Zeszłam ze schodów dzwoniąc kolejny raz do chłopaka, jednak nie przykładałam już telefonu do ucha, tylko wpatrywałam się w jego ekran z nadzieją, że pojawi się na nim licznik długości trwania połączenia. Ten głuchy dźwięk sygnału zaczął mnie przerażać.
Zaniepokojona uniosłam głowę do góry, kiedy na podjazd wjechała wielka policyjna furgonetka, stając prawie przy garażu. Schowałam szybko telefon do kieszeni, marszcząc brwi. Drzwi się otworzyły, a z środka samochodu wyszło kolejno dwóch policjantów i to czego obawiałam się najbardziej - Janek. Wyglądał na znudzonego, ale w momencie, kiedy zauważył mnie przed sobą wyprostował plecy i zacisnął szczękę.
- Co ty tu robisz? - mruknął półgłosem, tak jakby z żalem, że zastałam go akurat w takiej sytuacji.
- Janek co się dzieje? - zrobiłam dwa kroki do przodu, ale zaraz przede mną pojawił się wysoki policjant z mało zadowoloną miną.
- A pani czegoś tutaj szuka? - spytał niemiłym tonem, odwracając się w stronę szatyna, by sprawdzić czy nie zamierza nigdzie uciec.
Jeśli mam być szczera to byłam przerażona. Janek i policja to nie jest odpowiednie połączenie i nie wróży niczego dobrego.
- Ja... - zawahałam się. Po co ja tak właściwie tutaj przyszłam?
- Idź do domu, zadzwonię do ciebie potem - szatyn kiwnął głowa w stronę furtki, następnie przechodząc w stronę drzwi, otwierając je kluczem.
Dwóch mundurowych weszło do mieszkania, upewniając się, że chłopak idzie razem z nimi.
O nie, tak łatwo się mnie teraz nie pozbędzie.
Skierowałam się w ich stronę, wchodząc szybko do korytarza. Przeniosłam wzrok na salon gdzie rozchodziły się głuche uderzenia otwieranych i zamykanych szafek oraz podnoszonych przedmiotów. Każda możliwa rzecz przechodziła przez ręce funkcjonariuszy, którzy oglądali je z wielką dokładnością i skupieniem na twarzy.
O nie, tak łatwo się mnie teraz nie pozbędzie.
Skierowałam się w ich stronę, wchodząc szybko do korytarza. Przeniosłam wzrok na salon gdzie rozchodziły się głuche uderzenia otwieranych i zamykanych szafek oraz podnoszonych przedmiotów. Każda możliwa rzecz przechodziła przez ręce funkcjonariuszy, którzy oglądali je z wielką dokładnością i skupieniem na twarzy.
- Dlaczego oni robią rewizje? - podeszłam do opierającego się o oparcie kanapy Janka, na tyle blisko, by stykać się z nim ramieniem.
Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, mimo że musiał mnie dobrze słyszeć, bo w salonie mimo wszystko nikt nic nie mówił i panowała jako tako cisza. Spojrzałam na niego, pociągając za rękaw czarnej kurtki, by zwrócił na mnie uwagę. Przeniósł na mnie swój wzrok, napinając mięśnie.
- Prosiłem cię, żebyś poszła do domu - mruknął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Ponownie spojrzał na policjantów, dążąc za ich ciałami wzrokiem.
- Pani chłopak narobił sobie znowu kłopotów - jeden z facetów postanowił odpowiedzieć na moje pytanie.
Cholera.
Odruchowo przycisnęłam się bardziej ciałem do Janka, tak jakbym przeczuwała, że niedługo znowu mogę go nie zobaczyć. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach, a jego mięśnie się rozluźniły razem z momentem wypuszczanego powietrza z jego ust.
- Alan złożył donos o pobiciu - mruknął ściszonym głosem, tak abym mogła go usłyszeć.
Mogłam się tego spodziewać. Przymknęłam oczy, chcąc spróbować opanować drżenie swojego ciała.
Mogłam się tego spodziewać. Przymknęłam oczy, chcąc spróbować opanować drżenie swojego ciała.
- Ale ta rewizja... po co oni to robią?
- Powiedział, że dziwnie się zachowuje, więc zrobili mi badania i wykryli trochę tego całego gówna we krwi, a ze względu na moją przeszłość i kartotekę myślą, że znowu zajmuje się dealerką i teraz szukają towaru - zaśmiał się ironicznie, ale po jego twarzy było widać, że wcale go to tak nie bawiło. Tak jakby nie był do końca pewny, czy czasem gdzieś czegoś nie zostawił na widoku. W końcu to jego dom, a nie zawsze myśli się o tych najgorszych przypadkach, kiedy policja może przyjść ci do domu i przewracać go dosłownie na drugą stronę.
- Co im powiedziałeś? - zagryzłam nerwowo wargę, marszcząc mocno brwi.
- Że to bzdura - spojrzał na mnie znacząco.
- Ale...
- Jeśli bym się przyznał znowu wpakowaliby mnie do więzienia, bo wyszedłem stamtąd na pewnych warunkach - wzruszył ramionami - A tak to może jeszcze trochę powalczę - zaśmiał się cicho, robiąc kilka kroków do przodu, zostawiając mnie samą przy kanapie.
- Tomek chodź do drugiego pokoju od schodów, znalazłem coś.
Moje nogi w sekundę zrobiły się jak z waty, słysząc ciężki głos jednego z funkcjonariuszy. Nie byłam w stanie nawet podejść do Janka, mimo że potrzebowałam złapać go za rękę. Szatyn za wszelką cenę próbował utrzymać kamienny wyraz twarzy, tak jakby nie obchodziło go co się zaraz stanie, ale jego oczy wszystko zdradzały. Denerwował się. Spojrzał niepewnie w stronę drzwi, a następnie na mnie, chcąc sprawdzić moją reakcje. Puścił do mnie oczko, próbując rozluźnić sytuacje, ale mi nie było wcale do śmiechu. Byłam zła. Zła na niego, na Alana, a najbardziej na siebie. Gdybym nie była taka głupia i samolubna, nie doprowadziłabym do zdrady, dzięki czemu nie doszłoby do pobicia i tej głupiej rewizji, przez którą pojawiło się jeszcze więcej kłopotów.
Moje nogi w sekundę zrobiły się jak z waty, słysząc ciężki głos jednego z funkcjonariuszy. Nie byłam w stanie nawet podejść do Janka, mimo że potrzebowałam złapać go za rękę. Szatyn za wszelką cenę próbował utrzymać kamienny wyraz twarzy, tak jakby nie obchodziło go co się zaraz stanie, ale jego oczy wszystko zdradzały. Denerwował się. Spojrzał niepewnie w stronę drzwi, a następnie na mnie, chcąc sprawdzić moją reakcje. Puścił do mnie oczko, próbując rozluźnić sytuacje, ale mi nie było wcale do śmiechu. Byłam zła. Zła na niego, na Alana, a najbardziej na siebie. Gdybym nie była taka głupia i samolubna, nie doprowadziłabym do zdrady, dzięki czemu nie doszłoby do pobicia i tej głupiej rewizji, przez którą pojawiło się jeszcze więcej kłopotów.
- Przepraszam - jęknęłam zrozpaczona, nie odrywając od niego wzroku.
- Niby za co - zmarszczył nos, podchodząc do mnie blisko.
- Za wszystko, naprawdę przepraszam - przyłożyłam rękę do gorącego czoła, spoglądając w stronę drzwi, bojąc się, że w każdej chwili funkcjonariusze mogą wejść do pokoju, skuć go w kajdanki i cała historia się powtórzy.
W salonie rozeszło się odchrząkniecie, na co zwróciliśmy swoje głowy w stronę progu, gdzie stał grubszy policjant z trzema małymi woreczkami jakiegoś proszku w ręce.
- To jest moje! - prawie wykrzyknęłam, robiąc krok przed Janka.
Wszyscy unieśli brwi do góry, spoglądając na mnie pytająco.
- Wiadomo, że to moje - szatyn spiorunował mnie wzrokiem. - Ale to jest stare. W tym domu nikt nie mieszkał podczas mojej nieobecności, a ja po powrocie nie traciłem czasu na porządki - wzruszył ramionami.
Tak, to było całkiem przekonywujące. Ponadto postawa Janka w tym momencie sprawiała jeszcze większe wrażenie tego, że teraz nie ma nic z tym wspólnego. Zachowywał się normalnie, nie robił z siebie cwaniaka jak to ma w zwyczaju. Tylko szkoda, że to czyste kłamstwo.
- Doprawdy? Zabierzemy sobie te cudeńka i wszystko zostanie dokładnie sprawdzone, i połączone z wynikami twoich badań - facet schował narkotyki w jedną większą torbę.
- Za pobicie i tak odpowiesz i coś mi się widzi, że nie będzie to łagodna kara. Dobrze znasz zasady na jakich wyszedłeś wcześniej z więzienia i zdążyłeś je złamać w ciągu dwóch, trzech miesięcy? - drugi policjant ułożył ręce na biodra, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- A jeśli okaże się, że on nikogo nie pobił? - znowu się odezwałam, przez co zostałam pociągnięta przez Janka do tyłu tak, że dotykałam plecami jego klatki piersiowej.
- Zamknij się - wysyczał cicho przez zaciśnięte zęby, prosto do mojego ucha.
- Pokrzywdzony sam przyszedł i złożył zeznania, a jego obrażenia nie wyglądały na namalowane.
- Co mu za to grozi?
Ręka Janka zacisnęła się na moim biodrze, przez co uderzyłam go delikatnie z łokcia w bok.
- Od sześciu miesięcy do półtora roku.
Zamilkłam czując, że serce podchodzi mi do gardła. Stałam chwilę w miejscu próbując oswoić się z tą informacją, ale to było dla mnie zbyt wiele. Nie spoglądając na nikogo skierowałam się do wyjścia z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Musiałam wyjść na świeże powietrze, inaczej bym tam upadła. Na samą myśl, że Janek może wrócić do więzienia na chociażby trzy tygodnie, włosy jeżą mi się na karku.
Usiadłam na lodowatym schodku, nie zważając na to, że mogę zachorować. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów, wyciągając z opakowania jednego. Odpaliłam go zwinnie zapalniczką, którą trzymałam w drugiej kieszeni. Zaciągnęłam się porządnie, ale to sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej niż chwilę temu. Wypuściłam dym do góry, patrząc jak rozchodzi się na wszystkie strony, zanikając w szybkim tempie.
- Nawet wyjazd za granicę i ucieczka nie powstrzyma wyroku jaki ci grozi - drzwi od mieszkania otworzyły się i na zewnątrz wyszli policjanci, nawet nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Przeszli do swojej furgonetki, wchodząc do środka i po chwili odjechali. Patrzyłam w stronę, w którą się skierowali, jednocześnie bawiąc fajką w ręce, która za chwilę wylądowała na ziemi.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie palić tego gówna? - warknięcie Janka, wyrwało mnie z rozmyśleń.
Spojrzałam na niego, nic nie odpowiadając. Może sobie mówić kolejne milion, ale i tak go nie posłucham. Nie będę robiła to czego on chce, skoro sam gdybym ja go o to prosiła, olałby sprawę.
- Oddaj mi paczkę - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Nie.
Jego twarz stężała, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Nie wiem czy on to rozumie, ale są teraz ważniejsze sprawy, niż palenie przeze mnie papierosów, co i tak zdarza się tylko w sytuacjach, kiedy jestem zdenerwowana.
Janek pochylił się nade mną, wsuwając, a raczej przeciskając siłą rękę do kieszeni mojej kurtki w celu znalezienia fajek.
- Zostaw to - rzuciłam, widząc w jego ręce opakowanie, które i tak było prawie puste.
- To sobie weź - mruknął, wrzucając je za gumkę swoich spodni.
Uniosłam jedną brew do góry, prychając. Naprawdę nie byłam w nastroju do żartów. Nie mam pojęcia dlaczego jest mu tak bardzo obojętny fakt, że zaraz znowu może stracić wolność, którą teraz ma. Myślałam, że trzy lata wystarczyło, by mieć tego dość i robić wszystko, by nie musieć wracać do tego miejsca nigdy więcej. Sam najlepiej wie jak mu się tam żyło, więc nie sądzę, że wizja wracania tam na kolejny rok jest dla niego przyjemna. Gra przede mną twardziela.
- Po co tak właściwie czekałaś pod moim domem? - zapytał, krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej.
Wzruszyłam ramionami, podnosząc się z zimnego schodka.
- Chciałam porozmawiać, przeprosić.
- Nie chce żadnych przeprosin - mruknął sucho, kręcąc głową.
Tego się obawiałam. Że przyjdę do niego do domu i wszystko co chciałam mu powiedzieć, co miałam świetnie przemyślane w drodze tutaj, nagle gdzieś zniknie.
W ciągu dwóch dni, które spędziłam sama ze sobą, przemyślałam sobie kilka spraw. Uświadomiłam sobie, jak wielki błąd popełniłam. Żyłam w toksycznym związku, ale byłam na tyle zapatrzona w Alana, że nie potrafiłam zauważyć tego, że wszystko jest nie takie jakie powinno być. Najgorszy jest fakt, że pewnie gdyby nie ostatnie wydarzenia, nadal bym w tym tkwiła, do momentu aż nie wytrzymałabym psychicznie.
- Możemy chociaż porozmawiać? - spytałam, zagryzając wewnętrzną stronę policzka.
- Ale o czym, skoro wszystko jest jasne?
- Co masz na myśli?
- Los dał nam kilka szans, ale każdą zmarnowaliśmy, więc to chyba jest znak, że najzwyczajniej w świecie do siebie nie pasujemy - wzruszył ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Spuściłam głowę, wlepiając wzrok w czubki swoich butów. Nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Prosić o przebaczenie? Przepraszać za to, że nie zauważyłam jak bardzo starał się zwrócić na siebie uwagę, a ja mimo wszystko nie zauważałam jego gestów, a za to leciałam jak pies do Alana, który traktował mnie jak jakąś bezwartościową rzecz?
Wiem, że powinnam walczyć, zasypywać go teraz argumentami, tłumaczyć się dlaczego nie potrafiłam zrezygnować z Alana, ale nie umiem. Wszystko spadło na mnie zbyt szybko, rany są jeszcze zbyt świeże, by siedzieć w nich i je rozgrzebywać.
- Wiesz jak się poczułem, kiedy po tym wszystkim w hotelowym pokoju ty i tak rzuciłaś się na kolana przed Alanem, żeby wytrzeć krew z jego nosa, mimo że chwilę wcześniej nazywał cię w mało odpowiedni sposób, chyba nie muszę przypominać jaki? - mruknął z wyrzutem, na co podniosłam głowę, patrząc na niego zmieszana.
Cholera, ma racje. Ty tępa głupia idiotko.
- Nie chciałam go stracić.
Teraz nie chcę stracić ciebie.
- Czyli żałujesz, że cię przyłapał? - zaśmiał się ironicznie, wchodząc powoli na schody.
- Nie - pokręciłam przecząco głową. Westchnęłam cicho, podnosząc na niego wzrok.
Mi jest naprawdę z tym wszystkim ciężko, tym bardziej, że byłam przywiązana do Alana. Nie jest tak łatwo odciąć się od kogoś z dnia na dzień. To były dwa długie lata, które z nim przeżyłam i nie da się zamknąć niektórych spraw tak o, i już. A szkoda.
Perspektywa Janka:
Przejechałem językiem po swoich górnych zębach, spoglądając w niebo. Wsunąłem ręce do kieszeni swoich spodni, gryząc się w język przed kąśliwymi słowami, które cisnęły się do wyjścia.
- Dystans. Zachowajmy między nami dystans - mruknąłem, spoglądając na szatynkę.
Jej oczy były wbite w ziemię, a ręce obejmowały ramiona z powodu nieprzyjemnej temperatury, która panowała na zewnątrz. Na jej twarzy widać oznaki co najmniej kilku nieprzespanych i przepłakanych nocy. Płakała po stracie Alana?
Pokiwała twierdząco głową, podnosząc na mnie wzrok. Jej oczy sprawiły, że moje skamieniałe serce zaczęło się krajać, ale pozostałem nieugięty.
Odwróciła się na pięcie, kierując w stronę furtki, widocznie uznając, że zakończyłem rozmowę.
- Zaczekaj - mruknąłem, otrzymując dzięki temu kolejne bolesne spojrzenie z jej strony.
- Tak?
- Wejdź - westchnąłem, otwierając drzwi do swojego domu.
Popatrzyła na mnie podejrzliwie, nie ruszając się z miejsca.
- Mówiłeś, że mamy zachować dystans...
- Wiem co mówiłem - przerwałem jej, wskazując ruchem ręki aby weszła do domu.
Szatynka, skierowała się do mieszkania, przechodząc niepewnie przez próg. Zatrzasnąłem za nami drzwi, rozpinając jednocześnie kurtkę. Przeszedłem za nią do salonu, tak samo jak ona siadając w fotelu.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, a każdy z nas zastanawiał się nad zupełnie innymi rzeczami. Ukradkiem spoglądałem na Anie, która desperacko zagryzała swoją wargę, marszcząc przy tym delikatnie czoło.
- C...
- M...
Zaczęliśmy w tym samym momencie, spoglądając na siebie. Kiwnąłem do niej głową, na znak, żeby powiedziała pierwsza, pochylając się do przodu.
- Chcę jakoś odkręcić sprawę z Alanem - zaczęła, splątując palce swoich dłoni w jedną całość. - Pójdę do niego, poproszę, żeby wycofał zeznania, póki sprawa nie zaszła aż tak daleko.
Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jej zakłopotanie moją osobą, przez co nawet nie spoglądała w moje oczy.
- Ostatnie czego chcę, to żebyś utrzymywała z nim kontakt. Poradzę sobie.
- Co zrobisz?
- Odpowiem za wszystko.
- Więzieniem? - spojrzała na mnie rozżalona.
- Jeśli taka będzie potrzeba - wzruszyłem ramionami.
- Nie żartuj - wywróciła oczami, opadając z impetem plecami na oparcie fotela.
- Wygląda jakbym żartował? - odparłem z poważną miną.
Jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Ewidentnie chciała jeszcze coś dopowiedzieć, ale wahała się o czym świadczyły jej dłonie co jakiś czas zaciskające się na kolanach.
- Przecież nie chcesz sobie zmarnować życia.
Zaśmiałem się cicho wstając, by rozprostować nogi.
- Nie musisz się o mnie martwić, kochanie.
- Dobrze panie samowystarczalny - mruknęła ironicznie, pochylając się do przodu, spuszczając przy tym swoje długie włosy w dół.
Perspektywa Ani:
- Chcesz czegoś do picia? - wtrącił zupełnie zmieniając temat.
Zarzuciłam włosy na plecy, podnosząc się z miejsca.
- Tak, ale zrobię sobie sama - mruknęłam kierując się do kuchni, chcąc chwilę odreagować.
Szatyn i tak skierował się za mną, stając w progu i opierając się o futrynę.
- Gdzie trzymasz herbatę?
- W górnej szafce - kiwnął głową, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
Stanęłam na palcach, by otworzyć półkę, jednak opakowanie z saszetkami było zbyt wysoko bym mogła je sięgnąć. Opuściłam rękę, czując jak ciało chłopaka przyciska się do mojego na tyle blisko, by przez mój brzuch mogły przejść dziwne prądy. Szatyn bezproblemowo zdjął opakowanie kładąc je obok mnie na blacie, jednak nie odsunął się ode mnie, tylko obrócił powoli w swoją stronę. Jeszcze bardziej wcisnęłam się w blat, patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Musimy zachować dystans - mruknął ściszonym głosem prosto do mojego ucha, odgarniając przy tym kosmyk włosów z mojej twarzy.
Złapał za moją dłoń, splatając nasze palce razem, patrząc na nie uważnie. Przybliżył je do swoich ust, składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. Chwile później jak gdyby nic odsunął się ode mnie wychodząc z kuchni z rękoma w kieszeniach spodni.
Zgłupiałam. Ponownie przyłapałam się na drżeniu mojego ciała, które próbowałam opanować, do momentu aż usłyszałam dźwięk gotowanej wody. Wypuściłam ukradkiem powietrze z ust, zalewając herbatę wrzątkiem. Złapałam za karteczkę przymocowaną do nitki, patrząc przed siebie.
***
- Nie mieszaj się w to.
- Mam ciągle siedzieć z założonymi rękoma? - rzuciłam, chodząc nerwowo po pokoju, przemierzając dystans od okna do ściany w kółko.
- Pójdziesz i zbijesz policjantów? - szatyn prychnął, śmiejąc się ze mnie pod nosem.
- Na pewno da się coś z tym zrobić.
- Da się. Ale to nie twój problem, dam sobie radę - spojrzał na mnie znacząco, opadając plecami na łóżko.
Zatrzymałam się spoglądając na niego. Założył ręce za głowę, spoglądając w sufit. Zupełnie nie wyglądał jakby się czymkolwiek przejmował. Był rozluźniony i o ile się nie mylę, co jakiś czas mogłam zauważyć na jego twarzy cień uśmiechu. To chyba ja tutaj za bardzo dramatyzuję, ale z natury jestem człowiekiem, który nie znosi, kiedy jakaś sprawa czeka na wyjaśnienie. Do czasu aż nie dowiem się co dalej, będę konać z nerwów.
- Muszę już wracać do domu - mruknęłam, spoglądając na zegarek.
Na zewnątrz już dawno zrobiło się ciemno.
- Odwiozę cię.
- Przejdę się... pomyślę. - skierowałam się do korytarza.
- Nie będziesz chodziła sama po nocy, już raz zostałaś porwana, pamiętasz? - uniósł brwi do góry, podnosząc się z łózka, idąc zaraz za mną.
- Jeśli musisz to przejdź się ze mną - wzruszyłam ramionami, wsuwając buty na swoje nogi.
Ciche westchnięcie chłopaka rozeszło się po pomieszczeniu, po czym podszedł do niewielkiej szafki stojącej pod ścianą, wyciągając z niej ciepła bluzę, podając mi ją jednym ruchem ręki.
- Załóż ją, jest zimno.
- Dzięki - nie protestowałam, uśmiechając się delikatnie. Wciągnęłam przez głowę jego bluzę, naciągając rękawy na swoje dłonie. Nacisnęłam na klamkę wychodząc na zewnątrz.
Rzeczywiście jest zimno. Nieprzyjemnie.
- Jesteś pewna, że nie wolisz pojechać samochodem? To kawał drogi - rzucił, zamykając dom na klucz.
- Chce się przejść, mam już dość ciągłego wożenia swojej dupy gdziekolwiek - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, mając nadzieję, że to ogrzeje mnie trochę bardziej.
- Czego tylko zapragniesz - mrugnął do mnie okiem, naciągając kaptur na głowę.
Większość drogi minęła nam w zupełnej ciszy. Każde z nas tak jakby ponownie dzisiejszego dnia pogrążyło się w swoich myślach. Nie czułam skrępowania ani potrzeby mówienia czegokolwiek. Cały czas miałam wrażenie, że myślimy o tych samych rzeczach, więc nie musimy o tym mówić. Szliśmy w sporej odległości od siebie, aby żadne z nas przypadkowo nie dotknęło swojego ramienia, lub ręki.
Przekręciłam głowę w bok spoglądając na Janka, który szedł z rękoma w kieszeni, wpatrzony w chodnik przed sobą. Miarowo zaciskał i rozluźniał swoją szczękę co było doskonale widoczne po jego kościach policzkowych. Oblizałam powoli usta, wzdychając cicho.
- Chcę, żebyś ułożyła sobie życie na nowo - zaczął bez zbędnego przygotowania.
Nie zwolniłam tempa, idąc nadal dużymi krokami przed siebie.
- To nie jest takie łatwe - zaśmiałam się cicho, wzruszając bezradnie ramionami.
- Wiem, ale nie masz wyboru.
- Odcięłam się od Alana, więc to już połowa sukcesu - uśmiechnęłam się sztucznie, spuszczając wzrok na swoje buty.
- To jeszcze ja i będzie całość.
Kątem oka widziałam jak na mnie spogląda.
- Nie chce się od ciebie odcinać.
- Czasem są takie sytuacje, że trzeba.
- Mówisz, jakbyś zamiast do domu miał teraz pójść do więzienia.
- Nie wiadomo, co się wydarzy po drodze.
- Przestań - zatrzymałam się, spoglądając na niego z wyrzutem. - Zachowujesz się jakby ci na tym własnie zależało. Aby tam wrócić.
Janek przeszedł kilka kolejnych kroków do przodu, dopiero po dłuższej chwili obracając się w moją stronę.
- Wiem jakie są realia i jak wygląda postępowanie w takich sprawach - wzruszył obojętnie ramionami.
- Zmieniłeś się, zmarnowałeś - znowu ruszyłam przed siebie, wymijając szatyna szybkim krokiem.
- Pod jakim względem?
- Jest ci zupełnie obojętne, co się stanie, kiedy i jakie będą tego następstwa. Nie zależy ci na niczym.
- A na czym ma mi zależeć? Na świetle w pustym domu? Ciszy w mojej sypialni? - fuknął, dorównując mi kroku.
- Na najzwyklejszym na świecie, normalnym życiu, takim samym jakie ma każdy chłopak w twoim wieku! - podniosłam nieco głos. - A nie, odpuszczać i rezygnować z wolności tylko dlatego, że masz wrażenie, że wszystko idzie nie po twojej myśli - roześmiałam się słysząc, że te słowa nawet głupio brzmią. Przecież on jest młody i może zrobić dosłownie wszystko.
- A, czyli powinienem mieć kochającą mnie żonę, dwójkę małych dzieci i stałą pracę. Nie dla mnie takie rarytasy, nie mam już zamiaru kogoś kochać.
- Ja też i jakoś nie śpieszy mi się do marnowania reszty życia w ciasnej celi za pobicie - zaśmiałam się ironicznie, spoglądając na swój dom, do którego zdążyliśmy dojść.
Szatyn nie odezwał się już słowem, nawet na mnie nie spoglądając.
- Dzięki za dotrzymanie towarzystwa, narazie. - mruknęłam od niechcenia, wchodząc na własne podwórko.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, więc nie czekając dłużej weszłam do domu zatrzaskując za sobą drzwi trochę głośniej niż miałam w zamiarze. Warknęłam głośno pod nosem, czując się mocno sfrustrowana. Przetarłam rękoma twarz, kierując się prosto do łazienki. Zatkałam korkiem wylot w wannie od razu napuszczając do niej ciepłej wody. Mam zamiar wziąć długą kąpiel, by chociaż trochę się zrelaksować i odpocząć.
Zdjęłam z siebie bluzę chłopaka, o której swoją drogą całkowicie zapomniałam. No cóż, raczej nie będzie po niej płakał, skoro nie płacze z powodu powrotu do więzienia. Ściągnęłam bluzkę i spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Usiadłam na obramowaniu wanny, zapatrując się w jeden punkt przez długą chwilę.Wszystkie moje mięśnie były maksymalnie napięte z powodu kumulujących się nerwów dzisiejszego dnia, który wyglądał jak cztery pory roku. Trochę słońca, wiatru, deszczu i śniegu. Matka natura mogłaby zostać moją przyjaciółką.
Sięgnęłam szybko po szlafrok słysząc dzwonek do drzwi. Nie będę ukrywać, że trochę się przestraszyłam, bo nie spodziewałam się nikogo o tej porze. W drodze do drzwi kilka razy przeszło mi przez myśl, że to Alan, przez co wahałam się z ich otworzeniem, ale w końcu to zrobiłam, przekręcając zasuwkę.
Zmarszczyłam brwi, widząc Janka opierającego się ramieniem o futrynę. Nic nie mówiąc zmierzył mnie wzrokiem, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Przyszedłeś po bluzę? - zapytałam, bo to jedyne wytłumaczenie, dlaczego po piętnastu minutach wrócił się do mojego domu.
- Nie - rzucił, wchodząc bezpretensjonalnie do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie spuszczał ze mnie swojego ciemnego wzroku, ciągle świdrując nim moją twarz. Zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, przez co zrobiłam krok do tyłu, napotykając plecami na jedną ze ścian korytarza. Szatyn stanął przede mną, patrząc na mnie z góry.
- Przyszedłem się porządnie pożegnać - mruknął, pochylając się nade mną.
Złożył delikatny pocałunek na mojej szyi, ciągnąc go powoli do góry, aż dotarł do moich ust, na których teraz skupił się najbardziej. Złapał mnie za biodra, przyciągając gwałtownie do siebie. Ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej spinając się jeszcze bardziej niż przed chwilą, chcąc go odepchnąć od swojego ciała, ale kiedy zaczął czule muskać moje wargi całkowicie zmieniłam zdanie. Odpuściłam, zrzucając ręce na jego szyję. Jego ręka kreśliła kółka na moim biodrze, zahaczając ręką o troczek od szlafroka, który zaraz bez pytania odwiązał. Mimo że powinnam, nie protestowałam, czując się mu zupełnie posłuszna. Wszystko co robił, działało na każdy mój zmysł na tyle mocno, bym odpuściła mu najgorsze głupstwo.
Uniosłam się delikatnie na palcach, kiedy ułożył ręce na mój tyłek, ściskając go lekko. Oderwał ode mnie usta, przenosząc je na mój odkryty dekolt.
- Gdzie ten cały dystans o którym wcześniej mówiłeś? - sapnęłam, na co przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Został u mnie w domu - podniósł głowę, puszczając do mnie oczko, jednocześnie ujmując ręką mój podbródek.
_______________________________________________________________________
Zdecydowanie stare zachowanie Janka powróciło. Trochę nerwów, podniesionego głosu, trochę kłótni, ale ostatecznie zadziorne uwodzenie Ani, które jeszcze nigdy nie odniosło porażki.
Co powiecie na to, że Jankowi znowu grozi więzienie?
GRUPA
Zamilkłam czując, że serce podchodzi mi do gardła. Stałam chwilę w miejscu próbując oswoić się z tą informacją, ale to było dla mnie zbyt wiele. Nie spoglądając na nikogo skierowałam się do wyjścia z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Musiałam wyjść na świeże powietrze, inaczej bym tam upadła. Na samą myśl, że Janek może wrócić do więzienia na chociażby trzy tygodnie, włosy jeżą mi się na karku.
Usiadłam na lodowatym schodku, nie zważając na to, że mogę zachorować. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów, wyciągając z opakowania jednego. Odpaliłam go zwinnie zapalniczką, którą trzymałam w drugiej kieszeni. Zaciągnęłam się porządnie, ale to sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej niż chwilę temu. Wypuściłam dym do góry, patrząc jak rozchodzi się na wszystkie strony, zanikając w szybkim tempie.
- Nawet wyjazd za granicę i ucieczka nie powstrzyma wyroku jaki ci grozi - drzwi od mieszkania otworzyły się i na zewnątrz wyszli policjanci, nawet nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
Przeszli do swojej furgonetki, wchodząc do środka i po chwili odjechali. Patrzyłam w stronę, w którą się skierowali, jednocześnie bawiąc fajką w ręce, która za chwilę wylądowała na ziemi.
- Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie palić tego gówna? - warknięcie Janka, wyrwało mnie z rozmyśleń.
Spojrzałam na niego, nic nie odpowiadając. Może sobie mówić kolejne milion, ale i tak go nie posłucham. Nie będę robiła to czego on chce, skoro sam gdybym ja go o to prosiła, olałby sprawę.
- Oddaj mi paczkę - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Nie.
Jego twarz stężała, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Nie wiem czy on to rozumie, ale są teraz ważniejsze sprawy, niż palenie przeze mnie papierosów, co i tak zdarza się tylko w sytuacjach, kiedy jestem zdenerwowana.
Janek pochylił się nade mną, wsuwając, a raczej przeciskając siłą rękę do kieszeni mojej kurtki w celu znalezienia fajek.
- Zostaw to - rzuciłam, widząc w jego ręce opakowanie, które i tak było prawie puste.
- To sobie weź - mruknął, wrzucając je za gumkę swoich spodni.
Uniosłam jedną brew do góry, prychając. Naprawdę nie byłam w nastroju do żartów. Nie mam pojęcia dlaczego jest mu tak bardzo obojętny fakt, że zaraz znowu może stracić wolność, którą teraz ma. Myślałam, że trzy lata wystarczyło, by mieć tego dość i robić wszystko, by nie musieć wracać do tego miejsca nigdy więcej. Sam najlepiej wie jak mu się tam żyło, więc nie sądzę, że wizja wracania tam na kolejny rok jest dla niego przyjemna. Gra przede mną twardziela.
- Po co tak właściwie czekałaś pod moim domem? - zapytał, krzyżując ręce na swojej klatce piersiowej.
Wzruszyłam ramionami, podnosząc się z zimnego schodka.
- Chciałam porozmawiać, przeprosić.
- Nie chce żadnych przeprosin - mruknął sucho, kręcąc głową.
Tego się obawiałam. Że przyjdę do niego do domu i wszystko co chciałam mu powiedzieć, co miałam świetnie przemyślane w drodze tutaj, nagle gdzieś zniknie.
W ciągu dwóch dni, które spędziłam sama ze sobą, przemyślałam sobie kilka spraw. Uświadomiłam sobie, jak wielki błąd popełniłam. Żyłam w toksycznym związku, ale byłam na tyle zapatrzona w Alana, że nie potrafiłam zauważyć tego, że wszystko jest nie takie jakie powinno być. Najgorszy jest fakt, że pewnie gdyby nie ostatnie wydarzenia, nadal bym w tym tkwiła, do momentu aż nie wytrzymałabym psychicznie.
- Możemy chociaż porozmawiać? - spytałam, zagryzając wewnętrzną stronę policzka.
- Ale o czym, skoro wszystko jest jasne?
- Co masz na myśli?
- Los dał nam kilka szans, ale każdą zmarnowaliśmy, więc to chyba jest znak, że najzwyczajniej w świecie do siebie nie pasujemy - wzruszył ramionami, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Spuściłam głowę, wlepiając wzrok w czubki swoich butów. Nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Prosić o przebaczenie? Przepraszać za to, że nie zauważyłam jak bardzo starał się zwrócić na siebie uwagę, a ja mimo wszystko nie zauważałam jego gestów, a za to leciałam jak pies do Alana, który traktował mnie jak jakąś bezwartościową rzecz?
Wiem, że powinnam walczyć, zasypywać go teraz argumentami, tłumaczyć się dlaczego nie potrafiłam zrezygnować z Alana, ale nie umiem. Wszystko spadło na mnie zbyt szybko, rany są jeszcze zbyt świeże, by siedzieć w nich i je rozgrzebywać.
- Wiesz jak się poczułem, kiedy po tym wszystkim w hotelowym pokoju ty i tak rzuciłaś się na kolana przed Alanem, żeby wytrzeć krew z jego nosa, mimo że chwilę wcześniej nazywał cię w mało odpowiedni sposób, chyba nie muszę przypominać jaki? - mruknął z wyrzutem, na co podniosłam głowę, patrząc na niego zmieszana.
Cholera, ma racje. Ty tępa głupia idiotko.
- Nie chciałam go stracić.
Teraz nie chcę stracić ciebie.
- Czyli żałujesz, że cię przyłapał? - zaśmiał się ironicznie, wchodząc powoli na schody.
- Nie - pokręciłam przecząco głową. Westchnęłam cicho, podnosząc na niego wzrok.
Mi jest naprawdę z tym wszystkim ciężko, tym bardziej, że byłam przywiązana do Alana. Nie jest tak łatwo odciąć się od kogoś z dnia na dzień. To były dwa długie lata, które z nim przeżyłam i nie da się zamknąć niektórych spraw tak o, i już. A szkoda.
Perspektywa Janka:
Przejechałem językiem po swoich górnych zębach, spoglądając w niebo. Wsunąłem ręce do kieszeni swoich spodni, gryząc się w język przed kąśliwymi słowami, które cisnęły się do wyjścia.
- Dystans. Zachowajmy między nami dystans - mruknąłem, spoglądając na szatynkę.
Jej oczy były wbite w ziemię, a ręce obejmowały ramiona z powodu nieprzyjemnej temperatury, która panowała na zewnątrz. Na jej twarzy widać oznaki co najmniej kilku nieprzespanych i przepłakanych nocy. Płakała po stracie Alana?
Pokiwała twierdząco głową, podnosząc na mnie wzrok. Jej oczy sprawiły, że moje skamieniałe serce zaczęło się krajać, ale pozostałem nieugięty.
Odwróciła się na pięcie, kierując w stronę furtki, widocznie uznając, że zakończyłem rozmowę.
- Zaczekaj - mruknąłem, otrzymując dzięki temu kolejne bolesne spojrzenie z jej strony.
- Tak?
- Wejdź - westchnąłem, otwierając drzwi do swojego domu.
Popatrzyła na mnie podejrzliwie, nie ruszając się z miejsca.
- Mówiłeś, że mamy zachować dystans...
- Wiem co mówiłem - przerwałem jej, wskazując ruchem ręki aby weszła do domu.
Szatynka, skierowała się do mieszkania, przechodząc niepewnie przez próg. Zatrzasnąłem za nami drzwi, rozpinając jednocześnie kurtkę. Przeszedłem za nią do salonu, tak samo jak ona siadając w fotelu.
Siedzieliśmy w kompletnej ciszy, a każdy z nas zastanawiał się nad zupełnie innymi rzeczami. Ukradkiem spoglądałem na Anie, która desperacko zagryzała swoją wargę, marszcząc przy tym delikatnie czoło.
- C...
- M...
Zaczęliśmy w tym samym momencie, spoglądając na siebie. Kiwnąłem do niej głową, na znak, żeby powiedziała pierwsza, pochylając się do przodu.
- Chcę jakoś odkręcić sprawę z Alanem - zaczęła, splątując palce swoich dłoni w jedną całość. - Pójdę do niego, poproszę, żeby wycofał zeznania, póki sprawa nie zaszła aż tak daleko.
Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jej zakłopotanie moją osobą, przez co nawet nie spoglądała w moje oczy.
- Ostatnie czego chcę, to żebyś utrzymywała z nim kontakt. Poradzę sobie.
- Co zrobisz?
- Odpowiem za wszystko.
- Więzieniem? - spojrzała na mnie rozżalona.
- Jeśli taka będzie potrzeba - wzruszyłem ramionami.
- Nie żartuj - wywróciła oczami, opadając z impetem plecami na oparcie fotela.
- Wygląda jakbym żartował? - odparłem z poważną miną.
Jej twarz wykrzywiła się w grymasie. Ewidentnie chciała jeszcze coś dopowiedzieć, ale wahała się o czym świadczyły jej dłonie co jakiś czas zaciskające się na kolanach.
- Przecież nie chcesz sobie zmarnować życia.
Zaśmiałem się cicho wstając, by rozprostować nogi.
- Nie musisz się o mnie martwić, kochanie.
- Dobrze panie samowystarczalny - mruknęła ironicznie, pochylając się do przodu, spuszczając przy tym swoje długie włosy w dół.
Perspektywa Ani:
- Chcesz czegoś do picia? - wtrącił zupełnie zmieniając temat.
Zarzuciłam włosy na plecy, podnosząc się z miejsca.
- Tak, ale zrobię sobie sama - mruknęłam kierując się do kuchni, chcąc chwilę odreagować.
Szatyn i tak skierował się za mną, stając w progu i opierając się o futrynę.
- Gdzie trzymasz herbatę?
- W górnej szafce - kiwnął głową, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
Stanęłam na palcach, by otworzyć półkę, jednak opakowanie z saszetkami było zbyt wysoko bym mogła je sięgnąć. Opuściłam rękę, czując jak ciało chłopaka przyciska się do mojego na tyle blisko, by przez mój brzuch mogły przejść dziwne prądy. Szatyn bezproblemowo zdjął opakowanie kładąc je obok mnie na blacie, jednak nie odsunął się ode mnie, tylko obrócił powoli w swoją stronę. Jeszcze bardziej wcisnęłam się w blat, patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Musimy zachować dystans - mruknął ściszonym głosem prosto do mojego ucha, odgarniając przy tym kosmyk włosów z mojej twarzy.
Złapał za moją dłoń, splatając nasze palce razem, patrząc na nie uważnie. Przybliżył je do swoich ust, składając na jej wierzchu delikatny pocałunek. Chwile później jak gdyby nic odsunął się ode mnie wychodząc z kuchni z rękoma w kieszeniach spodni.
Zgłupiałam. Ponownie przyłapałam się na drżeniu mojego ciała, które próbowałam opanować, do momentu aż usłyszałam dźwięk gotowanej wody. Wypuściłam ukradkiem powietrze z ust, zalewając herbatę wrzątkiem. Złapałam za karteczkę przymocowaną do nitki, patrząc przed siebie.
***
- Nie mieszaj się w to.
- Mam ciągle siedzieć z założonymi rękoma? - rzuciłam, chodząc nerwowo po pokoju, przemierzając dystans od okna do ściany w kółko.
- Pójdziesz i zbijesz policjantów? - szatyn prychnął, śmiejąc się ze mnie pod nosem.
- Na pewno da się coś z tym zrobić.
- Da się. Ale to nie twój problem, dam sobie radę - spojrzał na mnie znacząco, opadając plecami na łóżko.
Zatrzymałam się spoglądając na niego. Założył ręce za głowę, spoglądając w sufit. Zupełnie nie wyglądał jakby się czymkolwiek przejmował. Był rozluźniony i o ile się nie mylę, co jakiś czas mogłam zauważyć na jego twarzy cień uśmiechu. To chyba ja tutaj za bardzo dramatyzuję, ale z natury jestem człowiekiem, który nie znosi, kiedy jakaś sprawa czeka na wyjaśnienie. Do czasu aż nie dowiem się co dalej, będę konać z nerwów.
- Muszę już wracać do domu - mruknęłam, spoglądając na zegarek.
Na zewnątrz już dawno zrobiło się ciemno.
- Odwiozę cię.
- Przejdę się... pomyślę. - skierowałam się do korytarza.
- Nie będziesz chodziła sama po nocy, już raz zostałaś porwana, pamiętasz? - uniósł brwi do góry, podnosząc się z łózka, idąc zaraz za mną.
- Jeśli musisz to przejdź się ze mną - wzruszyłam ramionami, wsuwając buty na swoje nogi.
Ciche westchnięcie chłopaka rozeszło się po pomieszczeniu, po czym podszedł do niewielkiej szafki stojącej pod ścianą, wyciągając z niej ciepła bluzę, podając mi ją jednym ruchem ręki.
- Załóż ją, jest zimno.
- Dzięki - nie protestowałam, uśmiechając się delikatnie. Wciągnęłam przez głowę jego bluzę, naciągając rękawy na swoje dłonie. Nacisnęłam na klamkę wychodząc na zewnątrz.
Rzeczywiście jest zimno. Nieprzyjemnie.
- Jesteś pewna, że nie wolisz pojechać samochodem? To kawał drogi - rzucił, zamykając dom na klucz.
- Chce się przejść, mam już dość ciągłego wożenia swojej dupy gdziekolwiek - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, mając nadzieję, że to ogrzeje mnie trochę bardziej.
- Czego tylko zapragniesz - mrugnął do mnie okiem, naciągając kaptur na głowę.
Większość drogi minęła nam w zupełnej ciszy. Każde z nas tak jakby ponownie dzisiejszego dnia pogrążyło się w swoich myślach. Nie czułam skrępowania ani potrzeby mówienia czegokolwiek. Cały czas miałam wrażenie, że myślimy o tych samych rzeczach, więc nie musimy o tym mówić. Szliśmy w sporej odległości od siebie, aby żadne z nas przypadkowo nie dotknęło swojego ramienia, lub ręki.
Przekręciłam głowę w bok spoglądając na Janka, który szedł z rękoma w kieszeni, wpatrzony w chodnik przed sobą. Miarowo zaciskał i rozluźniał swoją szczękę co było doskonale widoczne po jego kościach policzkowych. Oblizałam powoli usta, wzdychając cicho.
- Chcę, żebyś ułożyła sobie życie na nowo - zaczął bez zbędnego przygotowania.
Nie zwolniłam tempa, idąc nadal dużymi krokami przed siebie.
- To nie jest takie łatwe - zaśmiałam się cicho, wzruszając bezradnie ramionami.
- Wiem, ale nie masz wyboru.
- Odcięłam się od Alana, więc to już połowa sukcesu - uśmiechnęłam się sztucznie, spuszczając wzrok na swoje buty.
- To jeszcze ja i będzie całość.
Kątem oka widziałam jak na mnie spogląda.
- Nie chce się od ciebie odcinać.
- Czasem są takie sytuacje, że trzeba.
- Mówisz, jakbyś zamiast do domu miał teraz pójść do więzienia.
- Nie wiadomo, co się wydarzy po drodze.
- Przestań - zatrzymałam się, spoglądając na niego z wyrzutem. - Zachowujesz się jakby ci na tym własnie zależało. Aby tam wrócić.
Janek przeszedł kilka kolejnych kroków do przodu, dopiero po dłuższej chwili obracając się w moją stronę.
- Wiem jakie są realia i jak wygląda postępowanie w takich sprawach - wzruszył obojętnie ramionami.
- Zmieniłeś się, zmarnowałeś - znowu ruszyłam przed siebie, wymijając szatyna szybkim krokiem.
- Pod jakim względem?
- Jest ci zupełnie obojętne, co się stanie, kiedy i jakie będą tego następstwa. Nie zależy ci na niczym.
- A na czym ma mi zależeć? Na świetle w pustym domu? Ciszy w mojej sypialni? - fuknął, dorównując mi kroku.
- Na najzwyklejszym na świecie, normalnym życiu, takim samym jakie ma każdy chłopak w twoim wieku! - podniosłam nieco głos. - A nie, odpuszczać i rezygnować z wolności tylko dlatego, że masz wrażenie, że wszystko idzie nie po twojej myśli - roześmiałam się słysząc, że te słowa nawet głupio brzmią. Przecież on jest młody i może zrobić dosłownie wszystko.
- A, czyli powinienem mieć kochającą mnie żonę, dwójkę małych dzieci i stałą pracę. Nie dla mnie takie rarytasy, nie mam już zamiaru kogoś kochać.
- Ja też i jakoś nie śpieszy mi się do marnowania reszty życia w ciasnej celi za pobicie - zaśmiałam się ironicznie, spoglądając na swój dom, do którego zdążyliśmy dojść.
Szatyn nie odezwał się już słowem, nawet na mnie nie spoglądając.
- Dzięki za dotrzymanie towarzystwa, narazie. - mruknęłam od niechcenia, wchodząc na własne podwórko.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, więc nie czekając dłużej weszłam do domu zatrzaskując za sobą drzwi trochę głośniej niż miałam w zamiarze. Warknęłam głośno pod nosem, czując się mocno sfrustrowana. Przetarłam rękoma twarz, kierując się prosto do łazienki. Zatkałam korkiem wylot w wannie od razu napuszczając do niej ciepłej wody. Mam zamiar wziąć długą kąpiel, by chociaż trochę się zrelaksować i odpocząć.
Zdjęłam z siebie bluzę chłopaka, o której swoją drogą całkowicie zapomniałam. No cóż, raczej nie będzie po niej płakał, skoro nie płacze z powodu powrotu do więzienia. Ściągnęłam bluzkę i spodnie, pozostając w samej bieliźnie. Usiadłam na obramowaniu wanny, zapatrując się w jeden punkt przez długą chwilę.Wszystkie moje mięśnie były maksymalnie napięte z powodu kumulujących się nerwów dzisiejszego dnia, który wyglądał jak cztery pory roku. Trochę słońca, wiatru, deszczu i śniegu. Matka natura mogłaby zostać moją przyjaciółką.
Sięgnęłam szybko po szlafrok słysząc dzwonek do drzwi. Nie będę ukrywać, że trochę się przestraszyłam, bo nie spodziewałam się nikogo o tej porze. W drodze do drzwi kilka razy przeszło mi przez myśl, że to Alan, przez co wahałam się z ich otworzeniem, ale w końcu to zrobiłam, przekręcając zasuwkę.
Zmarszczyłam brwi, widząc Janka opierającego się ramieniem o futrynę. Nic nie mówiąc zmierzył mnie wzrokiem, nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Przyszedłeś po bluzę? - zapytałam, bo to jedyne wytłumaczenie, dlaczego po piętnastu minutach wrócił się do mojego domu.
- Nie - rzucił, wchodząc bezpretensjonalnie do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nie spuszczał ze mnie swojego ciemnego wzroku, ciągle świdrując nim moją twarz. Zbliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, przez co zrobiłam krok do tyłu, napotykając plecami na jedną ze ścian korytarza. Szatyn stanął przede mną, patrząc na mnie z góry.
- Przyszedłem się porządnie pożegnać - mruknął, pochylając się nade mną.
Złożył delikatny pocałunek na mojej szyi, ciągnąc go powoli do góry, aż dotarł do moich ust, na których teraz skupił się najbardziej. Złapał mnie za biodra, przyciągając gwałtownie do siebie. Ułożyłam ręce na jego klatce piersiowej spinając się jeszcze bardziej niż przed chwilą, chcąc go odepchnąć od swojego ciała, ale kiedy zaczął czule muskać moje wargi całkowicie zmieniłam zdanie. Odpuściłam, zrzucając ręce na jego szyję. Jego ręka kreśliła kółka na moim biodrze, zahaczając ręką o troczek od szlafroka, który zaraz bez pytania odwiązał. Mimo że powinnam, nie protestowałam, czując się mu zupełnie posłuszna. Wszystko co robił, działało na każdy mój zmysł na tyle mocno, bym odpuściła mu najgorsze głupstwo.
Uniosłam się delikatnie na palcach, kiedy ułożył ręce na mój tyłek, ściskając go lekko. Oderwał ode mnie usta, przenosząc je na mój odkryty dekolt.
- Gdzie ten cały dystans o którym wcześniej mówiłeś? - sapnęłam, na co przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Został u mnie w domu - podniósł głowę, puszczając do mnie oczko, jednocześnie ujmując ręką mój podbródek.
_______________________________________________________________________
Zdecydowanie stare zachowanie Janka powróciło. Trochę nerwów, podniesionego głosu, trochę kłótni, ale ostatecznie zadziorne uwodzenie Ani, które jeszcze nigdy nie odniosło porażki.
Co powiecie na to, że Jankowi znowu grozi więzienie?
GRUPA
Lecę czytać 💕 napewno będzie mega 💪 💕
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Myślę że Janek, jednak zmądrzeje i będzie próbował uniknąć więzienia.
OdpowiedzUsuńŚwietny. Mam nadzieję że się z tego wyratuje
OdpowiedzUsuńSuper rozdział 💕 💕 💕
OdpowiedzUsuńNie wiem co bym bez tego opowiadania zrobiła. Tyle osób przez nie poznałam i tyle się nauczyłam. Kocham i jeszcze raz kocham
OdpowiedzUsuńJak zwykle cudny rozdział :) Mam nadzieję że nie pójdzie do więzienia :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Jankowi uda się uniknąć więzienia i że wkońcu zdadzą sobie sprawe z tego że są dla siebie stworzeni 😻 czejam na nexta
OdpowiedzUsuńJanek nie może znowu trafić do więzienia ����
OdpowiedzUsuńAle rozdział ogółem mega! ��❤
Cudowny!! Pisz szybko nastepny Ania! :)
OdpowiedzUsuńNie tylko nie więzienie!!! Ps super rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzy on może wreście pomyśleć i zobaczyć że Ania się o niego martwi i zależy jej ! Boże 😂 Świetny rozdział 💕 Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńJejku nareszcie <3 Lecę czytać
OdpowiedzUsuńJest super :**
OdpowiedzUsuńSuper rozdział 😊 Jestem ciekawa, co będzie dalej. Sądzę, że Janek nie trafi do więzienia, to będzie miało jakieś ciekawe rozwinięcie - uwielbiam Twoje zwroty akcji i sądzę, że będzie mega! Czekam na następny rozdział, który, mam nadzieję, pojawi się jak najprędzej tylko się da. Lecz pamiętaj, nic na siłę Aniu! Prawdziwi 'fani' Twojego opowiadania poczekają! 😍👍👌❤
OdpowiedzUsuńanotherstory-jas.blogspot.com
1. Niesamowity rozdział.
OdpowiedzUsuń2. Janek nie powinien trafić do więzienia, mam nadzieję, że to się jakoś wyjaśni.
3. Piszesz megaa zwroty akcji.
4. Twoje ff świetnie się czyta i nie rezygnuj z niego ;)
5. Mega dużo weny Tobie życzę Aniu! ☺ ♥
J.
Dawno tu nie byłam a już wszystko nadrobione XD
OdpowiedzUsuńMasz mega talent oby więcej takich rozdziałów <3
Boże kocham ten ff jest najlepszy i ty też 💕💕 mam nadzieję że Janek będzie z Anią i ze nie pujdzie do więzienia 💖💞 mega rozdział 💪💪❤❤
OdpowiedzUsuńŚwietne.. Kc ich <3333333 I ciebie Ania też za to, że nam takie świetne opowiadanie piszesz <3333333
OdpowiedzUsuń