Perspektywa Janka:
Moje ręce zostały skrzyżowane za moimi plecami przez strażnika zanim posłałem ostatnie, długie spojrzenie szatynce.
- Chce z nią porozmawiać.
Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała w szybkim tempie. Ponownie spojrzałem przez szybę, żeby upewnić się, że nadal tam jest.
- Dziś nie ma widzeń.
- Nie wykorzystałem żadnego przez pół roku - wysyczałem przez zaciśnięte zęby, wyrywając ręce spod jego uścisku.
- Twoja strata, tutaj są przepisy. Teraz idziesz pracować - złapał mnie za ramię.
- Potrzebuję dziesięciu minut - nadal stałem w miejscu, próbując wymusić od niego pozwolenie na widzenie.
Facet spojrzał na mnie z kamiennym wyrazem twarzy, następnie spoglądając za moje plecy. Automatycznie odwróciłem się w tamtą stronę, spoglądając na Anie, która była w mało przyjemny sposób traktowana przez ochroniarzy. Jeden z nich szarpnął ją za ramię, kiedy ta chciała podejść do szyby. Zmrużyłem oczy, bez zastanowienia ruszając w stronę drzwi prowadzących do wejścia na salę obok. Pociągnąłem mocno za klamkę, ale drzwi nawet nie drgnęły, będąc dokładnie zamknięte na cztery duże zamki.
- Jeśli jeszcze raz odejdziesz bez mojego pozwolenia skuje ci ręce i będziesz tak chodził przez kolejny tydzień, rozumiesz? - strażnik wyciągnął z kieszeni kajdanki machając nimi przed moim nosem.
Przyłożyłem wielką, wyglądająca jak od domofonu słuchawkę do ucha, patrząc na szatynkę siedzącą naprzeciwko mnie, po drugiej stronie szyby.
- Jak mnie tutaj znalazłaś? - spytałem szybko, przyglądając jej się uważnie.
- Myślałeś, że nie jestem w stanie tego zrobić? - uśmiechnęła się sztucznie, biegając wzrokiem po mojej twarzy.
- Tak. To znaczy nie. Po prostu... - westchnąłem.
- Po prostu zachowałeś się jak skurwysyn znikając bez żadnego słowa. - jej głos był wyższy niż zwykle.
- Chciałem żebyś o mnie zapomniała, zaczęła życie na nowo.
- Zapadając się pod ziemię? Miałam tak po prostu machnąć na to ręką i dać sobie spokój z szukaniem ciebie? - roześmiała się głośno, ale nie był to przyjemny, szczery śmiech, który wolałbym usłyszeć.
- Gdybyś wiedziała, męczyłabyś się przez ten czas razem ze mną.
- A tak to niby co robiłam? Pół roku szukałam jakiejkolwiek informacji o tym gdzie jesteś, nie spałam po nocach, bałam się, że mnie zostawiłeś, nie dawałeś znaku życia. Perfidnie zmieniłeś numer telefonu. - jej głos się załamał. Spuściła głowę, zasłaniając twarz włosami.
- Nie ma dnia żebym o tobie nie myślał. Nie ma godziny, minuty...
- I co? Taki właśnie jest twój plan? Zniknąć na rok, a potem znowu wrócić jak gdyby nic, pakując się w moje życie brudnymi butami, jakbyś miał do tego pełne prawo? - posłała mi pogardliwe spojrzenie.
Jej oczy były przepełnione łzami, a ręka trzymająca słuchawkę przy uchu trzęsła się niemiłosiernie, wydając przy tym niemiły dla uszu dźwięk.
Podniosłem się gwałtownie z miejsca pochodząc do strażnika stojącego za moimi plecami.
- Chcę się z nią przenieść do normalnej sali widzeń, nie chce dalej rozmawiać przez tą pierdoloną szybę. - warknąłem, czując że jeśli zaraz nie dotknę chociażby jej ręki to eksploduję.
Strażnik zaśmiał się ironicznie, patrząc na mnie krzywo.
- Wiesz ile obchodzi mnie to czego chcesz? Ciesz się, że na tyle ci pozwoliłem i pamiętaj, że czas leci. Zostało ci siedem minut - mruknął, odwracając się do mnie plecami.
- Zaraz załatwię nam spotkanie na normalnej sali - mruknąłem do słuchawki, patrząc uważnie na dziewczynę.
- Nie chcę.
Serce łamało mi się na małe kawałeczki, kiedy musiałem patrzeć jak płacze po drugiej stronie szyby, a ja nie mogłem z tym nic zrobić. Czułem się jak chuj, bo wiedziałem, że to wszystko tylko i wyłącznie moja wina. Znowu.
- Potrzebuję więcej niż rozmowy z tobą - ściągnąłem brwi w jedną linię, krzywiąc się boleśnie.
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej - fuknęła, patrząc na mnie zupełnie pustym wzrokiem.
- Zrobiłem to dla twojego dobra.
Perspektywa Ani:
- No to ci się udało z niesamowitym rezultatem - czułam jak krew w moich żyłach buzuje.
- Tęsknię za tobą.
- Przestań wysyłać mi kwiaty, nie chce mieć z tobą już nic wspólnego - spojrzałam prosto w jego oczy, ignorując jego wyznanie.
Chciał żebym o nim zapomniała, jednocześnie wszystkiemu przecząc, przypominając mi o sobie każdego dnia.
Szatyn zacisnął szczękę, nic nie mówiąc. Jego oczy biegały po każdym możliwym milimetrze mojej skóry, zostawiając na niej palące ślady. To jak wyglądał było naprawdę przerażające. Schudł, ma wory pod oczami i zmęczone spojrzenie. Nie może mu być tutaj dobrze. Zresztą, komu może być dobrze w więzieniu?
- Przyjechałam tu dlatego, żeby uświadomić ci, że to kompletny koniec. Nawet jeśli planowałeś wrócić do mnie po tym wszystkim to... wyprowadzam się, chcę zniknąć z tego pieprzonego miasta.
- Znajdę cię - powiedział na jednym tchu, zaciskając rękę na słuchawce.
- Nawet nie masz po co - mruknęłam, rzucając słuchawkę na blat przede mną. Podniosłam się ze swojego krzesełka w tym samym momencie co Janek, dzięki czemu nasz kontakt wzrokowy nie został przerwany. Zacisnęłam mocno zęby, kolejny raz powtarzając sobie w myśli, że bez niego też sobie poradzę, odwracając się na pięcie. Głośny huk spowodował, że spojrzałam przez ramię w stronę szatyna, mocno uderzającego ręką w szybę. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie, a klatka piersiowa pracowała w niesamowicie szybkim tempie.
- Nie odpuszczę - wyczytałam z ruchu jego warg, zanim przekroczyłam próg i wyszłam na korytarz. Czym prędzej skierowałam się w stronę pierwszej lepszej ławki, siadając na niej szybko. Pochyliłam się do przodu, zanosząc głośnym płaczem, który szukał upustu przez kilka poprzednich godzin. Czułam się tak jakby ktoś zabrał ze mnie ogromny ciężar, ale zaraz wsadził go z powrotem jeszcze większy.
- Wszystko w porządku? - Oliwier ukucnął przede mną, próbując spojrzeć na moją twarz.
- Miałeś poczekać w samochodzie - pociągnęłam nosem, unosząc głowę do góry.
- Rozmawiałaś z nim? Nie płacz - pociągnął delikatnie za końcówki moich włosów.
Pokiwałam twierdząco głową, wycierając policzki z łez.
- Pójdę do toalety - wyszeptałam, wstając z ławki i rozglądając się na boki.
Oliwier poczekał aż zniknę za rogiem, samemu chwilę później przechodząc przez drzwi prowadzące do sali widzeń. Zauważył szatyna siedzącego po drugiej stronie szyby ze spuszczoną głową i rękoma wplątanymi we włosy. Rozejrzał się na boki, przechodząc szybko na miejsce odwiedzającego i wziął do ręki słuchawkę. Zastukał palcem w szybę, zwracając tym samym na siebie uwagę chłopaka. Janek zmarszczył brwi, przykładając swoją słuchawkę do ucha.
- Nie znam cię, ale wyrządziłeś jej ogromną krzywdę - zaczął twardym i pewnym siebie głosem. Nawet nie miał pewności, że mówi do odpowiedniej osoby, bo mógł go kojarzyć jedynie z opowiadań Ani, które i tak ograniczała do minimum.
- Kim jesteś? - ręka Janka automatycznie zacisnęła się na słuchawce. Nie lubił jak koło Ani kręcili się inni kolesie, a on nie może mieć nad tym kontroli.
- Jej przyjacielem. Doprowadziłeś do tego, że boi się mieszkać sama, a w nocy ma okropne koszmary. Leki uspokajające nawet w żadnym stopniu na nią nie działają. Wiesz jakie mogą być tego konsekwencje?
- Nawet nie waż się jej dotknąć - podniósł się ze swojego krzesła.
Oliwier nadal spokojny siedział na swoim miejscu, patrząc na niego uważnie. Słyszał, że Janek jest strasznie nerwowy i zaborczy, ale nie myślał, że aż tak.
- Nie każdy ma wobec niej złe zamiary, a jak widać nawet osoby, które się kocha potrafią sprawić długotrwały ból psychiczny - skwitował Oliwier, także podnosząc się z krzesełka.
Spojrzał za plecy szatyna, kiedy pojawił się tam strażnik.
- Bardzo płacze w nocy? - wzrok Janka złagodniał.
- Od miłości do nienawiści.
- Nie próbuj robić sobie przy niej miejsca, bo ono jest moje.
- Najpierw wyjdź z tego w co się wpakowałeś.
Strażnik wyszarpał siłą słuchawkę z ręki Janka, odciągając go za ramię w stronę drzwi. Mimo wszystko nie spuszczał wzroku z Oliwiera, próbując chociaż trochę przejrzeć jego zamiary w stosunku do dziewczyny. W momencie, kiedy przekraczał próg, podniósł rękę, żegnając się z brunetem, a przez jego oczy przebiegł tajemniczy ciemny błysk.
* 3 miesiące później *
- Wszystkiego najlepszego siostra! - Bartek objął mnie rękoma, przyciskając do siebie na tyle mocno, bym mogła poczuć jak wszystkie moje wnętrzności zostają zmiażdżone.
Roześmiałam się głośno, próbując go od siebie odepchnąć.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się przyjaźnie, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Tutaj masz prezent - wyciągnął w moją stronę coś w stylu koperty.
Pokręciłam przecząco głową, machając rękami na wszystkie strony.
- Nie, wystarczającym prezentem jest twoja niespodziewana wizyta tutaj, wiesz jak się stęskniłam? - jęknęłam demonstracyjnie, znowu się do niego przytulając.
Teraz jak mieszka tak daleko ode mnie, widujemy się dwa razy do roku, i to nie jest dla mnie wystarczające.
- Weź to - spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
Wywróciłam oczami, biorąc od niego mały pakunek. Pociągnęłam za wstążkę, następnie odpakowując go z ozdobnego papieru.
- Nie Bartek, nie mogę tego przyjąć. Przecież to kosztowało kupę kasy, a ty masz do utrzymania dom, kobietę - pokręciłam przecząco głową, próbując mu oddać bilety na Ibizę z opłaconym przelotem, hotelem i innymi atrakcjami.
- Dostałem awans, Kasia też dobrze zarabia, nie martw się o nic. A ja widzę jak ci się oczy świecą na samą myśl leżenia na gorącej plaży. Należy ci się chwila odpoczynku, sama ciągle pracujesz, a ja jestem starszym bratem i po prostu chce ci dać prezent na urodziny - wzruszył ramionami.
To prawda, marzyłam o wyjeździe na jakieś wakacje, ale wszystkie pieniądze z pracy w żłobku odkładam na przeprowadzkę, którą już długo planuję.
Spojrzałam na niego, uśmiechając się delikatnie pod nosem.
- Minus jest taki, że będziesz musiała tam znosić mnie i Kasię - puścił do mnie oczko.
- Nie wiem jak mam ci dziękować - pokręciłam głową, spoglądając na bilety.
*kilka tygodni później*
- Już chyba wiem gdzie się przeprowadzę - wyszeptałam, patrząc na widok ze swojego hotelowego pokoju. Przede mną rozciągał się widok na plażę, palmy i zupełnie błękitną wodę morza śródziemnego.
- I jak ci się podoba? - za moimi plecami pojawił się Bartek, stawiający walizki na podłodze.
- Zakochałam się - nie mogłam oderwać wzroku od widoku przede mną.
- Zachowaj trochę miejsca dla jakiegoś przystojnego Hiszpana - śmiech Bartka odbił się echem od ścian.
- A znasz jakiegoś? - odwróciłam się do niego na pięcie, krzyżując ręce na piersi.
- Żartowałem. Wybierz kogoś, z kim będę mógł się dogadać, kiedy trzeba będzie go nastraszyć.
Pokręciłam rozbawiona głową, rozglądając się po pokoju. Ogromne łóżko stało naprzeciw ogromnego szklanego okna, prawie na całą ścianę, dającego wgląd na rozległe morze.
- Odśwież się i zjedź na dół.
Kiwnęłam twierdząco głową, siadając na brzegu łóżka. Podskoczyłam na nim dwa razy, by sprawdzić jego giętkość, a zarazem wygodę. Opadłam plecami na pościel, wzdychając ciężko. Żałuje, że nie ma tutaj ze mną Oliwiera. Jemu też przydałyby się wakacje, ale jego szef... szkoda gadać. Wyciągnęłam telefon z torebki, wybierając jego numer.
- Cześć, już się stęskniłam - jęknęłam do słuchawki, kiedy odebrał.
- A co ja mam powiedzieć? Ty przynajmniej możesz zabalować - westchnął ciężko.
- Szkoda, że cię tutaj nie ma, zakochałam się w tym miejscu.
- Domyśliłem się po twoim rozmarzonym głosie - zaśmiał się.
Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło, a ja od razu wyczułam jego dziwny humor.
- Oliwier, co jest? - uniosłam się do pozycji siedzącej.
- Nie wiem czy powinienem ci teraz o tym mówić, bo dopiero co wyjechałaś na wakacje, a ja nie chce ci popsuć tego czasu...
- Oliwier - pośpieszyłam go, kiedy zaczął przeciągać.
- Wczoraj i dzisiaj nie dostałaś żadnej róży.
Wyprostowałam plecy, wlepiając wzrok w szafkę przed sobą.
- Ale przecież to nawet lepiej, że cię teraz nie ma w domu. Zapuka do drzwi i pomyśli, że się wyprowadziłaś, tak jak mu powiedziałaś.
- Tak, dobrze się stało - mruknęłam cicho, mimo że wcale tak nie myślałam. Jeśli mam być szczera to cholernie się bałam tego dnia, kiedy listonosz kwiatowy nie zapuka do moich drzwi, tym samym przynosząc mi informacje o wyjściu Janka z więzienia. Przynajmniej tak wywnioskowałam, chociaż mogę się mylić.
- Przepraszam cie Oliwier, ale muszę kończyć, odezwę się jutro, papa!
- Ania ale obiecaj, że nie będziesz sobie zaprzątała nim głowy.
- Nie mam na niego miejsca w swojej głowie. Tęsknie, pa! - rozłączyłam się, od razu opadając plecami na pościel.
Moje stopy zatapiały się w ciepłym piasku, kiedy szłam wzdłuż brzegu morza, rozglądając się na boki.
- Coś się stało, że tak nagle zmienił ci się humor? - Bartek spojrzał na mnie z góry, posyłając zmartwione spojrzenie.
- Wydaje ci się - uniosłam kącik ust do góry, by zbudować wizerunek zadowolonej.
- Bartek ma rację - wysoka blondynka spojrzała na mnie znacząco.
- Rozbolała mnie trochę głowa od zmiany klimatu i to wszystko. Naprawdę czuję się świetnie, zobaczcie jak tu jest pięknie, prawda? - na siłę starałam się odwrócić ich uwagę od mojej osoby. Nie mam najmniejszego zamiaru opowiadać im niczego, co działo się u mnie przez ostatnie miesiące. Bartek też nie wie wszystkiego. Doszłam do wniosku, że ma ważniejsze sprawy niż ponowne słuchanie żalów swojej siostry, tym bardziej na temat Janka. Nawet nie ma pojęcia, że znowu siedział. Powiedziałam mu, że nie jesteśmy już razem, ale przyjaźnimy się, a przecież to kompletna bzdura.
- Bartek zrób nam zdjęcie - Kasia wyciągnęła do niego rękę z aparatem, obejmując mnie szybko w pasie.
Zanim brunet włączył urządzenie, ustawiłyśmy się na tle morza, uśmiechając szeroko w jego stronę. Chociaż na zdjęciach chciałam wyglądać na szczęśliwą kobietę bez problemów. Przecież nikt nie będzie później tego rozważał, prawda?
- Poszukajmy jakiegoś klubu, mam ochotę się czegoś napić.
- Moja mała siostrzyczka i alkohol?
Wywróciłam oczami, uderzając bruneta w ramię. Wyprzedziłam ich, idąc dalej brzegiem morza.
- Za wakacje - uniosłam kieliszek do góry, następnie wlewając jego zawartość do swojego gardła. Popiłam gorzki smak wódki sokiem, oblizując usta. Głośna muzyka sprawiała, że nie dało się usiedzieć na miejscu, a nogi same prowadziły na parkiet. Impreza pod palmami to był jeden z celów, który w tym momencie mogę wykreślić ze swojej listy marzeń.
- Idźcie, idźcie - machnęłam ręką do Bartka, kiedy Kasia pociągnęła go w stronę tańczących ludzi, a on spojrzał na mnie pytająco, tak jakby obawiał się zostawić mnie samą. Kiedy odeszli i zniknęli w tłumie, poprosiłam barmana o kolejne dwa kieliszki wódki, wypijając je jeden po drugim. Szybkie tempo, powodowało, że zaczynało mi się kręcić w głowie, ale czułam się naprawdę dobrze. Pasowało mi to, że w mojej głowie nie było teraz niczego innego jak chęć do zabawy i kochania wszystkich ludzi. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, następnie robiąc sobie zdjęcie jak prowokacyjnie zagryzam różową rurkę od drinka, który został przede mną postawiony. Już trochę drżącymi rękoma, starałam się wysłać je za pomocą mmsa do Oliwiera, ale niechcący kliknęłam opcję wysłania do wszystkich z listy kontaktów. Mało się tym w tym momencie przejęłam wciskając 'wyślij'.
- Przynajmniej pomyślą, że się dobrze bawię - powiedziałam sama do siebie, następnie głośno wybuchając śmiechem. Zatkałam ręką usta, rozglądając na boki, by za chwilę znowu głośno się roześmiać. Czułam się delikatna i zdolna do przeżycia wspaniałej nocy.
Kiedy do stolika wrócił Bartek, spojrzał na mnie z politowaniem, chociaż sam wypił więcej.
- Dostałaś smsa - sięgnął po mój telefon, spoglądając na wyświetlacz - Od Janka.
Zmarszczyłam brwi, pociągając duży łyk drinka, ssac przy tym rurkę. Wystarczyło to jedno imię, żebym zupełnie wytrzeźwiała.
- Daj - mruknęłam, wyciągając do niego gwałtownie rękę.
Ostatni raz, kiedy wybierałam jego numer, nie istniał, więc dlaczego do cholery dostałam od niego smsa? Drżącą ręką nacisnęłam na ekran wyświetlając wiadomość.
Od: Janek
Seksownie.
Moje serce zabiło dziesięć razy szybciej, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że do niego także wysłałam to zdjęcie, bo nie usunęłam jego pieprzonego niby nieistniejącego numeru. Podniosłam się szybko z kanapy, rozlewając przy tym swojego drinka na stole.
- Uważaj! - Bartek podniósł szklankę, patrząc na mnie przerażony.
- Przepraszam, muszę iść do toalety - wyszeptałam, chwiejnym krokiem kierując się przed siebie.
Kręciło mi się w głowie od wódki i od całego szaleństwa z numerem. Jednak zamiast do łazienki podeszłam do lady barmana, zamawiając osobną butelkę alkoholu. Kiedy dał mi ją do ręki, znalazłam wolne miejsce, po drugiej stronie klubu, tak by nie musieć siedzieć z Bartkiem. Nie mam ochoty na żadne tłumaczenia, więc nie będę tego robiła. Wlałam sobie do czystego kieliszka, przezroczystej cieczy, szybko ją wypijając. Powtórzyłam czynność kilka razy i dopiero kiedy znowu zaczęłam czuć się bezproblemowo, przyznałam sama przed sobą, że upijam się, żeby zapomnieć.
Nawet nie wiem kiedy moje nogi zaprowadziły mnie na parkiet, bezwstydnie zaczynając tańczyć między tłumem innych, także zalanych ludzi. W tym momencie nie liczyło się dla mnie nic innego niż taniec, muzyka i kolorowe światła odbijające się co jakiś czas od mojej twarzy. Mimo że moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, to ścisk jaki panował na parkiecie utrzymywał mnie w pionie. Albo to ja się kogoś podpierałam?
Nie, to zdecydowanie ktoś trzymał mnie za biodra, ale było mi to naprawdę obojętne. Chciałam żeby wszyscy mnie kochali tak, jak ja kocham ich. Nawet na chwilę nie otwierałam oczu, wczuwając się w rozgrzewającą krew w żyłach piosenkę. Dopiero kiedy do moich nozdrzy dobiegł zapach, którego nigdy nie będę w stanie pomylić z czymś innym, zatrzymałam się, tak jakby ktoś wcisnął we mnie guzik ''off'''. Gdybym teraz grała w filmie, idealnie ujęte by było to, że jako jedyna stoję na środku zapełnionego parkietu, nie robiąc zupełnie nic. Moje mięśnie się napięły, a oczy powoli otworzyły. Czyjeś ręce nawet na chwilę nie poluzowały uścisku na moich biodrach, ale tak samo jak ja zupełnie się nie ruszały. Zebrałam się na odwagę i obróciłam w stronę osoby, której najbardziej się obawiałam. Pokręciłam przecząco głową, szybko zrzucając z siebie ręce szatyna, patrzącego uważnie w moją stronę. Zrobiłam krok do tyłu, ale ktoś tańcząc odepchnął mnie do przodu, przez co wpadłam prosto na klatkę piersiową Janka. Oderwałam się od niego jak oparzona, zaczynając przeprawę przez tłum wirujących przed moimi oczami ludzi. Wplotłam rękę w swoje włosy, ciągnąc za nie u nasady. Chciałam znaleźć jakieś wyjście z tego niekończącego się labiryntu w którym zabłądziłam. Alkohol płynący w moich żyłach zszedł na gorszą fazę, sprawiając, że mam halucynacje.
Kiedy schodziłam z podestu potknęłam się o własną nogę, lecąc do przodu. Czyjeś ręce złapały mnie w pasie, powstrzymując od poniżającego upadku na piasek. Poczułam jak do moich pleców przylega umięśniony tors mężczyzny.
- Puść mnie - warknęłam, dobrze wiedząc, że to znowu on. Znałam ten dotyk.
- Jesteś kompletnie pijana - w momencie kiedy się odezwał uświadomiłam sobie, że to nie moja wyobraźnia, a naprawdę on.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? Puść mnie. - moje ciało zupełnie nie współgrało z moim umysłem. Tam byłam zupełnie trzeźwa, tak jakbym nie wypiła ani kropli wódki. Wyrwałam się z objęć chłopaka, schodząc z podestu, zatapiając buty w piasku. Pochyliłam się by je zdjąć i ponownie straciłam równowagę, tym razem nie będąc ratowana przez Janka.
- Mówiłem, że cię znajdę, a ja nie puszczam słów na wiatr - jego głos był poważny, zupełnie tak samo jak jego twarz.
Zbliżył się do mnie, łapiąc za ramiona, by pomóc mi wstać, ale zaprotestowałam. Odepchnęłam go od siebie nieudolnie, uderzając swoimi rękoma w jego klatkę piersiową, warcząc coś pod nosem. Nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam żeby tu był, bo nie mam już dla niego miejsca.
Mimo moich protestów szatyn pomógł mi zdjąć buty z czym uporczywie siłowałam się przez ostatnie sekundy.
- Ja też mówiąc, że nie masz po co do mnie wracać, nie rzucałam słów na wiatr. Nie chcę cię przy sobie, daj mi spokój, już zrobiłeś swoje - powiedziałam na jednym tchu, wyrywając od niego swoje buty. Zrobiłam dwa duże, chwiejne kroki do tyłu, za chwilę odwracając się zupełnie od niego z zamiarem ucieczki. Zaczęłam iść szybko przed siebie, próbując nie tracić równowagi co było naprawdę trudne. Nawet ani razu nie odwróciłam się za siebie i co chwilę przyśpieszałam, chcąc jak najbardziej oddalić się od tamtego miejsca.
Rzuciłam swoimi butami w jedną z palm, próbując wyładować z siebie całą frustrację.
- Daj mi do cholery święty spokój - krzyknęłam, odwracając się gwałtownie i odpychając od siebie ciało szatyna. Cały czas widziałam, że idzie za mną. Jego cień go zdradzał.
Zebrało mi się na płacz, przez co zatkałam usta ręką, by nie było widać drżenia mojej brody. Czułam się okropnie, kręciło mi się w głowie, nie byłam w stanie stawiać normalnych kroków, myśleć w logiczny sposób i co najgorsze poradzić sobie z faktem, że on znowu pakuje się do mojego życia, kiedy ja zaczynałam radzić sobie bez niego.
- Tęskniłem za tobą.
Jego słowa przeleciały przez moje ciało, przyprawiając mnie o dreszcz. Zamknęłam oczy czując, że dzisiejszej nocy zdecydowanie przesadziłam.
_______________________________________________________
Wiem, że duże przeskoki w czasie, ale chyba wolicie czytać konkrety niż opis Ani idącej po bułki do sklepu, prawda? :)
Janek nie odpuszcza, a Ania wydaje się być pewna tego, że go nie potrzebuje. Co o tym myślicie?
Moim zdaniem Ania wmawia sobie że nie potrzebuje Janka, ale tak naprawde jest zupelnie inaczej..
OdpowiedzUsuńRozdzial super i juz nie moge sie doczekac co sie stanie dalej❤❤
Oni muszą być razem inie ma innej opcji 💕
OdpowiedzUsuńOja, chce wiedzieć już co będzie dalej boziuu💕💕
OdpowiedzUsuńJej, super rozdział...Ania musi być z Jankiem ❤
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :-) Ale krotki :/
OdpowiedzUsuńJejku😍 aż nie wiem co o tym powiedziec 😄 życzę duzo weny ☺☺
OdpowiedzUsuńGenialne B)
OdpowiedzUsuńJak zwykle superos rozdziałos 😂😂😂 i sądze, że ONI muszą Być razem!!! 😘😁😀
OdpowiedzUsuńOMG 😍😍😍😍
OdpowiedzUsuńZałożę się że masz dużo pomysłów tylko nie wierz jak je wykorzystać.Pisz dalej bo naprawdę masz do tego talent.
OdpowiedzUsuńAnia ma byc z Janem, ale najpierw Janek ma sie tez zakumplowac z Bartkiem :D i mega rozdzial ❤❤❤
OdpowiedzUsuńSuper rozdział 😍 Oni muszą być razem ❤ Życzę dużo weny ❤❤❤
OdpowiedzUsuńNo i ktoś mi teraz chce powiedzieć, że to był ostatni rozdział? Nie zgadzam się. Protestuje! Chcę więcej :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że wszystko się ułoży i Ania będzie z Jankiem c: Z niecierpliwością czekam na następny! ♥ Weny życzę:*
OdpowiedzUsuńNiesamowite 😍😍😍
OdpowiedzUsuńJeju oni muszą być znowu razem! Przecież każdy wie, że ona sobie nie poradzi bez niego. A tak w ogóle to supi rozdział! czekam na następny! Weny życzę ♥
OdpowiedzUsuńAnia masz kobieto talent :) czytam te opowiadanie od początku i zawsze przy każdym rozdziale towarzyszy mi wiele emocji PISZ !
OdpowiedzUsuńJasiu powinien powiedzieć Ani że ją kocha i po prostu niewyobraża sobie bez niej życia
OdpowiedzUsuńJa bym wolała dla odmiany, żeby Ania była z Oliwierem, bo zaczyna to być nudne; Ania z Jankiem co chwilę się kłócą, urywają ze sobą kontakt, a potem zdają sobie sprawę z tego, że nie potrafią ze sobą być. I tak w kółko.
OdpowiedzUsuńOMG OMG i co dalej omg!
OdpowiedzUsuńWalcz Janku <3
OdpowiedzUsuń