- Daje ci tylko to i spadam, bo szef mnie zabije jeśli nie zrealizuję dzisiaj wszystkich zamówień, a sama wiesz, która jest już godzina - Oliwier wcisnął w moją rękę jedną, zupełnie taką samą różę jaką kiedyś dostarczał mi codziennie.
Popatrzyłam na nią pustym wzrokiem i uniosłam prawą brew do góry.
- Co to jest?
- Róża - stwierdził, zbiegając ze schodów i jednocześnie przeglądając jakieś papiery.
- To żart prawda?
Brunet odwrócił się w moją stronę, rozkładając bezradnie ręce. Uśmiechnął się do mnie smutno, wsiadając do swojego samochodu. Machnął do mnie ręką na pożegnanie, zanim szybko ruszył z podjazdu zostawiając mnie nadal stojącą jak słup soli w progu. Kolejny raz spojrzałam na różę i prychając rzuciłam ją na trawnik. Cofnęłam się do korytarza i zatrzasnęłam za sobą z hukiem drzwi. Jeśli wysłał ją po to, żeby zrobić mi na złość to jest niepoważny. Sprawił, że cały strach, który wtedy czułam wrócił i znowu znalazł miejsce na mojej klatce piersiowej, pozostawiając tam niesamowity ciężar. Zanim zdążyłam dojść do salonu w domu znowu rozległ dźwięk dzwonka. Wróciłam się niechętnie i nacisnęłam na klamkę.
- Nie spodobał ci się prezent? - Janek wskazał ruchem głowy na trawnik.
Zignorowałam go i pchnęłam drzwi, by same się zamknęły przed jego nosem. Weszłam do salonu i położyłam się na kanapie, którą zajmowałam zanim Oliwier zmusił mnie do podniesienia się z miejsca. Owinęłam się kocem po samą szyję, wtuliłam policzek w poduszkę i powróciłam do oglądania jakiegoś serialu w telewizji.
- Nie cieszysz się, że wróciłem?
Usłyszałam głos Janka za swoimi plecami, ale nie miałam zamiaru na niego spoglądać. Przymknęłam oczy, by resztkami cierpliwości powstrzymać się przed wybuchnięciem.
Szatyn przeszedł koło kanapy, siadając obok moich nóg. Ułożył swoją rękę na moim ramieniu, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Daj mi spokój - westchnęłam, przekręcając się na drugi bok.
Jego zachowanie jest naprawdę szczeniackie. Już tyle razy mówiłam mu i udowadniałam, że nienawidzę żyć w niepewności. On doskonale o tym wiedział, ale mimo wszystko zrobił po swojemu.
- Wiem, że nie tego oczekiwałaś - skrzywił się.
Wygramoliłam się spod koca i zostawiając go niedbale rozwalonego na podłodze, skierowałam się na górę. Przyśpieszyłam kroku, kiedy usłyszałam, że Janek tak samo podnosi się z kanapy i idzie prosto za mną. Zatrzasnęłam za sobą drzwi od łazienki i przekręciłam zamek, zanim zdążył pociągnąć za klamkę.
- Ania, nie wygłupiaj się - uderzył ręką w drewno.
- Powiedziałam, żebyś dał mi spokój - mruknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Daj mi wytłumaczyć całą ta głupią sprawę - kolejny raz szarpnął za klamkę.
Odkręciłam wodę w umywalce, by nie słyszeć tego co do mnie mówi. Dwa dni nie było go w domu i nie dał mi żadnej wiadomości. Gdyby nie esemes do Oliwiera pewnie nawet nie wiedziałabym gdzie jest.
Nabrałam wody w ręce i opłukałam nią kilka razy swoją twarz. Oparłam łokcie o umywalkę i czekałam aż woda sama spłynie po mojej skórze. Nie wiem jak długo trwałam w tej pozycji, ale zaczęłam odczuwać ból w dolnej części swoich pleców.
Wcisnęłam się brzuchem w szafkę, kiedy drzwi z wielką siłą obiły się o ścianę. Gdybym stała kawałek bliżej, byłam już na niej rozpłaszczona.
- Nie rób tak nigdy więcej, dobrze? - Janek wszedł do środka ze zdenerwowaną miną.
- Mam nie chodzić sama do łazienki? - roześmiałam się ironicznie, patrząc na niego zdezorientowanym wzrokiem.
Naprawdę do cholery popsuł te pieprzone drzwi?
Chłopak patrzył na mnie ze złym wyrazem twarzy jakby to wszystko było z mojej winy.
- Myślałeś, że sobie coś zrobię?
Nic nie odpowiedział, a jedynie zacisnął mocniej szczękę. Zaśmiałam się ironicznie, sięgając po ręcznik.
- Miałabym to zrobić z twojego powodu? Naprawdę myślisz, że byłoby warto? Już po raz setny pokazałeś, że lubisz rzucać słowa na wiatr - stwierdziłam.
Wytarłam ręce i ruszyłam do wyjścia, mijając go stojącego pod ścianą..
- Nie rzucam słów na wiatr.
- Obiecuję ci, że zawszę będę mówił prawdę nawet jeśli będzie okropna do zniesienia, bez względu na wszystko. Chcę, żebyśmy mówili sobie dosłownie o wszystkim - zacytowałam jego słowa, schodząc ze schodów.
Szatyn nic nie odpowiedział, widocznie uznając, że nie ma nic na swoją obronę. Dobrze wiedział, że składał mi wiele obietnic, które złamał przez jeden głupi błąd.
Sięgnęłam po kosz ze świeżym praniem stojący koło wyjścia na balkon. Ułożyłam go na stoliku i wzięłam się za składanie ubrań. Musiałam się czymś zająć, żeby nie zwariować. Wiedziałam, że jak wrócimy do domu nie będzie łatwo, ale nie myślałam, że stanie się coś już pierwszego dnia. Nawet nie skomentowałam jego rozciętego łuku brwiowego, który nie uszedł mojej uwadze. To wszystko przestało być dla mnie zabawne już dawno temu.
Nie jestem zła za to, że znowu trafił do więzienia. Jestem zła, bo wolał przeciągnąć Oliwiera na swoją stronę i kamuflować się przede mną, co nie miało kompletnie sensu. Miałam się o tym nie dowiedzieć?
Wzięłam w ręce złożone ubrania i skierowałam się na górę do swojej sypialni. Ominęłam siedzącego na najwyższym schodku chłopaka, traktując go jak powietrze. Wiedziałam, że moje słowa do niego trafiły i pewnie gdyby nie fakt, że nie chce więcej przebywać w swoim domu już by go tutaj nie było. Teraz siedzi jak zbity piesek i liczy na to, że wyciągnę do niego rękę.
Schowałam czyste ubrania do szafki, a następnie podeszłam do okna i zsunęłam roletę. Zawsze to robię, kiedy tylko na ulicy zapalą się lampy, inaczej mam wrażenie, że wszyscy widzą co robię w pokoju.
***
Skończyłam jeść kolacje i wsadziłam brudny talerz do zmywarki. Kątem oka widziałam, że Janek staje w progu kuchni, opierając się ramieniem o framugę. Obserwował każdy mój ruch, wprawiając mnie tym w zakłopotanie, którego mimo wszystko nie dawałam po sobie poznać. Wzięłam ostatni łyk ciepłej herbaty i ruszyłam do wyjścia z kuchni wyłączając po drodze światło. Janek zauważając, że tym razem także nie mam zamiaru zwrócić na niego uwagi, złapał mnie za rękę, zatrzymując zanim przekroczyłam próg.
- Co.
- Przepraszam - wyszeptał, spoglądając na mnie ze skruszoną miną.
- Jak zawsze - wzruszyłam ramionami. Chciałam zabrać od niego rękę, ale on złapał mnie za nią szczelniej, nie pozwalając od siebie odejść.
- Już zrozumiałem, że źle zrobiłem. Co mógłbym innego powiedzieć?
- Nie musisz nic mówić. Nie potrzebuję słyszeć tego pustego słowa z twoich ust.
- Nie chcę cię widzieć takiej smutnej - ułożył rękę na mój policzek, ale przekręciłam głowę w bok.
- Tak trudno było mnie poinformować, wytłumaczyć, że dostałeś wezwanie? Myślałeś, że ci zabronię tam pójść wszystko załatwić?
- Wiedziałem, że byłabyś na mnie zła.
- Świetnie, teraz wcale nie jestem - uśmiechnęłam się sztucznie.
Szatyn westchnął cicho, spuszczając wzrok. Sam wyglądał na zmęczonego tym wszystkim, a ta kłótnia ewidentnie jeszcze bardziej go dobijała. Utkwił swój wzrok na mojej twarzy, skanując dokładnie każdy jej punkt.
- Wiem, że nie jestem ciebie wart, ale nie potrafię tego wszystkiego odpuścić. To co do ciebie czuję jest zbyt mocne, żebym mógł zostawić cię w spokoju.
- Nie chcę, żebyś ode mnie odchodził, tylko żebyś zaczął uczyć się na swoich błędach.
- Nie wiem, nie potrafię myśleć w ten sposób.
- I to jest największy problem, który może na wszystkim zaważyć - posłałam mu znaczące spojrzenie.
- Wolałbym umrzeć niż wiedzieć, że nie jesteś moja.
- Przestań - pokręciłam głową, robiąc krok w stronę schodów.
- Wcale nie żartuję. Mówię to co naprawdę myślę - złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie blisko.
- To nie przejdzie Janek, już nie działają na mnie te twoje słodkie teksty.
- Coraz bardziej jestem pewny, że zostałem stworzony do tego, żeby o ciebie walczyć - zatoczył kciukami kółka na moich biodrach.
Dobrze wiedziałam co robi. Zawsze kiedy nie ma pojęcia jak się wytłumaczyć, używa swojej najskuteczniejszej broni - uwodzi mnie.
- Chce iść na górę - zaznaczyłam, zwilżając językiem swoje wargi, co nie uszło jego uwadze.
- Jeśli pozwolisz mi się pocałować - jego prawa ręka powędrowała do mojego policzka.
- To nie była prośba Janek.
- Jeśli się zgodzisz dam ci już dzisiaj spokój - kącik jego ust drgnął delikatnie do góry.
- To jest możliwe?
- Poświęcę się.
Nawet nie czekając na moją zgodę pochylił się naprawdę powoli muskając swoimi wargami moje. Powtórzył ruch kilka razy mając nadzieję, że odwzajemnię pocałunek, ale nic takiego się nie stało.
- Mogę już iść? - zapytałam.
- Nie.
- Pozwoliłam ci się pocałować.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- To ty się źle wyraziłeś, nie mam zamiaru się domyślać czego chcesz - wzruszyłam ramionami, czując jak złe napięcie opuszcza nas z chwili na chwilę.
Szatyn naparł na mnie swoim ciałem, sprawiając że zaczęłam stąpać do tyłu. W momencie gdy natknęłam tyłkiem na stół, uniósł mnie i posadził na jego blacie. Kiedy stawał między moimi nogami, wydawał się być skupiony na tym co robi.
- Potrzebuję cię - wyszeptał, przejeżdżając nosem wzdłuż mojej szyi. Zaczął składać na niej pojedyncze pocałunki, dochodząc nimi aż do linii szczęki.
Złapał za moje ręce i ułożył je na swojej szyi, zupełnie tak jakbym była kukiełką. Spojrzał na mnie wyczekująco i zaśmiał się cicho pod nosem. Dobrze wiedział, że ja tak samo go potrzebuję, ale próbuje pozostać nieugięta.
- Więc będziesz dzisiaj moją laleczką? - uniósł rozbawiony brwi do góry.
Złapał mnie szczelnie w pasie i zaczął nieść na górę. Wchodząc do sypialni, rozejrzał się tak jakby zastanawiając, gdzie powinien mnie posadzić.
- O mój boże - sapnęłam, kiedy nagle rzucił mnie nie miękkie łóżko, szybko zawisając tuż nad moim ciałem.
Nie czekając dłużej wpił się spragniony w moje usta. Warknął cicho, kiedy znowu nie odwzajemniłam pocałunku.
- Chyba naprawdę mocno zależy ci na ukaraniu mnie - szepnął, przygryzając moją dolną wargę.
Powstrzymywałam się jak cholera, żeby nie poruszyć ustami i nie ułożyć rąk na jego ciele. Zaczęło mnie bawić to w jaki sposób się zachowuje, kiedy nie dostaje tego czego chce.
- Znęcasz się nade mną - jęknął, znowu przejeżdżając nosem po mojej szyi. Zassał usta na mojej skórze, sprawiając że mimowolnie westchnęłam, unosząc klatkę piersiową do góry. Podniosłam dłonie z zamiarem wplątania ich w jego włosy, ale szybko opanowałam się, znowu układając je na pościeli.
Janek na wszystkie możliwe sposoby próbował zmusić mnie do tego abym pękła. Wsunął rękę pod cienki materiał mojej bluzki i przesunął opuszkami palców po moim boku. Zagryzłam wargę, kiedy po moim ciele przebiegły przyjemne dreszcze.
- Jak zwykle twoje ciało cię zdradza - roześmiał się.
Zsunął kawałek bluzki z mojego ramienia i dmuchnął na nie. To wystarczyło, by na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. I to ja się nad nim znęcam?
- Liczę do trzech i jeśli nie dasz żadnego znaku, wrócę do swojego domu - powiedział poważnie, zaprzestając wszystkie swoje ruchy.
Uniosłam brwi do góry, powstrzymując się od śmiechu.
- Jeden, dwa - zrobił chwilę przerwy - Trzy - podniósł się z łóżka i poprawił swoją bluzę. Zaczął się powoli kierować do wyjścia, a ja nadal leżałam w tej samej pozycji.
Słyszałam jak schodzi ze schodów i opiera się o szafkę podczas zakładania butów. Kiedy usłyszałam skrzypienie drzwi wejściowych zerwałam się z miejsca i jak burza pobiegałam na dół. Wybiegałam za nim na bosaka, zatrzymując go tuż przy furtce. Spojrzał na mnie zdziwiony gdy zaczęłam ciągnąć go za bluzę z powrotem do środka. Szedł za mną posłusznie nie komentując całej tej sytuacji. Zamknęłam za nami drzwi wejściowe na zasuwkę, by mieć pewność, że nikt nie wejdzie do domu, gdy będziemy na górze. Złapałam go za rękę, prowadząc znowu do sypialni. Tym razem to ja pchnęłam go na łóżko, ale nie było to tak spektakularne jak wtedy gdy zrobił to on. Usiadłam na nim okrakiem i zawisłam tuż nad jego twarzą.
- Nawet nie zaczynaj - uderzyłam go lekko w ramie, kiedy tym razem on nie oddał mojego pocałunku.
Szatyn zaśmiał się nisko i popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Ułożył ręce na mojej talii i przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie.
- Nie żartowałeś, że mnie potrzebujesz - rozchyliłam delikatnie usta.
- Ja nigdy nie żartuje w takich sprawach - pokręcił przecząco głową, specjalnie wypychając biodra do góry.
- Trzeba będzie coś z tym zrobić - mruknęłam uwodzicielskim tonem i uśmiechnęłam się do niego niewinnie.
Janek zmrużył oczy i jednym ruchem położył mnie pod sobą. Klęknął między moimi nogami i szybko pociągnął za materiał swojej bluzy, ściągając ją od razu razem z bluzką, przez co teraz mogłam podziwiać jego wytatuowane, umięśnione ramiona. Rzucił ją na podłogę i spojrzał na mnie z góry wygłodniałym wzrokiem. Wyciągnęłam rękę dotykając jego klatki piersiowej i przejechałam po niej palcami aż do samego pępka. Szatyn pochylił się i wpił w moje usta. Momentalnie oboje przywarliśmy do siebie klatkami piersiowymi i zrobiliśmy to tak jak powinniśmy zrobić na samym początku. Czułam jak jego język przebiega po mojej dolnej wardze zanim zupełnie ją przygryzł. Rękami złapał za materiał mojej koszuli i zaczął ciągnąć ją do góry. Oderwał swoje usta od moich tylko na moment, by ściągnąć ubranie przez moją głowę. Musnął kilka razy czule moje wargi, zanim zasypał pocałunkami mój dekolt. Zrobiło mi się gorąco, kiedy zaczął sunąć językiem po moim brzuchu. Zamruczał cicho, kiedy powędrowałam ręką do guzika jego spodni.
Dwa tygodnie później:
- To szalone, że wystarczyło dwa dni aby dom został sprzedany - pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Mówiłem, że mój urok osobisty przekona ich do zakupu. Kiedy zobaczyli, że to ja tam wcześniej mieszkałem, to ich marzenie o tym, by je zdobyć stało się dwa razy większe.
Roześmiałam się głośno, unosząc jedną brew do góry.
- A teraz możesz mi powiedzieć gdzie jedziemy i co było tak ważne, żeby zabrać mnie z pracy dwie godziny wcześniej? Muszę przyznać, że naprawdę masz w sobie jakiś pieprzony urok, bo szefowa nigdy w życiu nie wyraziłaby zgody na tak nagłe zwolnienie bez poniesienia żadnych konsekwencji.
- Dobrze wiesz, że mam sprawne rączki - uśmiechnął się zadziornie.
- To nie było zabawne, ani smaczne - fuknęłam, uderzając go pięścią w ramie.
Szatyn zaśmiał się z mojej reakcji i korzystając z okazji, że staliśmy na czerwonym świetle, pochylił się, by dać mi soczystego buziaka.
- Mam to uznać za przeprosiny?
- Zawszę mogę cię przeprosić w twój ulubiony sposób.
- Masz dzisiaj świński humor - pokręciłam z zażenowaniem głową.
Szatyn spojrzał na mnie rozbawiony i potarł ręką swoją brodę. Zerknął na światła i ruszył prosto przez skrzyżowanie, stukając palcami o kierownicę.
- Bądź cierpliwa - uśmiechnął się tajemniczo, zauważając mój ponaglający wzrok.
- Jestem bardzo cierpliwa, będąc z tobą.
- No widzisz? Przynajmniej do czegoś ci się przydałem.
- Zabierasz mnie na drugi koniec kraju?
- Do zoo.
- Małpę już widziałam.
- Ciebie też humorek dzisiaj nie opuszcza - Janek przekręcił głowę w moją stronę i ułożył prawą rękę na moim udzie.
Wyjrzałam przez okno, kiedy wjechaliśmy w ulicę, a raczej osiedle, o którym kiedyś często mu wspominałam. Co prawda znajduje się daleko od centrum, ale jest to przepiękna, cicha okolica, gdzie mieszkają raczej zamożni, zorganizowani ludzie. Za czasów szkolnych potrafiłam tutaj przyjechać autobusem, by pobiegać po wszystkich ulicach. Piękne duże domy i ogrody kreowały przyjemną atmosferę, w której chciało się przebywać.
Janek zatrzymał samochód na jednym z podjazdów. Widziałam jak jakiś mężczyzna wygląda przez okno i uśmiecha się widząc zatrzymujące się auto, a za chwile wychodzi na schody.
- Dlaczego nie powiedziałeś, że jedziemy w gości? Przynajmniej przebrałabym się w normalne ubranie, zobacz jak ja wyglądam - szepnęłam zirytowana, wychodząc powoli z samochodu.
- Pięknie wyglądasz - Janek wywrócił oczami, łapiąc mnie za rękę.
Otworzył ładną, ozdobną, czarną furtkę, pozwalając mi wejść pierwszej na podwórko.
- Dzień dobry państwu - niski mężczyzna szybko pojawił się obok nas i wyciągnął do mnie rękę.
- Dzień dobry - odpowiedziałam niepewnie, ściskając jego dłoń.
- Dom już jest gotowy do oglądania, zapraszam - wskazał ręką w stronę drzwi, na co ja spojrzałam pytająco na Janka.
Szatyn powiedział coś do prawdopodobnie właściciela domu, a następnie ciągnąc mnie za rękę poprowadził w stronę schodów.
- Teraz już możesz mi powiedzieć o co chodzi? Kim jest ten facet - wyszeptałam, kiedy zostaliśmy sami.
- Ładny dom, prawda? - uśmiechnął się do mnie, otwierając drzwi wejściowe.
- Janek dopiero co sprzedałeś swój. Przecież mieliśmy zamieszkać w moim.
Chłopak ułożył ręce na moje biodra i prawie siłą wcisnął mnie do małego korytarza. Wszedł tak pewnie w jedne z drzwi, że od razu domyśliłam się, że już wcześniej tutaj był.
- Przynajmniej go obejrzyj.
Westchnęłam cicho i weszłam do większego korytarza z którego od razu był wgląd na ogromny salon. Zrobiłam kilka kroków w głąb pomieszczenia i rozejrzałam się dookoła. Zaczęłam spacerować i oglądać każdy szczegół poczynając od mebli aż do widoku z każdego okna. Powoli przeszliśmy do przestrzennej kuchni, łazienki, a następnie odwiedziliśmy trzy sypialnie.
- Ten dom jest ogromny.
- Idealny dla nas.
- To nie ma sensu Janek, dopiero co kupowałam swój. Niczego mu nie brakuje - pokręciłam głową, spoglądając jak testuje materac ogromnego łóżka, siadając na nim i podskakując.
- Mój dom został sprzedany, tamten jest twój, a ten byłby nasz - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.
- Po co nam tyle pomieszczeń, przecież będą stały puste.
- A co zrobisz, kiedy powiększy nam się rodzinka? - spojrzał na mnie pytająco.
- Naprawdę myślisz o tak odległych sprawach? - zaśmiałam się, podchodząc do okna, by standardowo sprawdzić na co ma widok.
- Wcale nie muszą być odległe, jestem gotowy na wszystko.
- Najpierw załatw wszystkie sprawy z sądem i policją - mruknęłam, przejeżdżając palcem po drewnianym biurku.
Janek westchnął ciężko, podchodząc do mnie blisko. Złapał mnie za rękę, zmuszając do tego bym na niego spojrzała.
- Wiem, że się boisz, że znowu zostaniesz sama, ale naprawdę jestem już zupełnie czysty. Odsiedziałem swoje, nie zrobiłem nic złego za co mogliby mnie znowu wsadzić. Wystarczy, że będę teraz regularnie przez kilka miesięcy zgłaszał się na komisariat w wyznaczonych terminach i to wszystko się skończy. Musisz mi zaufać - powiedział spoglądając prosto w moje oczy.
Wyglądał na naprawdę zmobilizowanego do tego, by zacząć życie zupełnie na nowo. Inaczej nie pozbywałby się swojego domu, do którego mimo wszystko miał ogromny sentyment. W końcu odziedziczył go po swoim dziadku, który tak bardzo pomógł mu w życiu. Ostatnio tłumaczył mi dlaczego został posadzony na dołku i naprawdę nie powinnam mieć nawet takich myśli, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie chciałabym przez jakąś głupotę zostać sama z dzieckiem na rękach. To by było już dla mnie zbyt wiele.
- Kocham cię najmocniej na świecie i wiem, że marzyłaś o zamieszkaniu w tej dzielnicy, więc dlaczego nie zaryzykować? - zapytał.
- To szalone.
- My zawsze jesteśmy szaleni, ale spójrz - wskazał ręką na pomieszczenie - jest tutaj tak jak sobie zawsze wyobrażałaś, prawda?
Nie mogłam mu się sprzeciwić, bo miał racje. Jest to duży, nowoczesny dom z przepiękną kuchnią, sypialnią, pralnia i wieloma innymi pomieszczeniami, które mogłyby być doskonale przez nas zagospodarowane. Ma racje, że jeśli któregoś dnia nasza rodzina powiększyłaby się, w naszym obecnym mieszkaniu nie byłoby miejsca na zorganizowanie dziecięcego pokoju.
- Zaczniemy wszystko od nowa, poszukam pracy, a ty nadal spokojnie będziesz mogła dojeżdżać do swojej - objął mnie od tyłu w pasie i ułożył głowę na moim ramieniu.
- Tylko tak łatwo się o tym mówi - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Zrobię wszystko, żeby było nam jak najlepiej - pocałował mnie w policzek i okręcił w swoją stronę.
- Naprawdę tak bardzo ci na tym zależy?
- Nowy dom i zero złych wspomnień. Nareszcie nie musiałbym czuć, że śpię na miejscu, które pierwotnie należało do Alana.
- Obejrzymy resztę pomieszczeń?
Na twarzy szatyna pojawił się szeroki uśmiech. Już widział, że jest na wygranej pozycji, bo cholera, miał sto procent racji w tym co mówił.
Szliśmy w ciszy przez korytarz, kiedy niespodziewanie odwróciłam się i skoczyłam prosto na niego.
- Zgadzam się! - wykrzyknęłam podekscytowana, okręcając ręce wokół jego szyi.
Janek objął mnie rękami w pasie, wyglądając na ewidentnie zaszokowanego moją nagła decyzją. Roześmiał się głośno, kiedy zaczęłam całować go po policzkach jak nienormalna.
Ten dom to spełnienie moich nastoletnich marzeń, a fakt, że będę go dzielić z takim facetem jak Janek sprawiał, że byłam w stanie wszystko zaryzykować.
- Jestem tak zajebiście szczęśliwy - mruknął, wtulając głowę w moją szyję i okręcił się ze mną kilka razy w kółko.
- Tylko czy wystarczy nam na to wszystko pieniędzy? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Przypominam, że własnie sprzedałem swój dom, który kosztował dwa razy tyle co ten.
- Nie wierzę, że to wszystko dzieje się tak szybko - złapałam się za głowę, uśmiechając od ucha do ucha.
- Przeszliśmy największą burzę w dziejach ludzkości, więc teraz pozostaje nam tylko cisza i spokój - uśmiechnął się, po raz kolejny obejmując mnie szczelnie ramionami.
- Przyznaj, że już wcześniej tutaj byłeś i rozmawiałeś z właścicielem.
- Wszystko zostało przeze mnie dokładnie sprawdzone. Dwa dni przerzucałem stertę papierów, by sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu. Teraz zostaje nam tylko podpisać umowę i dom jest od razu nasz - uśmiechnął się delikatnie.
- To szalone - powtórzyłam już któryś raz dzisiejszego dnia.
***
- Nawet nie przeszło mi przez myśl, że w ciągu najbliższych pięciu lat będę pakowała swoje rzeczy w te wszystkie pudła - powiedziałam wsadzając pojedyncze przedmioty do tej pory ozdabiające komodę, do pudełka. Spojrzałam w stronę Janka, który zajmował się rozkręcaniem jednej z szafek.
- Ostatnio dzieje się wiele ciekawych rzeczy w naszym życiu - odparł, kręcąc śrubokrętem.
- Powinni nagrać film na tej podstawie.
- Reality show.
- Życie Dąbrowskich - roześmiałam się, spoglądając do góry jakbym miała przed oczami wizję całego projektu.
- Niestety mogliby je puszczać dopiero po dwudziestej drugiej - odłożył śrubokręt i spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem.
- Już koniec tych marzeń i wracaj do roboty - ponagliłam go, zamykając swoje pudełko.
Odsunęłam je pod ścianę i rozłożyłam się na podłodze wzdychając ciężko. Janek złapał mnie za nogę i jednym ruchem przyciągnął do siebie. Stęknęłam, kiedy moja bluzka podwinęła się i moje plecy zostały powitane przez zimne panele.
- A królewna będzie tak leżeć i mi się przyglądać? - spojrzał na mnie z góry.
- Bardzo możliwe - kiwnęłam głową, wyciągając się na wszystkie strony.
- W takim razie wieczorem będzie mi się należał dokładny masaż - mruknął, zawisając tuż nad moim ciałem.
- Zobaczymy czy zasłużysz.
- Już zasłużyłem - przejechał nosem po moim policzku, docierając aż do szyi, na której złożył delikatny pocałunek.
Oboje jednocześnie spojrzeliśmy w stronę korytarza, kiedy w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Położyłam rękę na klatce piersiowej szatyna chcąc go od siebie odsunąć, ale zaparł się nade mną osaczając z każdej strony.
- Udawajmy, że nikogo nie ma - wyszeptał, całując moją brodę.
- Przecież jest zapalone światło - zaśmiałam się, podejmując próbę wyzwolenia się spod jego ciała.
Szatyn warknął poirytowany, kiedy ponownie usłyszeliśmy krótki brzęk dzwonka.
- No to co? Podzwoni i sobie pójdzie - wzruszył ramionami.
- Przecież sama po niego dzwoniłam idioto - ułożyłam ręce na jego szyi udając przez chwilę, że go duszę.
Szatyn zrobił zniesmaczoną minę i z wielką niechęcią podniósł się do pozycji siedzącej. Poczochrałam jego włosy, a następie ruszyłam do drzwi w końcu otwierając je Oliwierowi.
- Jeśli wam w czymś przeszkodziłem, to możecie powiedzieć - zaczął na powitanie i wszedł do środka.
- No widzisz? - Janek spojrzał na mnie z wyrzutem, na co wywróciłam oczami.
- Dobrze, więc w kuchni jest już większość pudełek, które można znosić do busa. Jesteś pewny, że nie będziesz miał problemu za to, że używasz firmowego samochodu do takich rzeczy?
- Wcale nie muszą o niczym wiedzieć - mrugnął do mnie okiem i na nic nie czekając, poszedł do kuchni, by zabrać pierwsze kartony.
- Wziąłbyś z niego przykład królewiczu - spojrzałam na Janka.
- Wziąłbyś z niego przykład królewiczu - powtórzył, kręcąc przy tym głową.
Podniósł się z ziemi i mijając mnie w progu złożył przelotny pocałunek na moich ustach, szybko znikając za progiem kuchni.
- Jesteście chyba jedynym przypadkiem, który decyduje się na zakup mieszkania i po dwóch dniach ma już w nim prawie wszystkie swoje rzeczy - Oliwier postawił ostatnie pudło w naszym nowym salonie.
- Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana - Janek rzucił się na kanapę, ciężko wzdychając.
- W sumie nie dziwie się wam - rozejrzał się dookoła.
- Kochanie, wszystko w porządku?
- Tak, tak - szepnęłam, krzywiąc się delikatnie.
Próbowałam się wyprostować, ale za każdym razem, kiedy chciałam zrobić jakiś ruch, czułam mocne kłucie w podbrzuszu.
- Jesteś blada jak ściana - szatyn szybko pojawił się obok mnie.
Syknęłam i oparłam się na nim, zaciskając usta w cienką linię. Chłopak doprowadził mnie powoli do kanapy i pomógł na niej usiąść.
- Jedźmy na pogotowie - powiedzieli jednocześnie.
- Nie - pokręciłam głową, biorąc kilka głębokich wdechów - To tylko chwilowo zrobiło mi się tak słabo - zapewniłam ich, opadając ciałem na oparcie, kiedy skurcz stopniowo opuścił moje ciało.
- Więc musiał być jakiś powód, jedziemy - Janek złapał mnie za rękę, ale zabrałam ją od niego, chowając za plecy.
- Od prawie miesiąca nie biorę żadnych leków, może to jeden ze skutków ich odstawienia.
- Ania, czy ty jesteś poważna? Nie możesz sama decydować o tym czy bierzesz te wszystkie tabletki czy nie, od tego są lekarze - Janek podniósł głos.
- Bez nich czuję się o wiele lepiej.
- No właśnie widzę - wyrzucił ręce do góry, okrążając w zdenerwowaniu stół.
- Ciebie nigdy nic nagle nie zabolało? - zapytałam, układając rękę na swoim podbrzuszu.
Już wiele razy podejmowałam próbę odstawienia leków i za każdym razem kończyło się to omdleniem, ale nie mam zamiaru brać ich do usranej śmierci przynajmniej dlatego, że jestem po nich niesamowicie zmęczona i ociężała.
- Jesteś pewna, że już wszystko okej? Może pojedziemy i zbadają cię dla pewności - westchnął, siadając obok mnie.
Moją dłoń zastąpiła jego ręka z zamiarem sprawdzenia czy jeśli naciśnie na jakieś miejsce, nie zdradzę swojego bólu.
- Tak, jestem pewna, że wszystko ze mną okej.
***
- I mówiłam? Wszystko ze mną w jak najlepszym porządku, niepotrzebnie się tutaj fatygowaliśmy - mruknęłam ściszonym głosem, wychodząc z gabinetu lekarza.
- Nadal jesteś blada.
- Bo wszystkie badania zawsze są dla mnie stresujące - skłamałam, machając ręką przed swoją twarzą tak jakby było mi gorąco.
- No dobrze, wrócimy do domu i będziesz mogła odpocząć - powiedział i odwzajemnił uśmiech do lekarza, który własnie opuścił swój gabinet.
Kiwnęłam twierdząco głową i ruszyłam szybko korytarzem do wyjścia ze szpitala. O mało nie potknęłam się o własne nogi, ale potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Jeśli coś jest na rzeczy, powiedz mi. Chcę o wszystkim wiedzieć.
- Mówię, że wszystko jest w porządku, naprawdę.
- Kiedyś też mnie tak zapewniałaś, a potem okazało się coś o wiele gorszego. Skoro ty nie chcesz mi powiedzieć, pójdę porozmawiać z twoim lekarzem - wzruszył ramionami.
- Nie uśmiechałby się do ciebie przyjaźnie, gdyby oświadczył mi, że mam raka - weszłam powoli do samochodu, zagryzając nerwowo wargę.
- A z kolei gdyby wszystko było na swoim miejscu nie unikałabyś ze mną kontaktu wzrokowego - sapnął niezadowolony, wsiadając do samochodu od strony kierowcy.
- Nie unikam.
- To spójrz mi w oczy.
Zrobiłam to o co mnie prosił, przekręcając się chwilowo w jego stronę.
- Wyglądasz na przestraszoną - stwierdził.
- Jedźmy już do domu - pokręciłam głową, opadając plecami na oparcie fotela.
- Nie myśl, że tak łatwo odpuszczę ten temat, kochanie. Dlaczego nie pozwoliłaś mi być ze sobą podczas badań? - zapytał, ruszając z parkingu.
- Mówiłam, że wszystkie badania są dla mnie stresujące.
- Więc nie pomogłaby ci w tym moja obecność?
- Naprawdę Janek? Będziesz miał teraz o to do mnie pretensje? - potarłam rękoma swoje uda i wyjrzałam przez okno.
- Dobrze wiesz, że zależy mi na twoim zdrowiu - zacisnął szczękę, spoglądając na mnie, kiedy stanął na czerwonym świetle.
Nic nie odpowiedziałam, a jedynie przymknęłam delikatnie oczy. Powiem mu wszystko, ale w swoim czasie. Najpierw sama muszę oswoić się z tym co usłyszałam od lekarza, by przekazać mu to w jakiś spokojny sposób.
- Słyszysz mnie?
- Hm?
- Doprowadzisz mnie do szału - mruknął ściszonym głosem, komentując moją chwilową nieobecność.
- To wcale nie jest dziwne - mruknął szatyn, kiedy zauważył jak stoję bez ruchu i wpatruję się na siebie w lusterku.
- Gdybyś ostatnio nie rozwalił tych drzwi, nie widziałbyś co robię.
- Opowiedz mi jeszcze o czymś co robisz, a ja nie mam o tym pojęcia - zaśmiał się i oparł ramieniem o futrynę.
- Jest wiele takich rzeczy - wzruszyłam ramionami, poprawiając swoją bluzkę, którą wcześniej podwinęłam, nadal nie odwracając wzroku od lustra.
- Ale tak całkiem poważnie - zaczął, stając tuż za moimi plecami, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego odbicie - Stałaś przy tym lusterku dobre pięć minut bez ruchu, to było przerażające.
- Podglądałeś mnie? - odwróciłam się w jego stronę i uniosłam głowę do góry.
- Miałem dużą szparę, przez którą mogłem zaglądać - mrugnął do mnie okiem, wskazując ruchem ręki na miejsce gdzie powinny znajdować się drzwi.
- Zero prywatności - wywróciłam oczami i ruszyłam w stronę sypialni.
- Nie złość się.
- Nie złoszczę się.
Podeszłam do szafki nocnej i zapaliłam stojącą na niej lampkę. Zebrałam swoje włosy z tyłu głowy i kilkoma płynnymi ruchami uformowałam je w niedbałego koczka.
- Odłóż ten młotek, bo ci zaraz wypadnie - powiedziałam, spoglądając jak okręca w ręce stalowe narzędzie.
- Martwisz się o mnie? - uniósł delikatnie kąciki ust do góry i objął mnie ręką w pasie, przysuwając do siebie blisko.
Obserwowałam przez chwilę jak jego włosy opadają na czoło, kiedy marszczył brwi.
- Janek?
- Tak?
- Co miałeś na myśli mówiąc, że jesteś gotowy na wszystko? - zapytałam, zerkając na niego niepewnie.
- Wszystko co wiąże się z tobą i z rozpoczęciem nowego życia. Dlaczego tak nagle o to pytasz?
Stanęłam na palcach i położyłam dłonie na jego policzkach. Przytknęłam swoje wargi do jego muskając je czule kilka razy.
- Będziesz tatusiem - wyszeptałam, spoglądając prosto w jego oczy.
Podskoczyłam, kiedy w pomieszczeniu rozszedł się głośny huk spowodowany mocnym upadkiem młotka na panele.
- Ostrzegałam, że wypadnie - powiedziałam, a następnie zacisnęłam usta w cienką linię.
______________________________
Więc nadszedł ten dzień - opowiadanie dobiegło końca!
Pojawi się jeszcze krótki epilog i ważna informacja, która myślę, że was ucieszy. Czekajcie!
Ten rozdzial jest najpiekniejszy ze wszystkich ❤❤ nie moge uwierzyc w to ze to juz koniec ale dziekuje Ci Ania za to cale opowiadanie. To co tutaj stworzylas jest swietne, masz ogromny talent do pisania i nie zmarnuj tego! Mam nadzieje ze nowe ff będzie rownie dobre albo nawet i lepsze. Jejku to jest niewiarygodne, ze to tak wszystko szybko zlecialo :( Jestes najlepsza Ania 💝💝
OdpowiedzUsuńOoo.... Czekałam na ten moment.
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział <3
Cudo😍😍😍😍😍 szkoda ze koniec
OdpowiedzUsuńWoo petarda <3
OdpowiedzUsuńNajlepsze ff jakie dotychczas czytałam ❤
OdpowiedzUsuńJEZU NAJLEPSZE
OdpowiedzUsuńJeeeej :3 Już myslałam że nie będzie happy endu, a tu proszę! Niespodzianka :3
OdpowiedzUsuńBędzie mi brakować tego ff ;(
Wiedziałam ze będzie w ciąży!
OdpowiedzUsuńOmg omg omg omg omg! Czemu to już koniec?! Właśnie zrobiło się meeeeega ciekawie! Nie kończ tego pls!
OdpowiedzUsuńSmutno mi że to koniec, ale nowe dr będzie na pewno tak samo genialne. Rozdział to jaliś rozpierdzial po prostu sztos. Już nie mogę się doczekać co nowego wymyslisz.
OdpowiedzUsuńNajlepsze ff na świecie! 😍😍😍 Pamiętam jak czytałam pierwszy rozdział jakby to było wczoraj ❤❤ Dziękuję za te wszystkie pięknie przeżyte z tym opowiadaniem chwile i czekam na kolejne opowiadanie 😘 i kolejne i jeszcze kolejne 😂💖💖
OdpowiedzUsuńNIE WIERZE ZE TO JUZ KONIEC😭😭❤
OdpowiedzUsuńAnia nie, proszę nie rób nam tego! :'(
OdpowiedzUsuńCocococ w tym momencie? Nie no, błagam. :( Mam nadzieję, że ta informacja uleczy me złamane serce *ocieram łzę*..Eh, całe opowiadanie jestem i ahh..nie wierzę, e to koniec, ale rozdział zajefajny. ♥
OdpowiedzUsuńDziękuje za tak piękne opowiadanie ❤️
OdpowiedzUsuńJeden z moich ulubionych rozdziałów!! 💖💖❤❤
OdpowiedzUsuńJa też wiedziałam, że będzie w ciąży.
Szkoda, że to już ostatni bo będzie mi brakowało tego ff.😭😭
Napiszesz jeszcze o ślubie i co się urodzi prawda??❤❤
Kocham to!😭
OdpowiedzUsuńPięknie się kończy. Czytam od samego początku. 😍
To jest moje najj ulubione ff 💖
Ojaaa
OdpowiedzUsuńPopłakałam się 😭 cudowny rozdział ❤
OdpowiedzUsuńCzy nowe ff też będzie o Janku?
OdpowiedzUsuń