niedziela, 24 lipca 2016

Rozdział 17 cz.2

- To jest żart, prawda? - spytałam, kiedy trzeci dzień z rzędu w moim progu pojawił się niejaki Oliwier z dorodną, czerwoną, ale sztuczną różą w ręku.
- Wykonuje tylko swoją pracę - wzruszył ramionami, ale nie potrafił ukryć rozbawienia tą całą sytuacją. 
- Powiedz mi od kiedy facet pracujący w poczcie kwiatowej wraca z pracy po dwunastej? - nawiązałam do naszego pierwszego spotkania. 
- To co widzisz to tylko część moich obowiązków. Do późna pracuje na magazynie, a papierów mamy do wypełnienia więcej niż ci się może wydawać - skrzywił się, jednocześnie przypominając sobie, że potrzebuje mojego pokwitowania, więc wcisnął mi w ręce niebieski notatnik i długopis, wskazując miejsce, gdzie powinnam złożyć podpis. 
Westchnęłam, przyglądając mu się uważnie. Podpisałam się w wyznaczonym miejscu, następnie przyjmując od niego kwiatek, który dołączy do dwóch pozostałych z poprzednich dni. 
- Plus jest taki, że w końcu dowiedziałem się jak się nazywasz, Ania - uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. 
- Jaką mogę mieć pewność, że nie jesteś na tyle popieprzony, żeby udawać kwiaciarza, by przychodzić tutaj każdego dnia? - kąciki moich ust drgnęły ku górze. 
Brunet uniósł ręce do góry w geście obronnym, kręcąc rozbawiony głową. 
- Ktoś kto ci je wysyła musi być niezwykle romantyczny - wyciągnął z kieszeni spodni coś na kształt wizytówki podając mi ją. 
- Ewentualnie robi sobie ze mnie nieśmieszne żarty - westchnęłam, oglądając dokument chłopaka, świadczący o tym, że rzeczywiście jest listonoszem kwiatowym. To takie rzeczy istnieją?
- Dlaczego ty we wszystkim znajdujesz jakieś minusy? - oparł się ramieniem o framugę drzwi. 
Spojrzałam w stronę furtki, kiedy mignęła mi tam postać z którą nie chciałabym mieć w tej chwili żadnej sprzeczki. Jęknęłam ciężko, szybko wciągając bruneta za bluzę do środka swojego mieszkania. 
- Nie tak szybko - rzucił rozbawiony, kiedy upuścił swój notatnik na ziemię. 
- Proszę udawaj przez chwilę, że się znamy, cokolwiek - wyszeptałam, krzywiąc się. Ponownie spojrzałam za plecy chłopaka, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz na widok Alana. Nie widziałam się z nim przez jakieś dwa tygodnie, a dokładniej od momentu naszego rozstania. 
Ciągnął za sobą walizkę, co oznacza, że wraca do domu. 
Kurwa, nie jestem teraz na to gotowa. 
- My się znamy? Czy to twój kolejny kuzyn? - rzucił na przywitanie, mierząc wzrokiem Oliwiera. 
- Cześć. Mi też miło cię widzieć - mruknęłam sarkastycznie, zażenowana faktem, że zawsze przy kimś nowo poznanym musi mi się przytrafić taka rzecz. 
Alan przeszedł miedzy mną, a brunetem, zostawiając walizki przy wejściu do domu. Zrzucił szybko buty z nóg, kierując się do salonu, po czym bezpretensjonalnie położył się na kanapie ciężko wzdychając. Oliwier posłał mi pytające spojrzenie, wskazując kiwnięciem głowy na drzwi. Złapałam go szybko za rękę, kręcąc przecząco głową. Nie chciałam teraz zostać z nim sama. Może przy Oliwierze chociaż trochę oszczędzi sobie chamskich tekstów. 
- Wejdź do środka, tam jest kuchnia - posłałam mu proszące spojrzenie, na co poklepał mnie po ramieniu, kierując się w tamtą stronę. 
Przeszłam do salonu, spoglądając na Alana w ciszy. 
- Kiedy zamierzasz się wyprowadzić? - w końcu udało mi się wykrzesać z siebie jakiś głos. 
- Nie mam zamiaru się wyprowadzać. 
Zmarszczyłam czoło, krzyżując ręce na piersi.
- Nie chce być niemiła, ale o ile dobrze pamiętam, to jest mój dom, do którego wcale się nie dokładałeś, dlatego w takim stanie rzeczy w jakim się teraz znajdujemy, chciałabym abyś opuścił moje mieszkanie, bo nie chce go dłużej z tobą dzielić.
- I sądzisz, że w tym momencie spakuje wszystkie swoje rzeczy i zamieszkam na schodach? - prychnął, układając swoje nogi na szklanym stoliku. 
Przełknęłam ciężko ślinę, przeskakując nerwowo z nogi na nogę. 
- Oczywiście że nie, możesz tu zostać jeszcze kilka dni, ale chcę żebyś się potem wyprowadził. W tym czasie możesz sobie coś znaleźć. 
Brunet podniósł się z miejsca, kierując się w moją stronę, na co zaczęłam stąpać powoli do tyłu. To nieprawdopodobne jak szybko osoba, którą się kiedyś, a właściwie jeszcze miesiąc temu w pewny sposób kochało, (chociaż w tym momencie nie jestem pewna co do uczuć, którymi go darzyłam), może teraz wywoływać w tobie strach i poczucie obcości. Przez chwilę miałam nawet wrażenie, że lepiej znam Oliwiera niż jego. Głupota.
- A wiesz czego ja bym chciał? - zapytał, nadal się do mnie zbliżając. 
Pokręciłam przecząco głową, nadal stąpając do tyłu. 
- Ciebie. Tak właściwie... to ja z tobą nie skończyłem. - mruknął, łapiąc mnie za przedramiona przyciągając do siebie blisko.
- O czym ty mówisz - próbowałam wyrwać od niego swoje ręce, kręcąc się na wszystkie strony. Naprawdę zaczął mnie przerażać. Coś się w nim zmieniło, przez jego twarz przechodzą nieznane mi dotąd uśmiechy.
- Byłaś moją narzeczoną, zdradziłaś mnie, ale ja ci to wybaczam, możemy być dalej razem - jego ręce zjechały na moje biodra, ściskając je tak mocno, że mimowolnie wydałam z siebie syk.
- Ale ja nie chce być z tobą. Puść mnie do cholery - jęknęłam, krzywiąc się na uczucie bólu po obu stronach swojego ciała.
- Puść ją - łagodny głos Oliwiera dobiegł mnie zza moich pleców.
Alan spojrzał na niego, luzując za chwilę uścisk na moim ciele, pozwalając mi się wyswobodzić z jego objęć, na co od razu zrobiłam kilka kolejnych kroków do tyłu, wpadając plecami na klatkę piersiową Oliwiera. Może to absurdalne, ale w tym momencie o wiele bardziej mu ufałam niż Alanowi, któremu po głowie chodzą dziwne plany.
- Szybka jesteś, dwóch w ciągu dziesięciu dni - klasnął w ręce, pocierając ręką o rękę.
- Gówno wiesz - fuknęłam, na co posłał mi mrożące krew w żyłach spojrzenie.
Oliwier oplótł mnie opiekuńczo ręką w pasie. Jego twarz nie ukazywała żadnych emocji. Zero strachu, czy chociażby zdziwienia całą sytuacją. Jedynie stał i patrzył z politowaniem w stronę Alana, który błąkał się po salonie w tę i z powrotem jakby próbując zrobić coś z nadmiarem energii.
- Jeśli ty tutaj nocujesz, to ja wychodzę - mruknęłam, wycofując się do korytarza.
Naprawdę przez głowę przeszła mi myśl, że w nocy próbowałby się na mnie jakoś zemścić za to, że go okłamałam, a wiadomo jakie miałabym szanse w tym starciu. Żadne.
- No tak, nowy chłoptaś nowy dom - prychnął spoglądając na Oliwiera.
Przeszłam szybko w stronę drzwi, zgarniając przy tym swój telefon i torebkę. Brunet skierował się zaraz za mną, nic nie mówiąc.
- Przepraszam cię za to - westchnęłam, kiedy oboje wyszliśmy z podwórka.
- Masz teraz gdzie spać? - ostatni raz zerknął w stronę mojego domu.
- Tak, chyba tak - uśmiechnęłam się smutno, poprawiając torebkę na swoim ramieniu.
- Podwiozę cię - ruszył w stronę swojego służbowego samochodu.
- Nie, nie będę ci robiła kłopotu, to jest blisko, przejdę się.
- A ja mam po drodze, wsiadaj.
- Nawet nie wiesz gdzie chce iść.
- Ja zawsze mam po drodze - zaśmiał się cicho, kiwając głową, abym wsiadła do samochodu.


Kolejny raz zapukałam do drzwi od domu Janka, ale nikt mi nie otwiera. Zagryzłam nerwowo wargę, robiąc daszek z ręki, który następnie przyłożyłam do szyby, by zajrzeć do środka, ale firanka uniemożliwiła mi jakikolwiek wgląd. Wyjęłam swój telefon, wybierając jego numer.
- Nie ma takiego numeru - jakiś głos zapiszczał w moim uchu, na co zmarszczyłam brwi.
Spojrzałam na wyświetlacz, ponownie naciskając zieloną słuchawkę przy numerze podpisanym jako Janek.
- Nie ma takiego numeru.
Zacisnęłam telefon w ręce, ostatni raz pukając do drzwi, ale znowu odpowiedziała mi głęboka cisza.
- Masz problem? - Oliwier odsunął szybę w swoim samochodzie.
- Jeszcze nie pojechałeś? - zdziwiłam się, schodząc ze schodów.
- Chciałem być pewny, że jesteś bezpieczna. Co teraz zrobisz?
- Prześpię się w jakimś motelu, rano wrócę do domu i spróbuję załatwić z nim wszystko na spokojnie - westchnęłam.
- Możesz przenocować u mnie, mam wolny pokój.
- Nie daj spokój, już wystarczająco mi pomogłeś, zresztą ty jesteś w pracy, a ja tyle czasu ci zabrałam. Nie będziesz miał przez to problemów? - podeszłam bliżej samochodu, patrząc na niego przepraszająco.
- Więc wolisz wydawać pieniądze na jakiś beznadziejny hotel?
- Nawet się nie znamy.
- Myślisz, że wykorzystam w nocy twoją obecność i będę próbował się do ciebie dobierać, albo coś z tych rzeczy? - spojrzał na mnie spod byka, a w jego oczach widoczne było rozbawienie, które mimowolnie wywołało uśmiech na mojej twarzy.
- Wsiadaj.
Przeszłam na około samochodu, siadając na miejscu pasażera. Czy to normalne, że musiałam opuścić swój własny dom, bo śpi tam ktoś do kogo on w żadnym calu nie należy? A jeszcze niedawno dzieliłam z nim jedno łóżko, myśląc że jestem szczęśliwa.


- Skromne, ale moje - Oliwier otworzył przede mną drzwi do swojego mieszkania.
Odgarnęłam kosmyk włosów za ucho, przechodząc przez próg.
- Naprawdę nie sprawie ci problemu?
- Gdyby tak było, nie proponowałbym ci tego - zamknął za sobą drzwi, zdejmując powoli buty.
Westchnęłam, rozglądając się na boki. Przyzwoite mieszkanie, nie można niczego zarzucić. Mam ogromną nadzieję, że nie robię kolejnego głupstwa przychodząc tutaj. Chociaż raz proszę o normalną, zrównoważoną psychicznie osobę w moim życiu.


* 2 miesiące później *
Weszłam do domu, nawet nie zamykając za sobą drzwi. Na zewnątrz panował taki upał, że kręciło mi się od niego w głowie. Rzuciłam na stolik w salonie wszystkie dokumenty jakie trzymałam w ręce, siadając w jednym z foteli. Zaczęłam po kolei przeglądać każdą kartkę, odkładając na bok informacje, które mogą mi się w jakiś sposób przydać. Wyciągnęłam telefon, wpisując na klawiaturze jeden z numerów do zakładu karnego w tym mieście.
- Nie możemy udzielić pani takich informacji.
- Chcę tylko wiedzieć czy on tam jest.
- Nie udzielamy informacji osobom spoza rodziny - poważny ton kobiety po drugiej stronie słuchawki tylko podniósł mi ciśnienie.
Rozłączyłam się nie mówiąc nic więcej. Więc jak do jasnej cholery mam dowiedzieć się gdzie jest Janek? Nigdzie, ale to dosłownie nigdzie nikt nie chce udzielić mi żadnej informacji, a on zapadł się pod ziemię. Obdzwoniłam wszystkie szpitale, odwyki i wszystkie możliwe instytucje i albo nie wiedzą kim jest Jan Dąbrowski, albo nie mogą udzielić mi żadnej informacji, bo jestem zupełnie obca.
Bawiło mnie to przez pierwsze dwa tygodnie, kiedy go nie widziałam, bo zachował się jak dzieciak tak nagle znikając. Owszem, pokłóciliśmy się, kazałam mu dać mi spokój, ale do cholery nie w taki sposób!
Zachował się jak skurwysyn zmieniając numer. Nie zostawił po sobie najmniejszego śladu, a ja zarywam noce rozmyślając nad tą cała zagadką. Tęsknię za nim ale jednocześnie jestem niesamowicie zła. To nie jest dziesięć dni, to się ciągnie ponad dwa miesiące, a każdy dzień wydaje się trwać coraz dłużej, jakby to miała być dla mnie kara.
- Przestań tak codziennie nad tym siedzieć, bo w końcu popadniesz w depresję.
Nawet nie usłyszałam, kiedy w salonie pojawił się Oliwier. Podał mi do ręki dwie sztuczne róże. Dostaje je codziennie z wyjątkiem niedzieli, kiedy poczta kwiatowa jest nieczynna. Dzisiaj jest poniedziałek, dlatego dostałam dwie, również za wczoraj.
Spojrzałam na kwiaty, wzdychając ciężko.
- Znajdzie się, przecież wysyła ci te róże, więc żyje - brunet oparł się biodrem o oparcie fotela, pochylając nade mną. Wziął z mojej ręki kartkę, oglądając ją ze wszystkich stron.
Oliwier to naprawdę dobry chłopak. Przez ten cały czas, kiedy widzimy się codziennie, stał się moim przyjacielem. Jest wyrozumiały, potrafi się mną zaopiekować i wyciągnąć z ogromnego doła, co teraz zdarza się coraz częściej.
- Nie rozumiem dlaczego nic mi nie powiedział - wsadziłam kwiatki do koszyka w którym znajdował się już dużych rozmiarów bukiet cieszący moje oko każdego dnia.
- Widocznie miał jakiś powód skoro to zrobił. Zacznij żyć, wyjdź na zewnątrz, poznaj kogoś - pociągnął mnie delikatnie za włosy, żebym zwróciła na niego uwagę.
- Nie chce nikogo poznawać, mam już dość wszystkich ludzi - znowu usiadłam w fotelu, układając wygodnie głowę na jego oparciu.
- Mnie też?
- Ciebie nie - mruknęłam cicho.

*4 miesiące później*
- Ania nie wygłupiaj się, wracaj do domu - Oliwier pociągnął mnie za łokieć, żeby mnie zatrzymać.
- Nie mogę, nie teraz, kiedy wiem gdzie jest - wyrwałam się od niego, w szybkim tempie kierując się do swojego samochodu.
- Naprawdę rzucisz wszystko i pojedziesz na drugi koniec kraju, skoro nawet nie masz pewności czy cię do niego wpuszczą?
- Muszę sobie z nim wyjaśnić kilka rzeczy, inaczej przez kolejne pół roku czy bóg wie ile on tam będzie siedział, będę się gryzła po rękach. Chcę żeby wiedział, że ja wiem gdzie jest i uświadomił sobie jak wielkie głupstwo zrobił - moje nogi trzęsły się od wszystkich emocji.
- Przynajmniej prześpij tą noc i pojedziesz rano, to przecież kupa kilometrów stąd, będziesz jechała kilka jak nie kilkanaście godzin - złapał za moją rękę, chcąc wyjąć z niej kluczyki.
- Myślisz, że teraz normalnie wrócę do domu i pójdę spokojnie spać? - zaśmiałam się ironicznie, zaciskając mocniej w ręku kawałek metalu.
- Nie płacz - uśmiechnął się do mnie pocieszająco, obejmując ramionami.
Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach popłynęło kilka łez. Czułam się w tym momencie zupełnie bezradna. Z jednej strony wiedziałam, że Jankowi nic się nie stało, ale pół roku zajęło mi uzyskanie jakiejkolwiek informacji gdzie się znajduje. Z tego co mi wiadomo sam chciał, aby zabrano go do więzienia na drugim końcu kraju i zakazał udzielania jakiejkolwiek informacji każdemu z zewnątrz.
- Wrócę do domu po kurtkę i zawiozę cię tam, okej? - brunet, wyciągnął z mojej ręki kluczki, kierując się powoli do mojego mieszkania, którego nawet nie raczyłam zamknąć.
- Nie, ty jutro pracujesz i nie ma mowy, żeby szef dał ci jakiekolwiek wolne - pokręciłam przecząco głową, dobrze wiedząc, że ma surowego szefa, a pieniądze nie spadają mu z nieba.
- Nie będzie miał wyboru skoro nie przyjdę. Powiem że to sprawa życia i śmierci, bo przecież jeśli tego nie zrobię to będę miał cię na sumieniu - mruknął poważnym tonem, wchodząc do środka mojego mieszkania, zostawiając mnie samą na zewnątrz.
To prawda, nawet nie wiem czy byłabym w stanie w takich nerwach prowadzić auto tyle kilometrów, tym bardziej nocą.

Perspektywa Janka:
Uderzałem w worek treningowy raz za razem, próbując wyładować z siebie wszystkie złe emocje. Cudem udało mi się namówić oddziałowego, żeby pozwolił mi tu zostać dwadzieścia minut dłużej. Jestem świadom tego, że przez to, że dzisiaj otrzymałem na to pozwolenie, kolejnym razem będę mógł korzystać z okrojonej 'przyjemności', ale miałem to w dupie. Teraz w tym momencie musiałem coś ze sobą robić, żeby nie myśleć. Bolała mnie już głowa od leżenia i patrzenia się w sufit, czy mordy swoich współlokatorów, którym najchętniej porozbijałbym szczęki, ale muszę poczekać, bo znowu wyląduję w izolatce, a tam dostanę już kompletnego pierdolca.
Poprzednie trzy lata w więzieniu mają się nijak do obecnego pół roku. Każdy dzień niemiłosiernie się dłuży, przez co mam wrażenie, że siedzę niemiłosiernie długo. Na każdym kroku trafiam na kompletnych skurwysynów, którzy czerpią radość z jeszcze większego uprzykrzania życia.
- Koniec już, wracasz do celi - oddziałowy zgasił światło w pomieszczeniu, czekając aż do niego podejdę.
Przetarłem ręką spocone czoło, nierówno łapiąc oddech. Gryzłem się w język, żeby nie powiedzieć czegoś więcej, bo naprawdę chciałbym się dzisiaj umyć i jutro zjeść śniadanie, a już nie raz zdarzyło się, że zostało mi to zabronione.
Minąłem oddziałowego, nawet na niego nie spoglądając. Szarpnął mnie za ramię, kiedy nie zatrzymałem się w miejscu, w którym powinienem to zrobić. Zacisnąłem szczękę, napinając wszystkie mięśnie.
- Idź - szturchnął mnie, czekając aż zrobię przed nim krok.
Podciągnąłem swoją bluzkę, wycierając nią spoconą twarz. Kiedy przeszedłem próg swojej celi, dwie głowy zwróciły się w moją stronę, co zupełnie zignorowałem, podchodząc do swojej szafki. Wyciągnąłem z niej wcześniej przygotowane, czyste ciuchy i ręcznik, znowu kierując się do wyjścia w którym stał oddziałowy ze znudzoną miną.
Odprowadził mnie pod same drzwi łazienki, czy jakkolwiek się to tu nazywa, zamykając je za mną jakbym był pięcioletnim dzieckiem. Co prawda nie powinienem narzekać, bo tutaj jest chociaż kotara, która pozwoli zachować trochę prywatności podczas prysznica.

W pokoju zgasło światło co oznaczało, że nadszedł czas ciszy nocnej. Przymknąłem poirytowany oczy, zakładając ręce za głowę. Moje myśli ciągle wracały do jednego... do jednej osoby. Zastanawiałem się gdzie jest, co teraz robi, czy może śpi? Sam doprowadziłem do tego, że straciłem z nią kontakt.

Naciągnąłem na swoje odkryte ramiona bluzę, ziewając gorzko. Wsunąłem na nogi buty, nie dbając o zasznurowanie ich. Wsunąłem ręce w kieszenie spodni, wychodząc z celi, kiedy zostały otworzone przez oddziałowego. Przez korytarz przemieszczało się sporo osób, jak każdego ranka, zaraz przed apelem. Zająłem swoje stałe miejsce na końcu sali, spuszczając głowę, nie dlatego że czułem się gorszy od innych, tylko dlatego, że nie miałam ochoty patrzeć na te wszystkie zmęczone, przepracowane i przepełnione wkurwieniem twarze, każdej znajdującej się tutaj osoby.
Sprawdzenie obecności osadzonych, informacje które codziennie brzmiały tak samo i wreszcie śniadanie, na widok którego przewraca się w żołądku. Jeśli nie zjem, będę głodny aż do obiadu, który będzie wyglądał dokładnie tak samo.
Rzuciłem talerz z kanapkami na jeden ze stołów, siadając na niewygodnym krzesełku. Patrzyłem z podziwem na ludzi, którzy zajadali się tym, jakby to było jedno z lepszych śniadań, jakie mieli kiedykolwiek przyjemność zjeść. Wziąłem gryza kanapki, stukając nerwowo nogą o ziemię. Wszyscy byli tutaj podzieleni na grupy. Albo się z kimś lubisz, albo nienawidzisz, chociaż i tak nie wolno nam przechodzić do sąsiednich cel, wiec jedyny moment kiedy widuje się z innymi osadzonymi to podczas porannych i wieczornych apelów czy posiłków.

Zaciągnąłem się świeżym, chociaż upalnym powietrzem, idąc wzdłuż jednej z siatek, odgradzającej mnie od wolności. Zadarłem głowę do góry spoglądając w czyste, zupełnie niebieskie niebo. Rozejrzałem się na boki, następnie kierując w swoje stałe miejsce, gdzie miałem pewność, że żaden ze strażników nie zajrzy, a raczej nie będzie chciał zajrzeć. Wyciągnąłem zza gumki od spodni papierosa i zapalniczkę, odpalając go. Zaciągnąłem się porządnie, rozkoszując się momentem w którym tytoń podrażnił moje płuca. Tutaj nie mam już swobody wychodzenia na fajkę, więc korzystam z każdej możliwej okazji na spacerze, jeśli oczywiście można tak nazwać chodzenie w jedną i drugą stronę po czymś co przypomina klatkę dla niedźwiedzia w zoo, gdzieniegdzie ozdobioną ławką i jakimś krzaczkiem mającym dodać wyglądu temu sztywnemu miejscu.

Szedłem w stronę pracowni mechanicznej gdzie codziennie pracowałem kilka godzin, by mogli mi odjąć kilka dni od wyroku, a raczej, żeby zająć się czymś innym niż myśleniem. Byłem trzymany za ramię przez jednego ze strażników tak, jakbym miał za chwilę gdzieś uciec tajnym przejściem, albo zacząć bić wszystkich dookoła. Może mój wyraz twarzy i spojrzenie nie należy do najprzyjemniejszych, ale do jasnej cholery siedzę tu tylko i wyłącznie za złamanie krzywego nosa Alanowi i za znalezienie pieprzonych prochów u mnie w domu. Gdyby prowadził przed sobą osobę, która ma na sumieniu rodzinę, czy więcej osób, zrozumiałbym to, że trzyma mnie na dystans, ale w tym momencie zaczyna się to robić wkurwiające.
Zatrzymałem się gwałtownie w momencie, kiedy mijałem sale widzeń. Cofnąłem się o krok do tyłu, by móc lepiej widzieć przez szybę osobę, która przykuła moją uwagę. W jednym momencie poczułem jak moje mięśnie napinają się, a nogi automatycznie kierują w tamtą stronę.
- Gdzie? - strażnik szarpnął mnie za ramię, nie dając możliwości wejścia do tamtego pomieszczenia.
Wyrwałem ramię od faceta, podbiegając szybko do szyby. Teraz byłem pewny, że nie mam żadnych zwidów tylko naprawdę stoi tam Ania, zaciekle rozmawiając z trzema postawnymi facetami. Jeden z nich złapał ją za ramiona, prawdopodobnie każąc wyjść z miejsca do którego weszła bez żadnego prawa. W momencie kiedy moje ciało z hukiem zostało przyciśnięte do szyby przez strażnika, jej głowa zwróciła się w moja stronę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Otworzyła szerzej usta, a ja zastanawiałem się jak do cholery mnie tutaj znalazła?

__________________
1. Co myślicie o zachowaniu Janka i o tym, że zniknął nie zostawiając po sobie żadnego śladu?
2. Ania pół roku walczyła o jakąkolwiek informację tylko po to, żeby go znaleźć, ale jak wam się wydaje, wybaczy mu to tak łatwo jak zawsze? 

22 komentarze:

  1. Janek nie zachował sie dobrze bo zapewne domyślał sie jak Ania może to zniesc..zastanawia mnie to jak Ani udało się otrzymac ta informacje gdzie jest Janek i
    Wydaje mi się że nie będzie jej tak łatwo wybaczyć Jankowi bo to co zrobil to już za dużo:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje że wybaczy ! <3
    Mega rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Janek to idiota, Olivier dobrze sie zachował, a Ania jak Ania musiała mieć swoje. Rozdział Świetny!!!! ❤💜😘

    OdpowiedzUsuń
  4. Janek zachowywał się jak totalny dupek nie mówiąc nic Ani :/ Myśle, że Ani też będzie trudno mu wybaczyć to co zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ania powiedziała żeby dał jej spokój więc dał . Myślę że Ania nadal go kocha bo inaczej nie siedziała by pół roku w szukaniu informacji o nim .
    Cudowny😍

    OdpowiedzUsuń
  6. Supi rozdział, muszą być razem heh XD

    OdpowiedzUsuń
  7. Suppppppper! Mega rozdział

    OdpowiedzUsuń
  8. ❤❤❤❤mega rozdział❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  9. Mega jak zwykle! Wiadomo, że Janek źle postąpił. Myślę, że jeśli Ania go naprawdę kocha to wybaczy <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Już nie mogę się doczekać co dalej
    Megaa!!!! ❤💜

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaaaa super jak zawsze 💞💕💕

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurde Janek zachował się jak totalny idiota ! Mógł chociaż napisać pieprzony list już z celi z wyjaśnieniami... powinnien znać już Anie na tyle dobrze wiedząc że nie spocznie do póki go nie znajdzie...
    Ale rozdział cudowny... szczerze jak zawsze 😂

    Pozdrawiam i czekam na nexta 💝

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział niesamowity! Stęskniłam się za Twoim pisaniem, bo nie dodawałaś rozdziałów. Myślę, że Ani trudno będzie wybaczyć Jankowi. Co do Ani to myślę, że jakimś cudem uda je się wejść do Janka i porozmawiać. Jesteśmy zdani na Ciebie.
    Życzę dużoo weny i pozdrawiam oraz zachęcam do dodawanie regularnie rozdziałów ❤
    W.J

    OdpowiedzUsuń
  14. Genialny. Myślę że jakoś uda jej się wejść do sali i porozmamiać. Myślę że tak prędko mu nie wybaczy

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale mi smutno teraz, dlaczego wszystko nie może być dobrze :(

    OdpowiedzUsuń
  16. Super rozdział ! Kiedy następny ? ^^

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy 18 rozdział 😘

    OdpowiedzUsuń
  18. Rozdział jest po prostu genialny. Bardzo podoba mi się styl, w jakim piszesz i to, jak duży postęp zrobiłaś Aniu. Podoba mi się również pomysł na fabułę, nie jest on oklepany, jest oryginalny (choć zauważyłam, że już wiele osób to kopiuje). Co do rozdziału jeszcze, czegoś takiego się nie spodziewałam. Ja po części popieram zachowanie Janka, nie chciał martwić dziewczyny, ale też nie, dlatego iż ona jeszcze bardziej martwiła się, nic nie wiedząc. Sądzę też, że tym razem Jankowi nie ujdzie to tak łatwo. Super rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja dalej mam nadzieje, że Ania i Janek będą razem ❤

    OdpowiedzUsuń