpowiedzUsuńNastępny proszę 😍
OdpowiedzUsuńAnia czasami już przesadza z byciem nieugiętą :/ Jednak myślę, że w końcu przełamie tą barierę! Świetny rozdział i czekam na następne ❤️
OdpowiedzUsuńŚwietny! <3
OdpowiedzUsuń❤️
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, świetny!
OdpowiedzUsuńMyślę, że jednak Janek zbyt mocno zranił Anię, aby ona mu wybaczyła i do niego wróciła.
OdpowiedzUsuńJeju niech Ania przestanie przeciagac, haha i tak będą razem!!
OdpowiedzUsuńJeju, ale Ty masz wyobraźnie, super rozdział :D
OdpowiedzUsuńJanek strasznie mnie teraz irytuje swoim zachowaniem.. dziwie się Ani, że z nim pojechała xd Ale rozdział jak zawsze świetny! :D
OdpowiedzUsuńJak dla mnie Ania zachowuje się normalnie z tym byciem nieugiętą. Janek zasłużył sobie na takie traktowanie. Jednak widać,że zależy jej na Janku i po prostu potrzebuję więcej czasu,aby poukładać sobie wszystko w głowie.
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział ❤
OdpowiedzUsuńRozdział mega jak zawsze!!! ❤️
OdpowiedzUsuńZajebisteee
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Jestem ciekawa czy coś jeszcze wydarzy się w te noc ? 💘
OdpowiedzUsuńAnia zaczyna mnie co raz bardziej Irytować z tym byciem sztywniara 😒
OdpowiedzUsuńRozdział mega ! 💕
OdpowiedzUsuńSuper rozdział czekam na następny💓 byle szybko 💕
OdpowiedzUsuń❤💓💗💋😘
OdpowiedzUsuńDaj nexta :*
OdpowiedzUsuńFajnie by było gdyby Janek oświadczył się Ani w jakimś idealnym i dzikim miejscu, Ale najpierw musi zdobyć zaufanie Ani.
OdpowiedzUsuńCudoowne. Ania ma powody, aby nie wybaczyć Jankowi,ale tak strasznie brakuje mi ich razem, jak są szczęśliwi... <3 czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały oczywiście :) Myślę, że Janek i Ania powinni szczerze porozmawiać, wszystko sobie wyjaśnić i sądzę, że Janek zasługuje na jeszcze jedną szansę 💙 W końcu jest bardzo zdeterminowany i nie zamierza zostawiać Ani. Standardowo życzę dużo weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńPisz już kolejny, bo nie mogę się doczekać 😂
OdpowiedzUsuńMega <3
OdpowiedzUsuńWole Oliwiera 8)))
OdpowiedzUsuńNo nieźle,to się porobiło. 8) Czekam na next'a!!!
OdpowiedzUsuńMasakra i znowu to samo... Oni na jednym łozku
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zwykle! Nie moge sie doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuń#czekamy
OdpowiedzUsuńJak myślisz żeby Ania niewytrzymala i powiedziała : Janek mogę Cię pocałować ?? I się calują namiętnie ...
OdpowiedzUsuńNiech Janek jej obieca, że już skończy ze swoją "ciemną stroną" i niech sie jej oświadczy! ❤️ Życzę weny 💗
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńAnka kocham cię po prostu!!! Dziewczyno to najlepsze ff jakie czytałam. Masz ogromny talent i powinnaś coś z nim zrobić.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i mam nadzieje że kiedyś wykorzystasz swoje uzdolnienie.
Buziaczki kochana 😘😄
Rozdział mega 😍 Mam nadzieje, ze miedzy nimi wszystko się ułoży i będzie jak dawniej
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńMimo, że bardzo chcę, żeby Ania i Janek byli znowu razem, to coraz bardziej przestaje w to wierzyć. Myślę,że w końcu się poddadzą. Janek znowu będzie taki sam jak przed poznaniem Ani, a Ani do końca życia będzie sama i będzie wspominała Janka, oczywiście nadal przyjaźniąc się z Oliwierem, Olgą, Kasią, Bartkiem. Ale bądźmy dobrej myśli , aby tak się nie stało 😂😁 z niecierpliwością czekam na nexta 😍😘❤
OdpowiedzUsuńbozeeee chce juz next🙏
OdpowiedzUsuńJa tez 🙌
UsuńCudowny rozdział 💝💘 Niech oni już będą razem 😍😍😍 Czekam z niecierpliwością na next ❤ weny życzę 😁😘
OdpowiedzUsuńNo ja ci powiem no super!
OdpowiedzUsuńKocham kocham i jeszcze raz kocham :')
Cudo!
Ileż można czekać!? 😍
OdpowiedzUsuńJejj super rozdzial...Ania musi się przełamać i wybaczyć Jankowi.
OdpowiedzUsuńCZEKAM NA NEXT 😉
Wooow dzieje się:O Boski rozdział, akcja się rozkręca i czekam na dalsze rozwinięcie. :)
OdpowiedzUsuń