- Wszystko w porządku?
Odwróciłam gwałtownie głowę do tyłu słysząc męski, nieznajomy dla mnie głos. Zmierzyłam wzrokiem chłopaka, mającego na oko dwadzieścia cztery lata, kiwając twierdząco głową. Nie czekając dłużej, zaczęłam iść w szybkim tempie w stronę swojego domu.
- Naprawdę pytam, bo jeśli coś się stało, mogę ci pomóc - pobiegł za mną, łapiąc mnie za łokieć, który od razu od niego wyrwałam.
- Daj mi spokój - sapnęłam, zamieniając chód w trucht.
Nie chce mieć do czynienia z żadnymi młodymi ludźmi poznanymi o godzinie dwunastej w nocy na ulicy. Tym bardziej tuż przy lesie. Zawsze na początku są mili i pomocni, a potem okazuje się, że są przywódcami jakichś popieprzonych gangów i planują dziesiąte morderstwo w miesiącu.
- Uciekasz z lasu, prawie płacząc, więc nie mogę tak po prostu obok ciebie obojętnie przejść - zagrodził mi drogę, przez co złapałam się za głowę.
Mimo że nie wyglądał strasznie, zaczął mnie przerażać.
- Czego ode mnie chcesz? - rzuciłam, robiąc krok do tyłu, by nie być tak blisko jego ciała.
- Teraz chciałbym odprowadzić cię do domu.
- Potem poznać, nachodzić, a na końcu porwać i trzymać w jakichś okropnych miejscach, pierdol się - fuknęłam.
Odwróciłam głowę w stronę lasku z którego przed chwilą wyszłam, przyglądając się z ciekawością czy nie widać tam jakiejś osoby idącej w moją stronę.
- Naprawdę potrzebujesz pomocy.
Dopiero kiedy spojrzał na mnie z góry zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo jest wysoki.
Wzruszyłam ramionami, wymijając go bez słowa, chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim domu. Skrzyżowałam ręce na piersi, idąc przed siebie w ciszy, ale dobrze widziałam cień nieznajomego tuż za sobą. Starałam się go ignorować, ale z każdym krokiem widziałam, że jest coraz bliżej mnie. Nawet gdybym zaczęła teraz uciekać nie miałabym żadnej szansy, bo sugerując się jego długimi nogami mogę podejrzewać, że biega dziesięć razy szybciej.
- Oliwier - wyciągnął dłoń w moją stronę, ale zignorowałam ją i nadal szłam prosto, patrząc na czubki swoich butów.
Chłopak westchnął głośno, wycofując rękę.
- Co robiłaś w lesie o tej godzinie? - nie dawał za wygraną, dotrzymując mi kroku.
- A ty? - rzuciłam.
- Wracałem z pracy.
Zaczesałam kosmyk włosów za ucho, spoglądając przed siebie. Czułam się koszmarnie, a obecność jakiegoś nieznajomego typa tuż za moimi plecami tylko potęgowała to uczucie.
- Powiesz mi chociaż jak się nazywasz? - zapytał.
- Nie sądzę aby to ci się kiedyś przydało - mruknęłam, skręcając w mniej oświetloną uliczkę prowadzącą do mojego domu przez chwilę zastanawiając się, czy powinnam to robić, zważając na fakt, że tam nikogo nie będzie, jeśli będę potrzebowała pomocy. Przez moment w mojej głowie pojawiła się myśl, by skierować się do centrum.
- Boisz się mnie?
- Nie, ale mógłbyś dać mi już spokój - mruknęłam, idąc jak najszybciej w stronę swojej furtki.
- Jak tylko dojdziemy do twojego domu.
- Nie chcę żebyś wiedział gdzie mieszkam - zatrzymałam się, zdając sobie sprawę z tego, że jeśli będzie znał mój adres, będę się czuła zagrożona.
Chłopak wzruszył ramionami, patrząc na mnie obojętnie.
- Czyli się mnie boisz.
- Tak, boje się.
- Dlaczego?
- Mam powody.
- Nie wrzucaj wszystkich do jednego worka.
- Robię tak tylko z facetami, dasz mi już spokój?
- Nie.
Spojrzałam na niego po raz pierwszy, przyglądając mu się uważnie. Był ubrany w zwykłe dżinsy i czarną bluzę z kapturem. Albo to sprawka światła, albo mam szczęście do spotykania brunetów, chociaż to nie wróży niczego dobrego. Nie wyglądał groźnie, a nawet w momencie kiedy spojrzałam mu przez sekundę w oczy, uśmiechnął się do mnie sympatycznie. Ale zdążyłam się już nauczyć, że właśnie ci z pozoru najmilsi faceci okazują się później najgorszymi skurwielami.
- Zaraz się popłaczesz.
Odwróciłam wzrok, ruszając w stronę domu.
- Nie wiem dlaczego akurat na mnie padło, że masz mnie za psychopatę, ale po prostu uważam, że odprowadzenie cię do domu jest tym co powinienem zrobić o tej godzinie - wzruszył ramionami.
- To dziękuję, miło z twojej strony - rzuciłam, łapiąc za klamkę od furtki - To tutaj, także dziękuję za fatygę - weszłam na podwórko, od razu kierując się w stronę drzwi.
- Jeśli byś kiedyś czegoś potrzebowała to znajdziesz mnie tutaj - wyciągnął z kieszeni jakąś karteczkę, wrzucając ją do skrzynki na listy.
*5 dni później*
Ignorowałam nieustające pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Janek, bo widziałam jego samochód stojący na podjeździe przez okno. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, tym bardziej, że nie dał znaku życia przez pięć dni od tamtego wieczoru, jeszcze bardziej utwierdzając mnie w fakcie, że to koniec.
- Wiem, że jesteś w domu - kolejny raz uderzył pięścią w drzwi.
Spojrzałam w tamtą stronę, kierując się schodami na górę, by nie musieć słuchać tego co do mnie mówi. Położyłam się na łóżku, wtulając głowę w poduszkę. W domu panowała kompletna cisza, więc nawet na górze można było usłyszeć pojedyncze uderzenia w drewniane drzwi. Westchnęłam przymykając oczy.
Przebudziłam się, kiedy białe światło wywołane błyskawicą rozświetliło moją sypialnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej, spoglądając na zegarek w swoim telefonie. Zmarszczyłam brwi, przecierając zaspaną twarz. Chyba pobiłam dzisiaj rekord długości swojego snu w dzień, chociaż mogło być to spowodowane tym, że w ostatnie dni miałam problem z zaśnięciem i spałam góra trzy godziny dziennie. Podniosłam się z łóżka, szybko podchodząc do okna, by je zamknąć, bo silne podmuchy wiatru targały na wszystkie strony przesiąkniętą już od deszczu firanką. Zamrugałam kilka razy widząc nadal stojący na podjeździe samochód Janka. Wychyliłam się do przodu, skanując wzrokiem podwórko, ale dojrzenie go graniczyło z cudem, bo na zewnątrz było już ciemno, a ulewny deszcz tylko zamazywał pole widzenia. Nabrałam więcej powietrza do ust, próbując nie zwracać uwagi na grzmoty rozchodzące się co jakiś czas na zewnątrz. Odkąd mieszkam sama, już nie robi to na mnie tak dużego wrażenia jak kiedyś, chociaż przyznam, że czasami bywa przerażająco.
Zeszłam na dół, kierując się prosto do kuchni. Nawet nie zapalając światła podeszłam do lodówki wyciągając z niej sok. Nie zawracając sobie głowy wlewaniem napoju do szklanki, zaczęłam pociągać duże łyki prosto z kartonu. Puste opakowanie wrzuciłam do kosza, na chwilę zawieszając wzrok na oknie. Cichymi krokami podeszłam do niego, jednak zawahałam się zanim przez nie wyjrzałam. Odsunęłam się do tyłu, przechodząc powoli do drzwi wejściowych, spoglądając przez wizjer.
Janek siedział na najwyższym schodku z kapturem na głowie, a jego ciało było zupełnie pochylone do przodu. Skrzywiłam się widząc jak z jego włosów kapią duże krople wody. Przecież na zewnątrz może być góra dwanaście stopni.
Chłopak przejechał ręką po swoim kapturze, nagle rozglądając się na boki. Przełknęłam nerwowo ślinę, próbując zachować zimną krew. Kiedy podniósł się ze swojego miejsca, myślałam że pójdzie do swojego samochodu, ale on podszedł do drzwi, ciągnąc mocno za klamkę. Uniosłam brwi do góry, dostrzegając, że jego łuk brwiowy jest dosyć mocno rozcięty. Już miałam otworzyć zamki, ale wycofałam rękę zaciskając ją na klamce. Tym razem nie skończy się to tak jak zawsze.
Szatyn uderzył niespodziewanie ręką w drzwi, na co podskoczyłam przerażona, odchodząc kawałek do tyłu. Odczekałam chwilę zanim znowu wyjrzałam przez wizjer. Chłopak znowu stanął na schodku, bujając się z pięt na palce. Wcale nie wyglądał jakby ulewny deszcz i szalejąca burza mu przeszkadzały, a jeśli jest tutaj ciągle, to oznacza, że spędził pod moim domem dziewięć godzin.
- Idź do domu - mruknęłam na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć.
Chłopak jak oparzony podbiegł do drzwi, spoglądając w wizjer takim wzrokiem, że mimowolnie odsunęłam się do tyłu.
- Daj mi szanse, żeby wszystko wytłumaczyć - jego głos był zachrypnięty, ale wciąż nieznoszący sprzeciwu.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać, daj mi spokój - rzuciłam, opierając czoło o drzwi.
- Będę tutaj siedział do momentu aż mi otworzysz.
- Nie rozumiesz, że nie chce słuchać twoich tłumaczeń? Skąd będę miała pewność, że mówisz prawdę? Straciłam do ciebie zaufanie - podniosłam nieco głos, mówiąc zgodnie z prawdą.
Szatyn tak samo jak ja oparł czoło o drzwi, wsuwając ręce w kieszenie spodni. Nic nie odpowiedział, przymykając jedynie zmęczone oczy.
Zaśmiałam się sarkastycznie pod nosem, kręcąc zrezygnowana głową.
- Kochanie...
- Nie mów tak do mnie - prychnęłam, kopiąc lekko z frustracji w ścianę.
- Wiesz, że mogę wyważyć te drzwi w każdym momencie?
- To dlaczego nie zrobiłeś tego dziewięć godzin wcześniej?
Janek westchnął, znowu spoglądając prosto w wizjer tak jakby doskonale wiedział, że akurat na niego patrzę.
- Ania... to co wtedy słyszałaś... zrozum, że to jest gra. - zaczął, widocznie zdając sobie sprawę z tego, że nie ulegnę i nie wpuszczę go do środka. - Kurwa, wpuść mnie do siebie, chcę widzieć twoją twarz - warknął, uderzając pięścią w drzwi.
Zacisnęłam usta, kręcąc przecząco głową, tak jakby mógł to widzieć.
- Daj mi pieprzone dziesięć minut, chcę się chociaż upewnić, że wszystko z tobą w porządku - oparł obie ręce na drzwiach tuż nad swoją głową, pochylając się do przodu.
Przekręciłam zamki, czekając aż chłopak sam wejdzie do środka. Wycofałam się aż do wejścia do salonu, krzyżując ręce na piersi. Mimo spuszczonej głowy widziałam jak Janek wchodzi do korytarza, od razu zawieszając wzrok na mnie. Jego ciuchy były zupełnie przemoczone, a włosy sterczały na wszystkie strony przez to, że właśnie zmierzwił je dłonią.
- To gra - powtórzył, patrząc na mnie znacząco. - To, że kiedyś byłem zamieszany w te wszystkie nielegalne sprawy i poszedłem za to siedzieć, to nie znaczy, że jak wyszedłem to jestem już zupełnie czysty i mam białą pustą kartkę na swoim koncie - podszedł bliżej mnie, ale wyciągnęłam do przodu rękę, zatrzymując go z dala od siebie.
Oparłam się ramieniem o ścianę, nawet na niego nie patrząc.
- Jeśli raz zostałem w to wciągnięty, zostanę tam do końca życia, rozumiesz jak to działa?
Zaśmiałam się cicho, wzruszając obojętnie ramionami.
- Jednak widziałam to co widziałam.
- Musiałem cię chronić! - podniósł głos, unosząc ręce do góry i zaciskając je na swoim kapturze.
- Jesteś fałszywy.
- Dla twojego dobra.
- Nie o to mi chodzi - fuknęłam, prostując plecy. - Od samego początku coś knułeś. Pamiętasz co się stało w sylwestra? Już nawet nie wiem czy mnie wykorzystałeś czy nie, teraz już się nie dowiem prawdy, ale to ty wtedy zabrałeś mi ten pieprzony pierścionek z palca.
- Tak to ja ale...
- Miałeś niezły ubaw, kiedy rano do ciebie przyszłam nie mając pojęcia, że to twoja sprawka, i jeszcze nakręcałeś mnie, bym miała poczucie winy co do zdrady i zgubienie tego nędznego pierścionka - zaśmiałam się przez łzy.
Szatyn zacisnął szczękę, patrząc na mnie ze skruchą wymalowaną na twarzy, która w tym momencie w żadnym stopniu na mnie nie działała.
- Wiem, zachowałem się jak skurwysyn, ale...
- A kiedy powiedziałam Alanowi, że go zgubiłam, a on wyzywał mnie przez to od dziwek, ty wtedy stałeś po boku i nawet nie odezwałeś się słowem, bo to na to właśnie czekałeś, prawda? - znowu mu przerwałam, tym razem samej podchodząc bliżej niego. Byłam naprawdę na niego wściekła za to, że okazał się być taki jak inni.
- Zobaczyłem cię pierwszy raz po 3 latach z nim u boku, byłem najbardziej w świecie zazdrosny, nadal jestem i gdyby było trzeba pewnie wbiegłbym na ołtarz jak w tych wszystkich zjebanych filmach, by mu cię odebrać - fuknął, patrząc na mnie z góry.
- To nie jest powód, żeby robić takie rzeczy, tym bardziej, że naprawdę ci zaufałam, a teraz się okazuje, że nawet nie powinnam zwierzać się słowem, bo za wszystkim stałeś własnie ty, i mnie pocieszałeś patrząc prosto w oczy - wetknęłam palec w jego mokrą bluzkę, przyciskając go mocno do jego klatki piersiowej.
- Gdybym wiedział, że tak się to wszystko skończy, postąpiłbym inaczej - złapał mnie za rękę, ale wyrwałam ją szybko, nie pozwalając mu siebie dotykać.
- Postąpiłbym inaczej - powtórzyłam pod nosem, kręcąc głową.- To znaczy jak? Nie wyjmowałbyś ostatnio pierścionka z kieszeni, albo jeszcze lepiej, zadbałbyś o to, by mnie nie było na miejscu zdarzenia? - uniosłam pytająco brwi do góry.
Janek spojrzał na mnie nic nie mówiąc. Wsunął ręce w kieszenie swoich spodni, opierając się plecami o drzwi.
Przez dwa dni leżenia na kanapie i patrzenia w sufit zrozumiałam jak to wszystko działa. Może i to prawda, że to wszystko co mówił do tych typów było po to by mnie chronić, by stworzyć pozory, ale to nie o to teraz robię awanturę. Po prostu nienawidzę być oszukiwana i wiem, że jestem hipokrytką bo sama zdradzałam Alana, ale Janek jest osobą, którą zawsze, mimo wszystkiego co zrobił, co o mnie powiedział to... ufałam mu bezgranicznie i byłabym nawet gotowa wejść za nim w ogień. A czy osoba, której rzekomo na tobie zależy okrada cię i udaje, że nie ma z tym nic wspólnego?
Skąd mogę mieć pewność, że teraz mu po raz setny wybaczę, a za kolejne pół roku okaże się, że to była jakaś część zakładu i znowu wyląduję na kanapie zasmarkana, bo ktoś złamał mi serce.
- Coś jeszcze? - zapytałam, patrząc na niego wyczekująco.
Perspektywa Janka:
Stałem pod drzwiami czując się jak przedszkolak, który właśnie dostaje naganę nauczyciela za jakieś przewinienie. Z minuty na minuty chciałem powiedzieć coraz więcej, ale równocześnie w moim gardle rosła ogromna gula, hamująca moje wszystkie słowa, ograniczając je do minimum. Spierdoliłem nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, ale to wszystko miało jakiś cel. Musiałem przygotować ją, a raczej zapewnić jej nietykalność i bezpieczeństwo na czas, kiedy mnie z nią tutaj nie będzie. Dwa pierdolone dni biłem się z myślą, czy tutaj przyjść i próbować wszystko wyjaśnić, czy zostawić to tak jak jest, ale jak widać nie dałem rady. Wiem jak trudno jest odbudować jej zaufanie i nie wiem czy kiedykolwiek będę miał taką możliwość, ale teraz stoję przed najcięższym zadaniem jakie pamiętam. Mimo że jest na mnie okropnie wściekła i widzę jak próbuję ukryć łzy cisnące się do jej oczu, to wiem, że gdzieś w środku ma świadomość tego, że za jakiś czas wszystko wróci do normy, że nadal będę blisko niej, ale niestety nie tym razem.
Spojrzałem na nią, kiedy zadała mi pytanie. Stałem pomiędzy dwiema drogami w jakie mogłem teraz pójść, ale w każdej z nich znajdowało się ponowne łamanie jej serca, dlatego tak ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, bo przecież obiecałem jej, że już więcej nie pójdę do więzienia i nie zostawię jej samej.
Dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco, mocno zaciskając ręce na swoich ramionach. Mijały kolejne chwile, a ja nadal nic nie mówiłem. Ona jedynie stała, cierpliwie czekając aż się odezwę.
- Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
- To dlaczego robisz takie rzeczy?
- Nie wiem, po prostu... - westchnąłem, czując, że sam się w tym wszystkim gubię.
- Daj mi już spokój - mruknęła, przymykając zmęczona oczy.
Wyprostowałem plecy patrząc na nią uważnie ostatni raz, zanim nacisnąłem klamkę, znowu wychodząc na zewnątrz. Już nawet nie zatrzymując się na chwilę, ruszyłem prosto do swojego samochodu z mocno zaciśniętymi pięściami. Może i lepiej, że nie powiedziałem jej prawdy, oszczędzę jej przy tym kolejnych zmartwień.
Wsiadłem do samochodu, odpalając silnik. Ruszyłem z piskiem opon z podjazdu, spoglądają w jej okno, mając nadzieję, że zobaczę ją tam jeszcze raz.
Przechodząc przez próg mieszkania, od razu zdjąłem z siebie przemoczoną bluzkę i bluzę, kierując się na górę, prosto do swojej sypialni. Odpiąłem pasek od spodni, rzucając je zaraz na ziemie. Wziąłem szybki prysznic, by następnie założyć na siebie świeże i suche ciuchy. Wziąłem świstek kartki z biurka, kładąc się na swoje łóżko. Ułożyłem wygodnie głowę w poduszkach zerkając na list gończy. To popieprzone przebywać we własnym domu ze świadomością, że jutro, ani pojutrze czy nawet przez najbliższe miesiące mnie tutaj nie będzie. Powinienem tam być dokładnie trzy dni temu, dlatego sam działam na swoją niekorzyść. Ale zrobiłem to co uważałem za słuszne. Jestem pewien, że Ania poradzi sobie z myślą o moim zniknięciu, a może i nawet w tej sytuacji nie będzie jej to obchodziło.
Ja zwyczajnie wracam na stare śmieci.
_____________________________________________________
Podzielam złość Ani na Janka za to, że ją w taki sposób oszukał i ciągnęło się to przez kilka miesięcy, ale myślę, że to będzie ją teraz najmniej obchodziło, kiedy jej go zabraknie.
Co powiecie na to, że Jankowi nie udało się przeciągnąć sprawy na swoją stronę i znowu wraca do więzienia, tym razem nie informując o tym Ani?
- To dziękuję, miło z twojej strony - rzuciłam, łapiąc za klamkę od furtki - To tutaj, także dziękuję za fatygę - weszłam na podwórko, od razu kierując się w stronę drzwi.
- Jeśli byś kiedyś czegoś potrzebowała to znajdziesz mnie tutaj - wyciągnął z kieszeni jakąś karteczkę, wrzucając ją do skrzynki na listy.
*5 dni później*
Ignorowałam nieustające pukanie do drzwi. Wiedziałam, że to Janek, bo widziałam jego samochód stojący na podjeździe przez okno. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, tym bardziej, że nie dał znaku życia przez pięć dni od tamtego wieczoru, jeszcze bardziej utwierdzając mnie w fakcie, że to koniec.
- Wiem, że jesteś w domu - kolejny raz uderzył pięścią w drzwi.
Spojrzałam w tamtą stronę, kierując się schodami na górę, by nie musieć słuchać tego co do mnie mówi. Położyłam się na łóżku, wtulając głowę w poduszkę. W domu panowała kompletna cisza, więc nawet na górze można było usłyszeć pojedyncze uderzenia w drewniane drzwi. Westchnęłam przymykając oczy.
Przebudziłam się, kiedy białe światło wywołane błyskawicą rozświetliło moją sypialnie. Podniosłam się do pozycji siedzącej, spoglądając na zegarek w swoim telefonie. Zmarszczyłam brwi, przecierając zaspaną twarz. Chyba pobiłam dzisiaj rekord długości swojego snu w dzień, chociaż mogło być to spowodowane tym, że w ostatnie dni miałam problem z zaśnięciem i spałam góra trzy godziny dziennie. Podniosłam się z łóżka, szybko podchodząc do okna, by je zamknąć, bo silne podmuchy wiatru targały na wszystkie strony przesiąkniętą już od deszczu firanką. Zamrugałam kilka razy widząc nadal stojący na podjeździe samochód Janka. Wychyliłam się do przodu, skanując wzrokiem podwórko, ale dojrzenie go graniczyło z cudem, bo na zewnątrz było już ciemno, a ulewny deszcz tylko zamazywał pole widzenia. Nabrałam więcej powietrza do ust, próbując nie zwracać uwagi na grzmoty rozchodzące się co jakiś czas na zewnątrz. Odkąd mieszkam sama, już nie robi to na mnie tak dużego wrażenia jak kiedyś, chociaż przyznam, że czasami bywa przerażająco.
Zeszłam na dół, kierując się prosto do kuchni. Nawet nie zapalając światła podeszłam do lodówki wyciągając z niej sok. Nie zawracając sobie głowy wlewaniem napoju do szklanki, zaczęłam pociągać duże łyki prosto z kartonu. Puste opakowanie wrzuciłam do kosza, na chwilę zawieszając wzrok na oknie. Cichymi krokami podeszłam do niego, jednak zawahałam się zanim przez nie wyjrzałam. Odsunęłam się do tyłu, przechodząc powoli do drzwi wejściowych, spoglądając przez wizjer.
Janek siedział na najwyższym schodku z kapturem na głowie, a jego ciało było zupełnie pochylone do przodu. Skrzywiłam się widząc jak z jego włosów kapią duże krople wody. Przecież na zewnątrz może być góra dwanaście stopni.
Chłopak przejechał ręką po swoim kapturze, nagle rozglądając się na boki. Przełknęłam nerwowo ślinę, próbując zachować zimną krew. Kiedy podniósł się ze swojego miejsca, myślałam że pójdzie do swojego samochodu, ale on podszedł do drzwi, ciągnąc mocno za klamkę. Uniosłam brwi do góry, dostrzegając, że jego łuk brwiowy jest dosyć mocno rozcięty. Już miałam otworzyć zamki, ale wycofałam rękę zaciskając ją na klamce. Tym razem nie skończy się to tak jak zawsze.
Szatyn uderzył niespodziewanie ręką w drzwi, na co podskoczyłam przerażona, odchodząc kawałek do tyłu. Odczekałam chwilę zanim znowu wyjrzałam przez wizjer. Chłopak znowu stanął na schodku, bujając się z pięt na palce. Wcale nie wyglądał jakby ulewny deszcz i szalejąca burza mu przeszkadzały, a jeśli jest tutaj ciągle, to oznacza, że spędził pod moim domem dziewięć godzin.
- Idź do domu - mruknęłam na tyle głośno, by mógł mnie usłyszeć.
Chłopak jak oparzony podbiegł do drzwi, spoglądając w wizjer takim wzrokiem, że mimowolnie odsunęłam się do tyłu.
- Daj mi szanse, żeby wszystko wytłumaczyć - jego głos był zachrypnięty, ale wciąż nieznoszący sprzeciwu.
- Nie mam o czym z tobą rozmawiać, daj mi spokój - rzuciłam, opierając czoło o drzwi.
- Będę tutaj siedział do momentu aż mi otworzysz.
- Nie rozumiesz, że nie chce słuchać twoich tłumaczeń? Skąd będę miała pewność, że mówisz prawdę? Straciłam do ciebie zaufanie - podniosłam nieco głos, mówiąc zgodnie z prawdą.
Szatyn tak samo jak ja oparł czoło o drzwi, wsuwając ręce w kieszenie spodni. Nic nie odpowiedział, przymykając jedynie zmęczone oczy.
Zaśmiałam się sarkastycznie pod nosem, kręcąc zrezygnowana głową.
- Kochanie...
- Nie mów tak do mnie - prychnęłam, kopiąc lekko z frustracji w ścianę.
- Wiesz, że mogę wyważyć te drzwi w każdym momencie?
- To dlaczego nie zrobiłeś tego dziewięć godzin wcześniej?
Janek westchnął, znowu spoglądając prosto w wizjer tak jakby doskonale wiedział, że akurat na niego patrzę.
- Ania... to co wtedy słyszałaś... zrozum, że to jest gra. - zaczął, widocznie zdając sobie sprawę z tego, że nie ulegnę i nie wpuszczę go do środka. - Kurwa, wpuść mnie do siebie, chcę widzieć twoją twarz - warknął, uderzając pięścią w drzwi.
Zacisnęłam usta, kręcąc przecząco głową, tak jakby mógł to widzieć.
- Daj mi pieprzone dziesięć minut, chcę się chociaż upewnić, że wszystko z tobą w porządku - oparł obie ręce na drzwiach tuż nad swoją głową, pochylając się do przodu.
Przekręciłam zamki, czekając aż chłopak sam wejdzie do środka. Wycofałam się aż do wejścia do salonu, krzyżując ręce na piersi. Mimo spuszczonej głowy widziałam jak Janek wchodzi do korytarza, od razu zawieszając wzrok na mnie. Jego ciuchy były zupełnie przemoczone, a włosy sterczały na wszystkie strony przez to, że właśnie zmierzwił je dłonią.
- To gra - powtórzył, patrząc na mnie znacząco. - To, że kiedyś byłem zamieszany w te wszystkie nielegalne sprawy i poszedłem za to siedzieć, to nie znaczy, że jak wyszedłem to jestem już zupełnie czysty i mam białą pustą kartkę na swoim koncie - podszedł bliżej mnie, ale wyciągnęłam do przodu rękę, zatrzymując go z dala od siebie.
Oparłam się ramieniem o ścianę, nawet na niego nie patrząc.
- Jeśli raz zostałem w to wciągnięty, zostanę tam do końca życia, rozumiesz jak to działa?
Zaśmiałam się cicho, wzruszając obojętnie ramionami.
- Jednak widziałam to co widziałam.
- Musiałem cię chronić! - podniósł głos, unosząc ręce do góry i zaciskając je na swoim kapturze.
- Jesteś fałszywy.
- Dla twojego dobra.
- Nie o to mi chodzi - fuknęłam, prostując plecy. - Od samego początku coś knułeś. Pamiętasz co się stało w sylwestra? Już nawet nie wiem czy mnie wykorzystałeś czy nie, teraz już się nie dowiem prawdy, ale to ty wtedy zabrałeś mi ten pieprzony pierścionek z palca.
- Tak to ja ale...
- Miałeś niezły ubaw, kiedy rano do ciebie przyszłam nie mając pojęcia, że to twoja sprawka, i jeszcze nakręcałeś mnie, bym miała poczucie winy co do zdrady i zgubienie tego nędznego pierścionka - zaśmiałam się przez łzy.
Szatyn zacisnął szczękę, patrząc na mnie ze skruchą wymalowaną na twarzy, która w tym momencie w żadnym stopniu na mnie nie działała.
- Wiem, zachowałem się jak skurwysyn, ale...
- A kiedy powiedziałam Alanowi, że go zgubiłam, a on wyzywał mnie przez to od dziwek, ty wtedy stałeś po boku i nawet nie odezwałeś się słowem, bo to na to właśnie czekałeś, prawda? - znowu mu przerwałam, tym razem samej podchodząc bliżej niego. Byłam naprawdę na niego wściekła za to, że okazał się być taki jak inni.
- Zobaczyłem cię pierwszy raz po 3 latach z nim u boku, byłem najbardziej w świecie zazdrosny, nadal jestem i gdyby było trzeba pewnie wbiegłbym na ołtarz jak w tych wszystkich zjebanych filmach, by mu cię odebrać - fuknął, patrząc na mnie z góry.
- To nie jest powód, żeby robić takie rzeczy, tym bardziej, że naprawdę ci zaufałam, a teraz się okazuje, że nawet nie powinnam zwierzać się słowem, bo za wszystkim stałeś własnie ty, i mnie pocieszałeś patrząc prosto w oczy - wetknęłam palec w jego mokrą bluzkę, przyciskając go mocno do jego klatki piersiowej.
- Gdybym wiedział, że tak się to wszystko skończy, postąpiłbym inaczej - złapał mnie za rękę, ale wyrwałam ją szybko, nie pozwalając mu siebie dotykać.
- Postąpiłbym inaczej - powtórzyłam pod nosem, kręcąc głową.- To znaczy jak? Nie wyjmowałbyś ostatnio pierścionka z kieszeni, albo jeszcze lepiej, zadbałbyś o to, by mnie nie było na miejscu zdarzenia? - uniosłam pytająco brwi do góry.
Janek spojrzał na mnie nic nie mówiąc. Wsunął ręce w kieszenie swoich spodni, opierając się plecami o drzwi.
Przez dwa dni leżenia na kanapie i patrzenia w sufit zrozumiałam jak to wszystko działa. Może i to prawda, że to wszystko co mówił do tych typów było po to by mnie chronić, by stworzyć pozory, ale to nie o to teraz robię awanturę. Po prostu nienawidzę być oszukiwana i wiem, że jestem hipokrytką bo sama zdradzałam Alana, ale Janek jest osobą, którą zawsze, mimo wszystkiego co zrobił, co o mnie powiedział to... ufałam mu bezgranicznie i byłabym nawet gotowa wejść za nim w ogień. A czy osoba, której rzekomo na tobie zależy okrada cię i udaje, że nie ma z tym nic wspólnego?
Skąd mogę mieć pewność, że teraz mu po raz setny wybaczę, a za kolejne pół roku okaże się, że to była jakaś część zakładu i znowu wyląduję na kanapie zasmarkana, bo ktoś złamał mi serce.
- Coś jeszcze? - zapytałam, patrząc na niego wyczekująco.
Perspektywa Janka:
Stałem pod drzwiami czując się jak przedszkolak, który właśnie dostaje naganę nauczyciela za jakieś przewinienie. Z minuty na minuty chciałem powiedzieć coraz więcej, ale równocześnie w moim gardle rosła ogromna gula, hamująca moje wszystkie słowa, ograniczając je do minimum. Spierdoliłem nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, ale to wszystko miało jakiś cel. Musiałem przygotować ją, a raczej zapewnić jej nietykalność i bezpieczeństwo na czas, kiedy mnie z nią tutaj nie będzie. Dwa pierdolone dni biłem się z myślą, czy tutaj przyjść i próbować wszystko wyjaśnić, czy zostawić to tak jak jest, ale jak widać nie dałem rady. Wiem jak trudno jest odbudować jej zaufanie i nie wiem czy kiedykolwiek będę miał taką możliwość, ale teraz stoję przed najcięższym zadaniem jakie pamiętam. Mimo że jest na mnie okropnie wściekła i widzę jak próbuję ukryć łzy cisnące się do jej oczu, to wiem, że gdzieś w środku ma świadomość tego, że za jakiś czas wszystko wróci do normy, że nadal będę blisko niej, ale niestety nie tym razem.
Spojrzałem na nią, kiedy zadała mi pytanie. Stałem pomiędzy dwiema drogami w jakie mogłem teraz pójść, ale w każdej z nich znajdowało się ponowne łamanie jej serca, dlatego tak ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, bo przecież obiecałem jej, że już więcej nie pójdę do więzienia i nie zostawię jej samej.
Dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco, mocno zaciskając ręce na swoich ramionach. Mijały kolejne chwile, a ja nadal nic nie mówiłem. Ona jedynie stała, cierpliwie czekając aż się odezwę.
- Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
- To dlaczego robisz takie rzeczy?
- Nie wiem, po prostu... - westchnąłem, czując, że sam się w tym wszystkim gubię.
- Daj mi już spokój - mruknęła, przymykając zmęczona oczy.
Wyprostowałem plecy patrząc na nią uważnie ostatni raz, zanim nacisnąłem klamkę, znowu wychodząc na zewnątrz. Już nawet nie zatrzymując się na chwilę, ruszyłem prosto do swojego samochodu z mocno zaciśniętymi pięściami. Może i lepiej, że nie powiedziałem jej prawdy, oszczędzę jej przy tym kolejnych zmartwień.
Wsiadłem do samochodu, odpalając silnik. Ruszyłem z piskiem opon z podjazdu, spoglądają w jej okno, mając nadzieję, że zobaczę ją tam jeszcze raz.
Przechodząc przez próg mieszkania, od razu zdjąłem z siebie przemoczoną bluzkę i bluzę, kierując się na górę, prosto do swojej sypialni. Odpiąłem pasek od spodni, rzucając je zaraz na ziemie. Wziąłem szybki prysznic, by następnie założyć na siebie świeże i suche ciuchy. Wziąłem świstek kartki z biurka, kładąc się na swoje łóżko. Ułożyłem wygodnie głowę w poduszkach zerkając na list gończy. To popieprzone przebywać we własnym domu ze świadomością, że jutro, ani pojutrze czy nawet przez najbliższe miesiące mnie tutaj nie będzie. Powinienem tam być dokładnie trzy dni temu, dlatego sam działam na swoją niekorzyść. Ale zrobiłem to co uważałem za słuszne. Jestem pewien, że Ania poradzi sobie z myślą o moim zniknięciu, a może i nawet w tej sytuacji nie będzie jej to obchodziło.
Ja zwyczajnie wracam na stare śmieci.
_____________________________________________________
Podzielam złość Ani na Janka za to, że ją w taki sposób oszukał i ciągnęło się to przez kilka miesięcy, ale myślę, że to będzie ją teraz najmniej obchodziło, kiedy jej go zabraknie.
Co powiecie na to, że Jankowi nie udało się przeciągnąć sprawy na swoją stronę i znowu wraca do więzienia, tym razem nie informując o tym Ani?
Nie!! Nie wsadzaj Janka za kratki...nwm dlaczego ale jak czytam twoje opowiadania to czuje wszystkie emocje jakie są w opowiadaniu.Mam nadzieje że wszystko skończy się dobrze i Ania i Janek będą razem.
OdpowiedzUsuńHmm ciężkie pytanie zadałaś
OdpowiedzUsuńRozdział mega ! 💕 ahh ten jasiu zawsze musi coś odwalić
OdpowiedzUsuńAnia, nie! Powiedz, że nie wróci do więzienia? :(
OdpowiedzUsuńWow
OdpowiedzUsuńWedług mnie Janek bardzo źle działa nie mówiąc Ani o tym, że wraca do więzienia :)
OdpowiedzUsuńPrzebieg tych zdarzeń... wow.
OdpowiedzUsuńBożee dziewczynoo <3 Niech on nie idzie do wiezienia. Było już tak dobrze.... Pozdrowienia ~Ania G.
OdpowiedzUsuńTo się dzieje xc
OdpowiedzUsuńOn nie może iść znowu do więzienia ;_;
OdpowiedzUsuńJuż było prawie tak pięknie :(
Moim zdaniem, mimo tego co się u nich dzieje to powinien jej powiedzieć :/
A z tym Oliwierem to może być ciekawie ;p
Popieram wikusie ne wsadzaj gi za kratki
OdpowiedzUsuńDlaczego ty to robisz, proszę napraw to, ona musi mu wybaczyć :'(
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;-)
Nie . Nie . I jeszcze raz nie !
OdpowiedzUsuńJanek nie może pójść znowu do więzienia niech Anka go powstrzyma czy coś.
Tylko nie wiezienie ..
OdpowiedzUsuńRodzial: cudowny jak zawsze💕
Boze super ❤ co do pytania to prosze nie wsadzaj janka do wiezienia bylo tak fajnie ;c ale on to spieprzyl. Musisz zrobic tak zeby ani mu wybaczyla 💗 pozdrawiam Emilka 💞
OdpowiedzUsuńRozdział meeega 😍❤ Janek nie może wrócić do więzienia ;_;💞
OdpowiedzUsuńJeju co to się stanęło...
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie! Przecież tak się nie robi! Coraz bardziej mnie zadziwiasz Aniu ^^
Czekam na next :3
Rozdział mega czekam z niecierpliwością na next 😣 💞 Janek źle postąpił to fakt ale żeby odrazu więzienie?! Nie! Nie możesz tego robić... proszę... ;_; życzę Ci dużo weny I pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńP.S. masz Janka za kratki nie wsadzać! 😂 ♡♡♡♡♡
A.B. ♡
Rozdział super!
OdpowiedzUsuńI proszę nie wsadzaj Janka do więzienia
Niech on może zabije tych złych ludzi i niech wyjedzie z Anka mieszkać w innym kraju! Niech będą szczęśliwi! Czekam na kolejny rozdzial:) Pozdrawiam
kocham to <3
OdpowiedzUsuń